piątek, 31 stycznia 2014

Poza czasem | Alexandra Monir


Podróże w czasie są na czasie. Pisząc o współczesnych nastolatkach, można jednocześnie opisywać uroki wiktoriańskiego Londynu czy renesansowych Włoszech czy Francji, i nie tylko! Tyle jest różnych epok, różnych krajów, różnych historycznych wydarzeń – podróże w czasie, jak się okazało, są żyłą złota. Alexandra Monir również napisała powieść o tej tematyce, a dzięki wydawnictwu Jaguar i my możemy poznać losy Michele Windsor, z tych WindsorówPoza czasem to jednak książka traktująca cofanie się w czasie jedynie pobieżnie, raczej jako drugoplanowy wątek, na pierwszym planie pozostawiając miłość głównych bohaterów. To raczej romans niż przygodowa czy po prostu młodzieżowa powieść. Jedno muszę autorce przyznać: miała dobry pomysł, a zrealizowała go jeszcze lepiej.

Życie rzadko bywa usłane różami. Marion Windsor mogłaby żyć w luksusach, chodzić do prywatnych szkół nie przejmować się cenami w sklepach, jednak wybrała zwyczajne życie zwyczajnych ludzi – w małym mieszkaniu, pracując ciężko i wychowując swoją córkę na normalną osobę, a nie diwę z najwyższych sfer. Chociaż z pieniędzmi nie zawsze jest najlepiej, a wielkość mieszkania pozostawia wiele do życzenia, to Marion takie życie kocha. Lepsze to niż obracanie się w towarzystwie snobów – czyli całej reszty rodziny Windsorów i ich bogatych znajomych. Michele tylko raz usłyszała historię swojej matki o tym, jak postanowiła porzucić swoje luksusowe życie i zerwać wszystkie kontakty ze swoją rodziną, by zamieszkać razem ze swoim ukochanym w Nowym Jorku. Ukochanym, który potem zniknął.

Michele wychowywana była jedynie przez mamę, ale nie narzeka – dorabia sobie jako kelnerka w restauracji, ma dobre przyjaciółki w szkole (państwowej, zwyczajnej, pełnej normalnych uczniów), kieszonkowe i nawet do pewnego czasu miała normalnego chłopaka. I takie życie było cudowne. Tragedie jednak mają to do siebie, że spadają na nic niespodziewające się rodziny... niespodziewanie. Michele musi pożegnać się ze swoim normalnym, nastoletnim życiem i zamieszkać u dziadków – osób tak chłodnych, że ich serce wydaje się być zrobione z lodu, nawet w obliczu dramatu, jaki ich dotknął. I chyba nie lubią swojej wnuczki. W starym, pełnym tajemnic ogromnym domu Windsorów Michele odkrywa, że potrafi przenosić się w czasie. Dzięki dziennikowi swojej przodkini przenosi się o sto lat wstecz, gdzie poznaje chłopaka ze swoich snów; te szafirowe oczy trudno pomylić... Czy miłość osób z dwóch różnych epok jest możliwa...? Czy to tylko szaleństwo?

Fabuła podąża wydeptaną już do granic możliwości ścieżką, odkąd tylko Michele zaczyna czytać dziennik należący do byłej lokatorki jej nowego pokoju. Początek książki zaczynał się całkiem nieźle – sny o tajemniczym jegomościu z niesamowitymi oczami i znikająca raz po raz Michele w jego ramionach były dosyć oryginalne, jednakże od ich spotkania w Nowym Jorku kilkadziesiąt lat wcześniej (w przeszłości, znaczy się), ich losy były już przewidywalne. Zastanawiam się, czy to jakiś spisek, by tworzyć tak podobne historie o nastoletniej, niesamowitej miłości? Z marnego doświadczenia wiem, że te miłości nie są tak niesamowite. Jestem w stanie od razu wymienić około dziesięciu książek może nie o tej samej tematyce, ale z fabułą o podobnym schemacie. To już powoli zaczyna denerwować – ta wtórność fabularna, mało oryginalności, jakby pisarze bali się, że jeśli napiszą coś nietypowego, niekonwencjonalnego, to nie zarobią. Dlaczego to zawsze kręci się wokół pieniędzy?

Koniec narzekania. Wtórność wtórnością, schemat schematem, ale Poza czasem posiada coś, co jest na wagę złota – logikę. To nie jest książka napisana jedynie dlatego, by wpakować Michele i Philipa do jednego łóżka, chociaż ich miłość jest na pierwszym planie. Zagadki rodzinne, a przede wszystkim tajemnicza tożsamość ojca naszej głównej bohaterki, to wątki ratujące fabułę przed wepchnięciem jej do worka z innymi niszowymi i nudnymi, prawie identycznymi paranormalnymi romansami dla nastolatek. Ponadto wszystkie wydarzenia wynikają jasno jedne z drugich, nie ma tutaj nagle wyskakujących zdarzeń wziętych chyba z znikąd, a Michele jest inteligentna i nie zachowuje się jak idiotka w obliczu swoich nowo odkrytych mocy. Kiedy wymyka się to spod kontroli, przerywa. Bo tak trzeba. Tego brakowało wielu bohaterkom romansów – wiedzy, kiedy należy przestać walczyć o miłość i dać ukochanemu odejść, dla jego własnego dobra.


Poza czasem wydaje się być książką stricte młodzieżową, typowym romansem dla nastolatek, jednak i dorośli znajdą w czytaniu jej przyjemność, sprawdzone osobiście na własnej mamie, która już toczy pianę, pytając codziennie, kiedy w końcu będzie drugi tom, albo – o zgrozo! – każąc mi zdobyć drugi tom po angielsku i jej tłumaczyć. Co te książki robią z ludźmi... Faktem jednak jest, że zakończenie Poza czasem jest typowym irytującym cliffhangerem (czyli jak w tym przypadku urwaniem fabuły w kluczowym, jeśli nie kulminacyjnym, momencie!); trzeba czekać na kontynuację, którą oby wydano. To miła, kochana książka z sympatycznymi bohaterami. Tysiące są takich opowieści o nastolatkach z różnymi mocami, gdzie jednak to miłość wysuwa się na pierwszy plan, i chociaż Poza czasem nie wyróżnia się szczególnie pod tym względem, to jednak ma fabułę, która jest spójna i logiczna, i bohaterów, którzy nie są idiotami. A to już bardzo wiele jak na książki młodzieżowe, gdzie główne bohaterki nie grzeszą inteligencją... Uogólniając, Poza czasem to książka o podróżach w czasie do dawnego Nowego Jorku, idealna na relaks i nie wymagająca zbytniego myślenia, odpręża i pozwala zapaść w świat wyobraźni. A przy tym nie powoduje walenia głową w blat biurka z powodu idiotyzmu bohaterów. Polecam! :)

Dziękuję Jaguarowi za rozpętanie książkowej wojny w domu – to kiedy drugi tom? :)

13 komentarzy:

  1. Z chęcią sięgnę po tę książkę ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę po nią sięgnąć. Zaciekawiłaś mnie niesamowicie :)

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeze mnie będą cierpieć portfele moli książkowych, haha :)

      Usuń
  3. Motyw podróży poza czasem, mimo że jest tak wałkowany i powielany wciąż mnie fascynuje. Bardzo chciałabym przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam ten motyw - jak tylko jest jakaś książka o podróżach w czasie, muszę ją przeczytać :D

      Usuń
  4. Podróże w czasie, hm... czemu tak strasznie mnie ciekawią? Pewnie dlatego, ze sama chciałabym tego doświadczyć. I jest to rodzaj fantastyki, którą przecież uwielbiam ponad wszystko.
    Jeśli będę miała okazję to oczywiście przeczytam, jednak ostatnimi czasy staram się uporać ze sterta książek, która wyrosła w moim pokoju. :D
    Poza tym masz cudowny blog, z przyjemnością dodaję do obserwowanych! :)
    A Ciebie w wolnej chwili zapraszam do mnie.
    Pozdrawiam serdecznie i ściskam bardzo cieplutko, bo za oknem mroź szaleje, ze hoho! :D :*

    http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, podróże w czasie to to, co tygryski lubią najbardziej!
      Ech, te wyrastające jak grzyby po deszczu stosiki książek, skąd ja to znam...? :)
      Miło mi to słyszeć :3 Jak tylko mój internet przestanie wariować, wpadnę na Twojego bloga :*

      Usuń
  5. Uwielbiam motyw podróży w czasie! Mnie książka bardzo przypadła do gustu i jednak odróżniła się od tych stereotypowych paranormali jadącym na jednym szablonie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też je uwielbiam, ale ze Szczególnej Teorii Względności nie zrozumiałam nic (biedny human ze mnie). :D

      Usuń
  6. Wtórność? Oj, pewne dawki takowego zdzierżę, ale nie za dużo... Szczególnie w młodzieżówkach. Może, możeee kiedyś sięgnę ,,Poza czasem", ale nie sądzę, by nastąpiło to w najbliższej przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nieee, typowe młodzieżówki nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Po Twojej recenzji czuję jeszcze większy "przymus" do czytania tejże powieści. Uwielbiam motyw podróży w czasie, pal licho schematyczność :P

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...