sobota, 20 czerwca 2015

Sanktuarium, Sarah Fine


Czasem w życiu jest źle. Fatalnie. Wszystko się wali, problemy się kumulują, ma się dość uśmiechania i powtarzania, że wszystko jest w porządku. Nadia tak miała - wszyscy widzieli ją jako jedną z najpopularniejszych dziewczyn w liceum, jako kogoś idealnego, kto nie musi długo zamartwiać się brakiem przyjaciół - bo w sekundę znajdzie się ktoś inny, chcący się do niej zbliżyć. Na wszystkich zdjęciach uśmiechała się radośnie. Była pełna życia. Tchnęła swój optymizm w Lelę, wyciągnęła ją z bagna i sprawiła, że ta znów zaczęła żyć.

Któregoś ranka znaleziono Nadię martwą. Przedawkowała.

Lela wiedziała, co czeka jej najlepszą przyjaciółkę - bo miała za sobą nieudaną próbę samobójczą, i trafiła wtedy pod Bramę Samobójców. Prawie weszła do miasta. Od tamtego czasu ciągle widuje miasto w snach. Wie, że tam jest Nadia. Że jest samotna i zrozpaczona. Wie też, że musi ją uratować za wszelką cenę. Jednak do miasta samobójców dostać można się tylko w jeden jedyny sposób...

W pewnym momencie, którego nawet nie zauważyłam, Sanktuarium przemieniło się z książki przygodowej o ratowaniu przyjaciółki z dziwnego miasta, w dużo głębszą, poważniejszą powieść, a będący dotychczas tłem motyw samobójstwa i depresji wyszedł na pierwszy plan. Wcześniej wydawało mi się, że to będzie lekka powieść, jakich wiele - wiecie, jeden, góra dwa dni czytania, całkiem miło spędzony czas i odłożenie książki na półkę, bo było miło, ale się skończyło - a tymczasem Sanktuarium wywołuje inne emocje. Oczywiście czyta się bardzo przyjemnie, bo stylowi Sarah Fine nie można nic zarzucić - jest przyjemny w odbiorze i bardzo obrazowo maluje tajemnicze miasto samobójców, w którym rozgrywa się większość akcji - jednak nie jest to wesoła powieść, a motyw samobójstwa nie jest jedynie pretekstem do stworzenia magicznego miasta, ale bardzo ważną częścią składową całej fabuły.

Wizja życia pośmiertnego według Fine jest bardzo interesująca - miasto samobójców przypomina coś w rodzaju czyśćca, gdzie samobójcy egzystują, przypominając zombie, do czasu gdy zrozumieją, czego tak naprawdę pragną. Tam właśnie trafia Nadia, przyjaciółka Leli, i tam właśnie Lela będzie jej poszukiwała - chociaż miała przed sobą obraz pięknej Wsi, gdzie nie dosięgały jej żadne troski. Czas mija nieubłaganie, miasto jest ogromne, a Lela, nawet po śmierci, może umrzeć - zgniłe jedzenie miasta samobójców jej nie nasyci, a nie czując głodu - ma paręnaście dni zanim zagłodzi się na śmierć. Paręnaście dni na znalezienie przyjaciółki w ogromnym, ciągle rosnącym mieście pełnym samobójców, Strażników i Mazikinów.

Fine zręcznie połączyła wątek życia pośmiertnego i czyśćca z elementami fantastycznymi, jakimi są Mazikiny, demony opętujące ciała samobójców. Z jednej strony Sanktuarium to powieść pełna refleksji dotyczących samobójstwa i nieradzenia sobie z otaczającą rzeczywistością, ukrywania się pod maską uśmiechu, udawania kogoś innego, a z drugiej - kawał niezłej historii przygodowej: Lela, Malachi i Ana wyruszają na poszukiwania Nadii i nie unikają walk czy przepraw przez budynek przywołujący najgorsze wspomnienia, albo strać z Mazikinami. Ciągle coś się dzieje, raz szybciej - kiedy walczą, raz wolniej - kiedy autorka przybliża temat samobójstwa i depresji.

Jest to jeden z rzadkich momentów, w których bohaterka wiodąca jednocześnie mnie nie irytowała: bo Lela to świetna postać, z dosyć dołującą przeszłością, ale z każdym kolejnym sukcesem miałam ochotę bić jej brawo za to, że się nie poddawała i ułożyła sobie życie, a zarazem miałam ochotę palnąć ją w główkę, bo po paru spotkaniach z Malachim, w tekście co i rusz pojawiały się aluzje do jego umięśnionego torsu, czarnobrązowych oczu i innych takich podobnych. Ja rozumiem, że się dziewczyna zakochała, niech kocha, na zdrowie! Jednak takie wtrącenia pojawiały się ciągle i to nie tylko, gdy siedzieli razem w pokoju, ale przy każdej możliwej rozmowie, a słowo pragnienie (w kontekście tego, co potrzebne jest samobójcy do zniknięcia z miasta) nagminnie komentowane jako pragnę ciebie tu i teraz. Chociaż z Leli świetna dziewczyna, ma taką wadę, i nic się nie zrobi - ale można to przeżyć.

Sanktuarium to połączenie wielu różnych wątków w jedną, spójną całość: wątki refleksyjne, wątki przygodowe, wątki fantastyczne i, co ciekawe, historyczne, które zaskoczyły mnie obecnością. Bardzo pozytywnie zaskoczyły, bo tak naturalnie je wpleciono, że mogłabym się rozpłynąć. Gdyby nie były to smutne wątki, oczywiście. Powieść Sarah Fine jest dla mnie całkowitym zaskoczeniem - nie spodziewałam się tak dopracowanej, niesamowitej książka, która porusza nawet do łez, a jednocześnie jest fantastyczno-przygodowa. Połączenie tego w jedno daje świetną lekturę, nad której przeczytaniem nie warto się zastanawiać.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...