sobota, 27 grudnia 2014

W śnieżną noc | Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle


Święta roztaczają wokół siebie niezwykłą atmosferę. Dziwnym trafem trzy czwarte ludzi nie jest zirytowanych ciągłym podśpiewywaniem Last Christmas, wszędobylskie choinki, choineczki i ozdobione bombkami i wstążkami inne drzewka powodują uśmiech, a kiedy tylko w telewizji pojawi się pierwsza ciężarówka Coca-Coli, wiadomo, że zaczął się okres kupowania prezentów. Święta są magiczne. A Maureen Johnson, John Green i Lauren Myracle postanowili zakląć trochę tej magii w trzech opowieściach zebranych w książce W śnieżną noc.

Podróż wigilijna

Jak ja się przy tej opowieści ubawiłam! Była najkrótszą ze wszystkich trzech, ale mimo to zdecydowanie najlepszą i najbardziej wykorzystująca motyw świąt. Bo, jak zaraz się dowiecie, w pozostałych opowieściach brakowało mi trochę tej świątecznej magicznej atmosfery. A Maureen Johnson w Podróży wigilijnej, choć krótkiej, zawarła mnóstwo magicznych chwil, mnóstwo zabawnych, niewymuszonych sytuacji, a Jubilatka (tak, to imię) i jej pechowa, nagła podróż do dziadków na święta rozlały ciepło w moim sercu. Czegoś takiego potrzebowałam na Święta.

Rzuca się w oczy przede wszystkim to, że Maureen Johnson wszystko zaplanowała. Nie ma tutaj zbędnych scen i monologowania bez sensu, brak dłużących się wątków, za to pełno jest humoru, który, jak sądzę, większości przypadnie do gustu. Przeplatana zabawnymi wtrąceniami nieco szalona historia Jubilatki, która z unieruchomionego pociągu (w którym znalazła się przez rodziców zamkniętych w więzieniu z powodu zamieszek przed sklepem z ceramicznymi domkami) pełnego cheerleaderek trafia do domu zupełnie obcego chłopaka, gdzie spędza Boże Narodzenie. I wcale nie jest tak źle, jak sądziła.

Podróż wigilijna była świetnym początkiem W śnieżną noc - wprowadzała w dobry nastrój, rozlewała ciepło w sercu i dawała poczucie szczęścia. To była jedna z tych historii, które można wspominać z uśmiechem na ustach. Wcześniej nie kojarzyłam Maureen Johnson, ale jeśli wszystkie swoje powieści pisze takim stylem, to nigdy nie zapomnę jej nazwiska.

Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy

Wobec Johna Greena miałam ogromne wymagania. Napisał cudowne Gwiazd naszych wina czy poruszające Szukając Alaski, więc pomimo krótszej formy byłam nastawiona na coś... dużego, wciągającego, z tym charakterystycznym humorem Greena. Zawiodłam się. Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy nie był opowieścią złą, a na pewno nie nudną - ale brakowało mi czegoś: lepszych postaci, świątecznego klimatu. Dostałam dwóch gości napalonych na cheerleaderki i jedną fajną dziewczynę. Cudnie.

Rodzice Tobina utknęli z dala od domu z powodu największej od lat śnieżycy, więc chłopak zmuszony jest spędzić Wigilię w domu swojej przyjaciółki Diuk. Plany krzyżuje im nagle znajomy pracownik Waffle House, który podekscytowany bandą cheerleaderek w swojej knajpie wręcz rozkazuje Tobinowi, JP i Diuk stawić się tam jak najszybciej, najlepiej z upragnionym przez cheerleaderki Twisterem. Więc przyjaciele wsiadają do auta i brną przez zaspy, by dotrzeć tam jako pierwsi.

Opowieść ta była zwyczajna i niezbyt przejmująca. Jakoś nie mogłam się przekonać do chłopaków, chociaż greenowe postaci zazwyczaj bardzo lubię. Może krótka forma się nie sprawdziła? Blurb sugeruje, że opowiadania będą związane z magia świąt, ale tutaj jej nie było. Było szaleństwo, wyścig ze śmiercią (z powodu pewnych braci) i nagła miłość (i nie chodzi mi o miłość do placków ziemniaczanych) - i nic ponad to.

Święta patronka świnek

Mam mieszane uczucia co do Świętej patronki świnek Lauren Myracle. Z jednej strony opowieść ta niespecjalnie przypadła mi do gustu, bo nie lubię rozpuszczonych, myślących o sobie dziewczyn. Historia Addie, która odrzuca nawet pomoc swoich przyjaciółek, aby potem się zmienić, co z początku jej się całkowicie nie udaje, nie wciągnęła mnie od pierwszych stron. Z drugiej strony jednak miała w sobie trochę świątecznej magii. Nie będę zdradzała zakończenia, ale w takie zasypane, zaśnieżone Święta zdarzyć może się wszystko.

Addie i Jeb zerwali. Tuż przed ich pierwszą rocznicą. Tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia. Powodem były wieczne pretensje Addie i jej pocałunek z innych chłopakiem. Oczywiście według niej Jeb okazywał jej zbyt mało miłości. Na szczęście dziewczyna w końcu dostrzega swój błąd i zamiast zmieniać Jeba - chce zmienić siebie, a jej przyjaciółki z ulgą oferują pomoc. I tak właśnie pierwszym krokiem do zmiany ma być ograniczenie myślenia o sobie - Addie ma odebrać ze sklepu zoologicznego miniaturową świnkę dla przyjaciółki. Tylko czy w ferworze swoich własnych problemów podoła temu zadaniu?


W śnieżną noc jest ciekawą książką, bo trójka różnych pisarzy nie tylko napisała opowiadania ze świątecznym motywem, ale również umieściła je w jednym miasteczku, w zamkniętej grupie bohaterów. Ekscytowałam się jak dziecko, które właśnie odkrywa, co dostało na Święta, kiedy w ostatnim opowiadaniu pojawili się Jubilatka i Stuart, albo kiedy nic nie znaczący w Podróży wigilijnej Jeb okazuje się być ważny w Świętej patronce świnek. To było cudowne, takie zgranie się, przemyślenie każdej postaci i jej udziału. Byłam pozytywnie zaskoczona taką dbałością o szczegóły, drobne wystąpienia i wspominanie innych.

W śnieżną noc nie ma aż takiego świątecznego klimatu, jak mogłoby się wydawać, ale nie są to złe opowieści. Dawkowałam sobie po jednej w Wigilię i dwa dni Świąt, i chociaż oprócz pierwszej nie zrobiły na mnie gigantycznego wrażenia i nie wciągnęły bardziej niż zazwyczaj, to miło się je czytało. Wielka śnieżyca może doprowadzić do komicznych sytuacji! W śnieżną noc nie jest zachwycającą lekturą, nie wzbudzi też świątecznej magii, jednak to wciąż opowieści spod pióra dobrych pisarzy i trudno odmówić sobie relaksu przy nich. A teraz jest dobra pora na to, skoro - przynajmniej u mnie - spadł śnieg. Może i magii Świąt się nie poczuje, ale magię zimy i tego (okropnego) białego puchu - na pewno. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...