Nie znając Pięknych istot i tym samym ryzykując całkowite niezrozumienie spin-offu, który ma premierę 3 grudnia tego roku, zaczęłam czytać Niebezpieczne istoty Kami Garcii i Margaret Stohl ostrożnie i z wahaniem, ale pełna nadziei na dobrą, a przynajmniej lekką, powieść.
Link i
Ridley wyruszają na swoją wielką wyprawę do Nowego Jorku,
zostawiając stare życie za sobą. Link uczy się, jak żyć, będąc
w jednej czwartej inkubem, a Ridley próbuje być zwyczajnym
człowiekiem - co dla syreny, która wciąż i wciąż korzystała z
mocy manipulacji, jest trudnym zadaniem. Jej chłopak nie wie, że
przehandlowała go w magicznej grze hazardowej; myśli jedynie, że
to właśnie Rid znalazła mu kapelę poszukującą perkusisty, do
której zresztą dołącza. A potem okazuje się, że oboje są w śmiertelnym niebezpieczeństwie - i to nie tylko dlatego, że Ridley
jest nieciekawie związana z Lennoxem Gatesem, jednym z
najniebezpieczniejszych Istot Ciemności...
Znajomość
Pięknych istot jest opcjonalna, równie dobrze można się bawić,
czytając Niebezpieczne istoty, nie poznawszy losów Leny i Ethana. W
gruncie rzeczy nie pojawiają się w książce pojęcia, których nie
można zrozumieć z kontekstu, a niektóre są nawet na bieżąco
wyjaśniane. Fabuła jest miejscami tajemnicza, zwłaszcza w
przypadku przeszłości Ridley, ale z czasem wszystko zostaje
wyjaśnione, więc Niebezpieczne istoty można spokojnie traktować
jako samodzielną serię, a nie spin-off.
Kto
się czubi, ten się lubi. Link i Ridley są jak ogień i woda,
diametralnie różni i wydawałoby się, że nie pasują do siebie,
ale jednak pokonują wszystkie przeciwności losu, by być razem.
Daje to iście wybuchową mieszankę, która jednak nie potrafi
zagarnąć dla siebie całej fabuły, bo z każdym pojawieniem się
na horyzoncie Lennoxa Gatesa, to na nim się koncentrujemy.
Główni
bohaterowie są siłą napędową, jednak imponujące wrażenie
zrobił na mnie drugi plan. Począwszy od Lennoxa Gatesa kuszącego
swoją enigmatycznością i emanującego niebezpieczeństwem i
kłopotami, przez członków kapeli Syreni Śpiew - Necro
zdecydowanie była jedną z lepszych drugoplanowych postaci, o jakiej
kiedykolwiek czytałam, a Sampson intrygował swoim dziwacznym
charakterem - po wrogów chcących zemsty, o których było w sumie
niewiele, ale i tak zdążyli pobudzić moją ciekawość.
Fabuła
nie jest specjalnie skomplikowana; pojawiają sie wątki poboczne,
które - jak się okazuje - mają później znaczenie dla głównej
osi fabularnej, zazębiają się ze sobą. Autorki nie poszły na
łatwiznę, ale i nie wspięły na wyżyny swoich możliwości
fabułotwórczych i pisarskich. Niebezpieczne istoty czarują
złożonością świata magicznego i sposobem przenikania się tego
świata z ludzkim, dając nam obraz niesamowitości skrytej przed
okiem zwykłego śmiertelnika. Będąc spin-offem, Niebezpieczne
istoty nawiązują do wątków znanych z poprzedniej tetralogii
autorek, jednak nad wyraz subtelnie - nie czułam się skołowana
nieznajomością wspominanych wydarzeń z powodu sposobu, w jaki
zostały one przedstawione - prawie że streszczającym je.
Niebezpieczne istoty są
bardzo przyjemną lekturą, która idealnie nadaje się na relaks.
Historia Linka i Ridley wciąga i trudno oderwać się od znanego
nam, ale jednak całkiem innego świata, przedstawionego nam przez
Kami Gracię i Margaret Stohl. Nie sposób nie śmiać się (teksty
piosenek Linka!) czy nie smucić, nie czuć się zaskoczonym z powodu
urwanego w nieodpowiednim momencie zakończenia. Nie mogę porównać
tej powieści do Pięknych istot, aczkolwiek autorki
wykonały dobrą robotę i widać jak na dłoni, że nie (tylko) dla
pieniędzy przybliżyły nam losy Linka i Ridley. Nie jest to
oczywiście niesamowita, zapierająca dech w piersiach książka -
nie zmarnujecie jednak czasu, czytając ją. Ba!, spędzicie miłe
chwile poznając ćwierćinkuba, Syrenę i naprawdę tajemniczego
właściciela klubu...
Za książkę dziękuję wydawnictwu Feeria :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz