Jedzenie mózgów ze spaghetti czy pizzą, rozcinanie zwłok, krew i flaki, zombie jedzące ludzi, brutalne morderstwa... A ja nadal mogę nazwać serial iZombie uroczym.
Może to kwestia Olivii Moore, czyli głównej bohaterki, która jest... zombie. Która rzuca swojego narzeczonego z tego powodu, siwieje i zamiast pracować jako pani doktor, znajduje pracę u patologa, by mieć stały dostęp do mózgów bez konieczności zabijania albo rozkopywania grobów. Albo okradania domu pogrzebowego. Ravi, patolog, któremu asystuje, odkrywa jej zainteresowanie mózgiem i zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie albo sięgnąć po ten groźnie wyglądający nóż chirurgiczny, postanawia wynaleźć lekarstwo na zombifikację. I sam pomaga Liv wyciągać mózgi z głów ofiar morderstw.
Jedzenie tych mózgów ma jedną wadę: Liv dostaje wraz z nimi wspomnienia dotyczące życia - i częściej: okoliczności śmierci - właściciela organu. Postanawia pomagać detektywowi Babineaux w odkrywaniu prawdy dotyczącej morderstw, bowiem dziwnym trafem większość martwych ciał w kostnicy Raviego, albo raczej większość mózgów, które je Liv, to sprawy, którymi zajmuje się właśnie Babineaux. Tymczasem iZombie, z budową raczej epizodyczną (jedno morderstwo - jeden odcinek) ma też drugi wątek w równym stopniu ważny - czyli business zombie chcący zmienić cały świat w... no, zombie. A potem zgarnąć majątek, sprzedając mózgi.
Brzmi dziwnie, ale jest uroczo, przysięgam!
Liv jest świetną bohaterką. Jeszcze nigdy żadnej tak nie polubiłam - a co ciekawe, Liv ani razu mnie nie irytowała. Była zbyt dobrze poprowadzona, by móc irytować. Na uwagę zasługuje jej przypadłość, druga po wizjach śmierci właścicieli zjedzonych mózgów: otóż Liv przejmuje na pewien czas nawyki czy usposobienie ludzi, których organ zjadła. I tak w serialu możemy obserwować pijaną Liv, matczyną, nastoletnio-buntowniczą, jako zapalonego gracza gier online z agorafobią czy jako fankę audycji radiowych na temat seksu. Bez wątpienia to element komediowy, który jest przyczyną wielu śmiesznych sytuacji, ale jeszcze tak naturalnie napisanego wątku, który jest jednocześnie niesamowicie zabawny, nie spotkałam.
iZombie to również Ravi, patolog, z którym Liv pracuje i którego nie sposób nie obdarzyć sympatią, Major - były narzeczony naszej zombie, który pełni rolę naczelnego powodu irytacji, Lowell, który po prostu jest i się go kocha, i Babineaux, bardzo... intrygujący detektyw, który nie ma problemu z zabieraniem Liv na miejsce zbrodni i słuchania jej wizji, a także Blaine, czarny charakter. Ten serial ma mnóstwo świetnie napisanych ról, a aktorzy idealnie się w nie wpasowali, z taką lekkością wchodząc w swoje postaci. Po prostu miło się ich oglądało na ekranie i zapominało, że to tylko aktorzy, a nie na przykład zombie z problemami, rozwiązująca zagadki kryminalne.
Sama fabuła nie jest odkrywcza, bo zagadki kryminalne, o których wspominałam, nie są skomplikowane. Najważniejsza w nich jest rola Liv i na tym skupia się serial, chociaż nie powiem, że nie zaskoczono mnie parę razy. Sama zagadki jednak nie są atutem serialu. Nie są też złe, po prostu poprawnie zrobione, bez żadnych dodatkowych smaczków czy zaskoczeń. Zresztą, to nie na nich widz się skupia. Drugi wątek jest o wiele bardziej połączony przyczynowo-skutkowo, bo trwa przez wszystkie trzynaście odcinków, obfituje w różne plot twisty (przez które ryczałam ze szczęką na ziemi) i jest dużo ciekawszy, choć nie zajmuje więcej miejsca niż sprawy kryminalne - serial równo dzieli się na morderstwa i zawładnięcie światem.
iZombie jest uroczym serialem, który oglądany dla przyjemności z pewnością zrelaksuje i odpręży. Mało jest takich seriali, które w pewien sposób naśmiewają się z tematyki grozy, bawią konwencją i robią to dobrze - a takim jest iZombie. Bawi, smuci, intryguje i nie sposób oprzeć się magnetyzującym postaciom. Naprawdę polecam - to naprawdę nie jakiś ambitny, poważny serial, ale taki, który się ogląda po ciężkim dniu, żeby nabrać energii. Liv i spółka są warci poznania. Jak najszybszego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz