Elfy w
literaturze fantastycznej pojawiają się dość często. Ile
książek, tyle ich rodzajów. Pisarze dość często jednak sięgają
nie tyle do ludowych wierzeń, skąd elfy pochodzą, a do innych
dzieł literatury; a w szczególności upodobali sobie chyba Sen
nocy letniej pióra Williama Szekspira. Żelazna
córka Julie Kagawy, będąca kontynuacją Żelaznego
króla i dalszym ciągiem przygód elfiego mieszańca, jest
jedną z takich powieści. Nawiązań do szekspirowskiego dramatu
jest bez liku, od samych postaci – jak uwielbiany przeze mnie w
każdym wydaniu Puk zwany Robinem Koleżką, król Oberon czy Tytania
– po relacje ich łączące. Autorka jednak nie napisała tej
książki jedynie oparciu o dzieł Szekspira – skonfrontowała dwa
światy, jeden tych szekspirowskich elfów, drugi całkowicie
należący do ludzi, którzy dla elfów byli nic nie warci, a teraz
stali się groźni dzięki żelazie i technologii. To właśnie
w Żelaznej córce urzekło mnie najbardziej, to
subtelne nawiązanie do natury będącej stopniowo wyniszczaną przez
technologię.
Zimowy
Dwór gości wyjątkową osobę, która nawet jeśli chciałaby, już
nigdy ich nie opuści – elfiego mieszańca, Meghan Chase, która
dotrzymała swojej części umowy i oddała się w ręce królowej
Mab. Na Dworze panuje chłód nie tylko w znaczeniu pogodowym; każda
osoba tam wydaje się mieć serce zrobione z lodu. Nawet Ash, który
przed doprowadzeniem dziewczyny przed oblicze swej Pani był inny i
wydawał się posiadać jakieś uczucia, co było dziwne dla Zimowego
Księcia, całkowicie się od Meghan odwrócił, jakby to, co
przeżyli, nigdy się nie wydarzyło. Nigdynigdy, zupełnie tak, jak
nazywa się kraina elfów. Nastroje wśród zimowych elfów są
dodatkowo napięte z powodu mającej niedługo się dokonać wymiany
Berła Pór Roku. Prosto z rąk króla Oberona do chciwych dłoni
Zimowej Pani przekazana zostanie władza. Berło wzmacnia moc i
oznacza, że to Mab ma w czasie jesieni i zimy większą siłę, że
to ona w tej połowie roku rządzi.
Sage,
najstarszy z Zimowych Książąt, zaprasza Meghan podczas tej
uroczystości na przechadzkę. Zawsze musi się coś stać. Zawsze
musi coś pójść nie tak. Sage ginie, zamordowany przez żelazne
stworzenia, które nie powinny dostać się na, jakby nie patrzeć,
strzeżony Dwór królowej Mab, i spokojnie zabrać teoretycznie
chronione drogocenne Berło Pór Roku. Kto na oczy ich nie zobaczył,
nieskłonny jest uwierzyć w ich istnienie. A królowa szuka
winowajcy, by przelać na niego cały swój gniew; i znajduje. Kto
nie byłby lepszym winnym niż znienawidzony elfi mieszaniec, córka
równie mocno znienawidzonego króla Oberona, albo od razu cały
Letni Dwór? Meghan nie ma wyboru – musi uciekać. Ucieczka wiąże
się nie tylko z zerwaniem umowy, jej ucieczka jest w dobrym celu.
Chce ruszyć śladem żelaznych istot i odnaleźć Berło, by
zapobiec wojnie. Serce Asha rozmraża się z lodu i Zimowy Książę
pomaga Meghan uciec, a sam chce zrobić to samo, co dziewczyna.
Osobno szukają Berła Pór Roku. Ash całkowicie zdany na siebie, a
Meghan Chase ze znanymi już nam, wiernymi przyjaciółmi: Pukiem i
kotem Grimalkinem, a także zbuntowanym Żelaznym Koniem.
Elfy
mnie kręcą, więc i Żelazna córka mnie kręci.
Po pierwszym tomie, który niesamowicie przypadł mi do gustu, nie
liczyłam jednak na coś jeszcze bardziej spektakularnego, lepszego,
ciekawszego – wystarczyłoby mi, żeby drugi tom po prostu nie
zaniżył poziomu. Ciekawie wygląda fabuła w Żelaznej córce.
Teoretycznie jest to dalszy ciąg historii o Meghan, zupełnie nowe
wyzwania, akcja, pościgi, walki – idealnie. W praktyce, Meghan
robi dokładnie to samo, co w pierwszym tomie. Idzie na ratunek.
Wyrusza na wyprawę, by odzyskać coś cennego. Wtedy był to jej
młodszy brat Ethan. Teraz jest to Berło Pór Roku. Nie
przeszkadzało mi to jednak tak bardzo, ponieważ sama wyprawa
diametralnie różni się od tej pierwszej, kiedy panna Chase dopiero
poznawała samą siebie, swoje pochodzenie i krainę Nigdynigdy.
Teraz już wie, czego się wystrzegać. No i nie ma wraz z nią
Zimowego Księcia Asha, który wciąż mnie irytował swoim
zachowaniem. To wyszło na dobre Żelaznej córce.
Julie
Kagawa ma niecodzienną zdolność do opisywania wszystkiego tak
jasno, że jaśniej się nie da. Akcja Żelaznej
córki rozgrywa się na kilku płaszczyznach jednocześnie –
w krainie Nigdynigdy i we współczesnym świecie, a także w świecie
pomiędzy tymi dwoma światami, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi.
Paralelizm akcji w tego typu książce jest jak najbardziej moim
zdaniem wskazany i sprawia, że książka taka staje się jeszcze
bardziej interesująca. Dobrze, że autorka zaznaczyła fakt, iż nie
tylko w Nigdynigdy coś się dzieje. W domu Meghan czy domu
Leanansidhe również coś się dzieje i wypadałoby o tym wspomnieć.
Nie wszystko kręci się wokół Meghan Chase, pomimo że to ona
prowadzi narrację. Zbrzydła mi już ta pierwszoosobowa narracja;
tyle jest takich książek, które mają właśnie takiego narratora
i skupia się on wyłącznie na sobie. W Żelaznej córce jest to
nieco lepsza wersja takiej narracji, na szczęście, a Meghan mówi
dużo o innych i o wydarzeniach, a nie siedzi na tyłku i nie użala
się nad tym, czy wybrać Puka czy Asha. Ot i wsio.
Zmienia
się czas, zmieniają się upodobania. Już nie zaczytuję się tak
namiętnie w paranormalnych romansach i zmęczyły mnie te ciągłe
identyczne właściwie wydarzenia w dziesięciu książkach, ze
zmianą jedynie imion i ras. Jednak moje nastawienie do Żelaznego
króla i Żelaznej
córki się nie zmieniło.
To ciekawa, w żadnym razie nudna książka, która co prawda dość
schematycznie przedstawia relację Ash-Meghan-Puk, ale mimo wszystko
plasuje się wysoko wśród książek z tego samego gatunku. To taka
miła, kochana, sympatyczna powieść, całkowicie logiczna i bardzo
wciągająca, którą można czytać dosłownie wszędzie. Szkoda
tylko, że wydawnictwo Amber zamiast wydać kolejne dwa tomy (już
pomijając dwa kilkunastostronicowe dodatki), wydaje kolejne takie
same romanse, w których zmieniają się – jak wspominałam –
jedynie imiona i rasy głównych ukochanych. Naprawdę szkoda.
Poza
tym, jest tam gadający kot. Kto nie przeczyta książki, w której
jest gadający kot? Na pewno nie ja!
Bardzo ciekawa recenzja ;)
OdpowiedzUsuńMi się bardzo spodobała ta seria. Mam nadzieję, że wydadzą w Polsce następne części, ale nie jest to pewne.
weronine-library.blogspot.com
No niestety, a szkoda, bo książka jest świetna. Trzeba sięgnąć po oryginał chyba. :)
UsuńSzkoda, że mało Asha, bo ja akurat go polubiłam. :) Muszę w końcu przeczytać 2 tom, ale na razie wstrzymuję się z tym głównie dlatego, że data premiery wydania kolejnych w Polsce to właśnie jedna wielka niewiadoma - najwyżej trzeba będzie sięgnąć po oryginał. ;)
OdpowiedzUsuńSą w tym jakieś plusy - podszkoli się angielski... ;) Aaa, skoro polubiłaś Asha, to dla samego zakończenia warto Żelazną córkę przeczytać. :)
UsuńOsobiście uwielbiam tą serię, no kurczę, to, że skacząc na łóżku z ekscytacji czytając "Żelazną córkę" dosłownie je połamałam, musi coś znaczyć, czyż nie? Jednak jestem okropnie niepocieszona że trzeciej części nie dość, że nie bedzie po polsku, to w dodatku w oryginale również ciężko ją dostać! A angielski chętnie bym podszkoliła :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że coś znaczy! Ja często rzucam książkami na przykład... :D Hm, jedna znajoma moja skądś zdobyła trzeci tom po angielsku. Będę musiała ją podpytać, skąd... :3
UsuńŚwietna seria, szkoda tylko że wydawnictwo Amber zupełnie o niej zapomniało :(
OdpowiedzUsuńWitaj, zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Będzie mi bardzo miło jeśli weźmiesz udział.
OdpowiedzUsuńWięcej informacji tutaj znajdziesz tutaj: http://weronine-library.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award_15.html
Pozdrawiam Serdecznie!
weronine-library.blogspot.com