Mam
piękny, mój pierwszy prawdziwy kalendarz, dzięki któremu wreszcie
postaram się przestać być tak nierozgarnięta życiowo i być może
moja pamięć się polepszy, a wszystko to z cudnymi kotkami w tle.
Skoro życie sobie już jakoś poukładam, o sprawdzianach,
kartkówkach i tysiącu projektów na wczoraj nie zapomnę, przyszła
pora na moje plany na 2014 rok i podsumowanie
2013 roku. Trzynastka jest uznawana za liczbę pechową i
taką też dla mnie była. Opuściłam się w blogowaniu, rzadziej
wstawiałam recenzję i właściwie tylko to robiłam – nie
przejmowałam się Czytelnikami, nie odpowiadałam często na
komentarze... Pod koniec roku wzięłam się w garść, kopnęłam
się w tyłek i oto efekty – nowy szablon, w trzech czwartych
wykonany przeze mnie (całego htmlu nie będę przecież pisała, aż
tyle wolnego czasu nie mam... chwilkę, ja go wcale nie mam) i więcej
recenzji, niekoniecznie książek. Bo wiecie, ja jestem
książkoholiczką na tropie. Na tropie wszystkiego, co dobre.
2013
rok przedstawię bez żadnych liczb i statystyk, wystarczą mi cztery
godziny matematyki tygodniowo, i tak już zaczęłam kichać
cyferkami od ich nadmiaru. Dzielnie czytałam książki, nie
przejmując się testami gimnazjalnymi, i dzięki temu, że dzień
przed testem z nauk humanistycznych ja radośnie podczytywałam
sobie Hobbita, zdałam na 97% albo coś koło tego.
Dziewięćdziesiątka w każdym razie. To właśnie mały, ale
dzielny hobbit Bilbo Baggins pojawił się w mojej charakterystyce
bohatera odważnego. Przeczytałam wiele świetnych książek, ale
najwyżej uplasowały się trzy: Pieczęć ognia Gesy
Schwartz, Przegląd Końca Świata: FEED Miry Grant
oraz całkiem niedawna pozycja Czas żniw Samanthy
Shannon. A Gesa Schwartz okazała się być przemiłą pisarką i tym
samym całkowicie przełamała moją awersję do Niemiec, chociaż
język niemiecki wciąż nie jest przeze mnie lubiany. W 2013
dostałam się również do wymarzonego liceum, a ogrom obowiązków
dość często odciągał mnie od książek; w autobusie, zamiast
czytać powieści, studiowałam budowę DNA...
Plany
na 2014 rok? Całkiem spore. Przede wszystkim,
zainspirowana Hobbitem, mam ogromne chęci, by przeczytać
całą trylogię Władcy Pierścieni oraz inne
dzieła J.R.R. Tolkiena. Trylogię kilkukrotnie przeczytać
próbowałam, ale próby te były nieowocne – oby tym razem poszło
lepiej. Mam ogólnie zamiar czytać więcej książek, dużo więcej,
w końcu klasa humanistyczna obowiązuje, a że na mojej szkolnej,
mającej pięć stron liście lektur są same klasyki – rok
2014 rokiem klasyków, proszę państwa. I to nie tylko
klasyków będących lekturami. Więcej dawnych książek,
ale nie mniej nowości, powiedzmy, że tak brzmi moje motto
na ten dopiero rozpoczęty rok. Prócz klasyki z zakresu fantastyki,
na liście książek do przeczytania jest Sherlock Holmes, a pod tym
hasłem kryją się wszystkie powieści i opowiadania o jedynym na
świecie detektywie konsultancie. Chciałabym też lepiej się uczyć,
ale jak z tym będzie, zobaczy się. :) Obiecuję jednak, że bloga
(którego traktuję prawie jak własne dziecko) nie opuszczę, nie
zapuszczę i będę się nim troskliwie opiekowała. W tym roku blog
rozkwitnie. Już to czuję. :)
Nie
wiem, jak z tym postanowieniem będzie, ale mam ogromne nadzieje, że
da się je spełnić – uczestniczenie w większej ilości wydarzeń
kulturalnych. Chciałabym bardzo pojechać na Targi Książki w
Warszawie i nawet mam już zgodę z góry, pozostaje uzbierać
pieniądze i ogarnąć mapę naszej stolicy. Ponadto, zamiast oglądać
filmy w Internecie (nie dotyczy Sherlocka BBC), chcę częściej
chodzić do kina, o ile czas i pieniądze pozwolą... Nie chcecie
przypadkiem książek kupić? Poza tym, w końcu regularnie zacznę
pisać podsumowania miesiąca, gdzie będzie z pewnością sporo
zdjęć – no bo jak nie pochwalić swoim (powiedzmy) miastem, które
ma sześciometrowy plakat Bilbo Bagginsa i Legolasa? :)
Po
raz pierwszy czuję, że nowy rok to nowy start. I cholernie mnie się
to podoba.