Nadchodzi
lato. Na zewnątrz temperatura dochodzi nawet do trzydziestu stopni,
słońce stale świeci i razi w oczy, niebo przybiera barwę
cudnego odcieniu błękitu, wszędzie jest zielono, a nad kwiatami
latają motyle i pszczoły. Sielski obraz lata, nieprawdaż? Nie
pozostaje nic innego jak wyjść z kocem na kawałek trawiastego
terenu, rozłożyć się pod dającym upragniony cień drzewem i
zapomnieć na chwilę o wszystkich problemach. Tylko że nie każdy
może tak zrobić.
Może
się wydawać, że za pieniądze da się wszystko kupić, a
przeciwnicy tego powiedzenia oczywiście twierdzą, że miłości czy
zdrowia nie da się kupić. I najbardziej wie o tym jeden z
bohaterów Króla kruków Maggie Stiefvater,
obrzydliwie bogaty Gansey, uczęszczający do prywatnego liceum w
małej mieścinie Henrietcie i obsesyjnie poszukujący tajemniczej
linii mocy. Nie kryje się ze swoimi poszukiwaniami - jego
przyjaciele: Ronan, Adam i Noah cały czas słuchają o kolejnych
poszlakach i sami biorą udział w poszukiwaniach legendarnego króla
Glendowera, który - według legend - spełni pragnienie tego, kto go
odnajdzie. Życie w ciągłym strachu i ryzyko związane z każdym
wyjściem z domu w porze wiosenno-letniej, ciągła groźba śmierci
przez durnego owada tak przygniata Ganseya, że ten zrobi wszystko,
byleby tylko odnaleźć walijskiego króla.
O
śmierci ciągle też słyszy nastoletnia Blue, której obecność
wspomaga pracę medium. Już podczas narodzin przepowiedziano jej, że
chłopak, w którym się zakocha i którego pocałuje, umrze. Matka
ciągle jej to powtarza, przestrzegając przed chłopcami. Nie dla
bezpieczeństwa Blue, ale dla bezpieczeństwa tych chłopców.
Wszystko się komplikuje, gdy odwiedza je ciotka Neeve, witając Blue
słowami: w tym roku się zakochasz.
Lubię,
kiedy czytam o czymś, czego nie było. Kiedy nawet mimo
schematycznych rozwiązań, jest w powieści coś nietuzinkowego,
zaskakującego. Król kruków początkowo
nieustannie przypominał mi o innej książce z dużą dawką magii
- Rodzie J.D. Horna. Tam również bohaterka jest
jedyną niemagiczną osobą w rodzinie wiedźm; w Królu
kruków rolę tę odgrywa Blue, jako jedyna nieobdarzona
darem jasnowidzenia, za to w pewien sposób wspomagająca ten dar u
jasnowidzów w jej rodzinie. Jednak fabuła powieści Stiefvater
zmierza w zupełnie innym kierunku: jest to raczej powieść
przygodowa, o poszukiwaniach tajemniczej linii mocy i legendarnego
króla. Poszukiwania te obfitują w ciekawe wydarzenia, jak mówiące
łaciną drzewa, zawirowania związane z czasem i duch Ganseya na
drodze umarłych - co oznacza, że w nadchodzącym roku... umrze.
Chociaż
łatwo zagłębić się w fabułę i już po kilku chwilach świat
zewnętrzny przestaje istnieć, są jedynie Blue i chłopcy, to
jednak Król kruków nic nie wnosi poza
przyjemnością z czytania. Ot, ciekawa opowieść, nawet wciągająca,
mimo to niezbyt intrygująca i sporadycznie zaskakująca. Stiefvater
ma niezwykle lekkie pióro, którym potrafi się posługiwać i
rzeczywiście - trudno się zorientować, kiedy czytamy już ostatni
rozdział. Nie zmienia to faktu, że powieść ta nie obfituje w
oryginalne wątki, a poruszyła mnie tylko jedna rzecz, związana z
Noah. Resztę książki czytałam z pobłażliwym uśmiechem: było
miło, jednak nic poza tym.
Akcja
zawiązuje się bardzo powoli. Złapałam się na tym, że tylko
czekałam, aż losy Blue i chłopaków w końcu się skrzyżują,
łudząc się, że wtedy zacznie dziać się coś więcej. Czymś
więcej, jak się okazało, były rozmowy, latanie helikopterem,
wizyta w dziwnym lesie, i dalsze rozmowy o poszukiwaniach. W przerwach między nimi były pogawędki o poszukiwaniach. Tak
naprawdę niewiele się działo, akcja przyspieszyła dopiero na
samym końcu, ale nie na tyle, by zrobić na mnie wrażenie. Król
kruków to raczej spokojna książka, którą można
przeczytać dla uspokojenia - nie grożą nam jakieś mocniejsze
emocje podczas czytania.
Wciąż
lubię prozę Maggie Stiefvater. Nie jest zaskakująca, ale
przesympatyczna i bardzo relaksująca. Lekki język i świetny styl
autorki sprawia, że książkę pochłania się w jedną chwilę,
mimo nienajmniejszych rozmiarów, a sam pomysł na Króla
kruków jest interesujący, kiedy się o nim opowiada,
jednak gorzej z wykonaniem. Mam nadzieję, że drugi tom zawiera
więcej akcji i konkretów, bo Król kruków wydał
mi się jedynie wprowadzeniem i poznaniem wszystkich magicznych
miejsc w Henrietcie. Nie zachęcam do lektury, ale i nie odradzam -
jeśli podoba wam się taki magiczny klimat i nie oczekujecie wiele,
myślę, że możecie po Króla kruków sięgnąć i
spędził miło parę godzin. Mam przeczucie, że to jedna z tych
książek, które się zaraz zapomina - ale ja skończyłam ją dwa
dni temu i wciąż pamiętam, więc... zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz