Podróże
w czasie są na czasie. Pisząc o współczesnych nastolatkach, można
jednocześnie opisywać uroki wiktoriańskiego Londynu czy
renesansowych Włoszech czy Francji, i nie tylko! Tyle jest różnych
epok, różnych krajów, różnych historycznych wydarzeń –
podróże w czasie, jak się okazało, są żyłą złota. Alexandra
Monir również napisała powieść o tej tematyce, a dzięki
wydawnictwu Jaguar i my możemy poznać losy Michele Windsor, z
tych Windsorów. Poza czasem to jednak
książka traktująca cofanie się w czasie jedynie pobieżnie,
raczej jako drugoplanowy wątek, na pierwszym planie pozostawiając
miłość głównych bohaterów. To raczej romans niż przygodowa czy
po prostu młodzieżowa powieść. Jedno muszę autorce przyznać:
miała dobry pomysł, a zrealizowała go jeszcze lepiej.
Życie
rzadko bywa usłane różami. Marion Windsor mogłaby żyć w
luksusach, chodzić do prywatnych szkół nie przejmować się cenami
w sklepach, jednak wybrała zwyczajne życie zwyczajnych ludzi – w
małym mieszkaniu, pracując ciężko i wychowując swoją córkę na
normalną osobę, a nie diwę z najwyższych sfer. Chociaż z
pieniędzmi nie zawsze jest najlepiej, a wielkość mieszkania
pozostawia wiele do życzenia, to Marion takie życie kocha. Lepsze
to niż obracanie się w towarzystwie snobów – czyli całej reszty
rodziny Windsorów i ich bogatych znajomych. Michele tylko raz
usłyszała historię swojej matki o tym, jak postanowiła porzucić
swoje luksusowe życie i zerwać wszystkie kontakty ze swoją
rodziną, by zamieszkać razem ze swoim ukochanym w Nowym Jorku.
Ukochanym, który potem zniknął.
Michele
wychowywana była jedynie przez mamę, ale nie narzeka – dorabia
sobie jako kelnerka w restauracji, ma dobre przyjaciółki w szkole
(państwowej, zwyczajnej, pełnej normalnych uczniów), kieszonkowe i
nawet do pewnego czasu miała normalnego chłopaka. I takie życie
było cudowne. Tragedie jednak mają to do siebie, że spadają na
nic niespodziewające się rodziny... niespodziewanie. Michele musi
pożegnać się ze swoim normalnym, nastoletnim życiem i zamieszkać
u dziadków – osób tak chłodnych, że ich serce wydaje się być
zrobione z lodu, nawet w obliczu dramatu, jaki ich dotknął. I chyba
nie lubią swojej wnuczki. W starym, pełnym tajemnic ogromnym domu
Windsorów Michele odkrywa, że potrafi przenosić się w czasie.
Dzięki dziennikowi swojej przodkini przenosi się o sto lat wstecz,
gdzie poznaje chłopaka ze swoich snów; te szafirowe oczy trudno
pomylić... Czy miłość osób z dwóch różnych epok jest
możliwa...? Czy to tylko szaleństwo?
Fabuła
podąża wydeptaną już do granic możliwości ścieżką, odkąd
tylko Michele zaczyna czytać dziennik należący do byłej lokatorki
jej nowego pokoju. Początek książki zaczynał się całkiem nieźle
– sny o tajemniczym jegomościu z niesamowitymi oczami i znikająca
raz po raz Michele w jego ramionach były dosyć oryginalne, jednakże
od ich spotkania w Nowym Jorku kilkadziesiąt lat wcześniej (w
przeszłości, znaczy się), ich losy były już przewidywalne.
Zastanawiam się, czy to jakiś spisek, by tworzyć tak podobne
historie o nastoletniej, niesamowitej miłości? Z marnego
doświadczenia wiem, że te miłości nie są tak niesamowite. Jestem
w stanie od razu wymienić około dziesięciu książek może nie o
tej samej tematyce, ale z fabułą o podobnym schemacie. To już
powoli zaczyna denerwować – ta wtórność fabularna, mało
oryginalności, jakby pisarze bali się, że jeśli napiszą coś
nietypowego, niekonwencjonalnego, to nie zarobią. Dlaczego to zawsze
kręci się wokół pieniędzy?
Koniec
narzekania. Wtórność wtórnością, schemat schematem, ale Poza
czasem posiada coś, co jest na wagę złota – logikę. To
nie jest książka napisana jedynie dlatego, by wpakować Michele i
Philipa do jednego łóżka, chociaż ich miłość jest na pierwszym
planie. Zagadki rodzinne, a przede wszystkim tajemnicza tożsamość
ojca naszej głównej bohaterki, to wątki ratujące fabułę przed
wepchnięciem jej do worka z innymi niszowymi i nudnymi, prawie
identycznymi paranormalnymi romansami dla nastolatek. Ponadto
wszystkie wydarzenia wynikają jasno jedne z drugich, nie ma tutaj
nagle wyskakujących zdarzeń wziętych chyba z znikąd, a Michele
jest inteligentna i nie zachowuje się jak idiotka w obliczu swoich
nowo odkrytych mocy. Kiedy wymyka się to spod kontroli, przerywa. Bo
tak trzeba. Tego brakowało wielu bohaterkom romansów – wiedzy,
kiedy należy przestać walczyć o miłość i dać ukochanemu
odejść, dla jego własnego dobra.
Poza
czasem wydaje się być książką stricte młodzieżową,
typowym romansem dla nastolatek, jednak i dorośli znajdą w czytaniu
jej przyjemność, sprawdzone osobiście na własnej mamie, która
już toczy pianę, pytając codziennie, kiedy w końcu będzie drugi
tom, albo – o zgrozo! – każąc mi zdobyć drugi tom po angielsku
i jej tłumaczyć. Co te książki robią z ludźmi... Faktem jednak
jest, że zakończenie Poza czasem jest typowym
irytującym cliffhangerem (czyli jak w tym przypadku
urwaniem fabuły w kluczowym, jeśli nie kulminacyjnym, momencie!);
trzeba czekać na kontynuację, którą oby wydano. To miła, kochana
książka z sympatycznymi bohaterami. Tysiące są takich opowieści
o nastolatkach z różnymi mocami, gdzie jednak to miłość wysuwa
się na pierwszy plan, i chociaż Poza czasem nie
wyróżnia się szczególnie pod tym względem, to jednak ma fabułę,
która jest spójna i logiczna, i bohaterów, którzy nie są
idiotami. A to już bardzo wiele jak na książki młodzieżowe,
gdzie główne bohaterki nie grzeszą inteligencją...
Uogólniając, Poza czasem to książka o podróżach
w czasie do dawnego Nowego Jorku, idealna na relaks i nie wymagająca
zbytniego myślenia, odpręża i pozwala zapaść w świat wyobraźni.
A przy tym nie powoduje walenia głową w blat biurka z powodu
idiotyzmu bohaterów. Polecam! :)
Dziękuję
Jaguarowi za rozpętanie książkowej wojny w domu – to kiedy drugi
tom? :)
Z chęcią sięgnę po tę książkę ; )
OdpowiedzUsuńMuszę po nią sięgnąć. Zaciekawiłaś mnie niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Przeze mnie będą cierpieć portfele moli książkowych, haha :)
UsuńZapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńMotyw podróży poza czasem, mimo że jest tak wałkowany i powielany wciąż mnie fascynuje. Bardzo chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam ten motyw - jak tylko jest jakaś książka o podróżach w czasie, muszę ją przeczytać :D
UsuńPodróże w czasie, hm... czemu tak strasznie mnie ciekawią? Pewnie dlatego, ze sama chciałabym tego doświadczyć. I jest to rodzaj fantastyki, którą przecież uwielbiam ponad wszystko.
OdpowiedzUsuńJeśli będę miała okazję to oczywiście przeczytam, jednak ostatnimi czasy staram się uporać ze sterta książek, która wyrosła w moim pokoju. :D
Poza tym masz cudowny blog, z przyjemnością dodaję do obserwowanych! :)
A Ciebie w wolnej chwili zapraszam do mnie.
Pozdrawiam serdecznie i ściskam bardzo cieplutko, bo za oknem mroź szaleje, ze hoho! :D :*
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
O tak, podróże w czasie to to, co tygryski lubią najbardziej!
UsuńEch, te wyrastające jak grzyby po deszczu stosiki książek, skąd ja to znam...? :)
Miło mi to słyszeć :3 Jak tylko mój internet przestanie wariować, wpadnę na Twojego bloga :*
Uwielbiam motyw podróży w czasie! Mnie książka bardzo przypadła do gustu i jednak odróżniła się od tych stereotypowych paranormali jadącym na jednym szablonie :)
OdpowiedzUsuńTeż je uwielbiam, ale ze Szczególnej Teorii Względności nie zrozumiałam nic (biedny human ze mnie). :D
UsuńWtórność? Oj, pewne dawki takowego zdzierżę, ale nie za dużo... Szczególnie w młodzieżówkach. Może, możeee kiedyś sięgnę ,,Poza czasem", ale nie sądzę, by nastąpiło to w najbliższej przyszłości.
OdpowiedzUsuńNieee, typowe młodzieżówki nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji czuję jeszcze większy "przymus" do czytania tejże powieści. Uwielbiam motyw podróży w czasie, pal licho schematyczność :P
OdpowiedzUsuń