środa, 4 lutego 2015

Hogwart po latach


Wiadomość o maratonie Harry'ego Pottera w kinach Helios ucieszyła mnie - osobę, która na Potterze w kinie nigdy nie była, bo zbyt późno zakochała się w tym pełnym magii i czarów świecie. Cena biletu na wszystkie części i fakt, że musiałabym codziennie dojeżdżać spory kawał do kina jednak ostudziły mój zapał, ale od czego ma się znajomych, jeśli nie od tego, by samemu zorganizować maraton Pottera na miękkich kanapach, z plazmą i mnóstwem jedzenia? Dziewiętnaście godzin z Harrym? Jasne, wchodzę w to!


Nie będę kręcić - nie było tak kolorowo, bo zaczęliśmy od Więźnia Azkabanu, zgodnie dochodząc do wniosku, że Kamień Filozoficzny i Komnatę Tajemnic obejrzeliśmy już setki razy, kiedy były w telewizji. Nie skończyliśmy też maratonu tak, jak założyliśmy, bo zmorzył nas sen, stanęliśmy na Księciu Półkrwi i po nim poszliśmy spać. Chociaż dwie szalone osóbki (które są w stanie robić tosty z serem bez chleba o godzinie czwartej nad ranem - kocham was!) miały ochotę na dalszy seans... Insygnia Śmierci dokończyłam już sama, w domu, trochę śpiąca, ale zawzięta, bo nie chciałam, by ten klimat tak szybko mnie opuścił.

No i tak minęło paręnaście godzin mojego życia, którego nie spędziłam tutaj, w rzeczywistości, z topiącym się, zmieszanym z błotem śniegiem i nieciekawą pogodą, ale w najbardziej magicznym i nieistniejącym miejscu na Ziemi, w Hogwarcie. To było trochę jakby dorastać na nowo, po raz wtóry z Harrym - co z tego, że w ciągu parunastu godzin? 

Oglądanie w towarzystwie miało jeden zasadniczy plus: uwagi. Uwagi wygłaszane w trakcie oglądania, dotyczące ulubionych scen, cytowania wypowiedzi ukochanych bohaterów, ale też błędów i nielogiczności, innych, lepszych rozwiązań fabularnych... To wszystko trochę zmieniało odbiór całej historii. Trochę inaczej patrzyłam na Pottera oglądając go ten enty raz.

Jedna rzecz się nie zmieniła - historia Harry'ego Pottera wciąż budzi emocje, wciąż wciąga i otacza tą magiczną aurą, z każdym filmem coraz mroczniejszą; wciąż daje niepohamowaną radość z oglądania i... i chociaż z wiekiem trochę inaczej patrzę na te filmy (i książki też, ale to nie ich maraton miałam wczoraj), to one, chociaż pierwszy miał premierę dawno temu, są ponadczasowe. Wydawałoby się, jakoby było to zaledwie dwa, trzy lata temu, a nie prawie czternaście!

Dorastamy, zmieniamy się - a Harry Potter wciąż jest tak samo magiczny.


To było ciekawe doświadczenie: obejrzeć całą historię prawie od początku do końca z małą przerwą spowodowało mentalną papkę w moim mózgu. W jednej chwili oglądam, jak Harry wyswobadza się ze szpon smoka podczas Turnieju Trójmagicznego, a mrugnięcie oka później - to znaczy: paręnaście godzin snu i siedzenia w autobusie - wszyscy moi ulubieni bohaterowie giną walcząc o Hogwart. Byłam pod wrażeniem, bo setki razy oglądałam te filmy pojedynczo, ale dopiero kiedy nie dawkuje się ich sobie, te wszystkie emocje się kumulują, żeby wybuchnąć na sam koniec.


Jeśli macie możliwość, zróbcie sobie taki maraton. Będziecie potem zombie, ale warto.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...