poniedziałek, 15 czerwca 2015

Co, jeśli..., Rebecca Donovan


Jestem osobą nieśmiałą. Mam opory, kiedy jestem zmuszona pójść do urzędu coś załatwić albo podejść do obcej osoby, zagadać do kogoś. Walczę z tym, ale częściej rezygnuję i potem myślę: co by było, gdyby... A co, jeśli... To destrukcyjne zachowanie, bo drugie szansy pojawiają się rzadko, prawie nigdy. Na przykład poznać kogoś po raz drugi jest niemożliwe... Ale Rebecca Donovan w najnowszej powieści Co, jeśli... ukazuje, że jest to jednak nie do końca nierealne, i że takiej szansy nie można zmarnować.

Cal jest w szoku. Kawał drogi od rodzinnego domu, w małym uniwersytecie w Crenshaw, widzi Nicole. Nicole, tę samą, z którą bawili się przez lata, która potem odseparowała się od niego, która milcząco - tak samo, jak spędziła większość życia: milcząco właśnie - zniknęła z ich życia, łamiąc Calowi serce. Tylko że napotkana dziewczyna przedstawia się jako Nyelle Preston i nie przypomina cichej, nieśmiałej i strachliwej Nicole - jest odważna, szalona, przebojowa, nie boi się pływać kajakiem w zimną, jesienną noc czy wspinać na drzewa tylko po to, by zjeść krem. Nyelle kręci się po kampusie, co i rusz pojawiając się i znikając, a Nicole teoretycznie studiuje, wedle życzenia swego ojca, na Harvardzie. Jednak nie ma dnia, by Cal nie widział w niej dawnej przyjaciółki. On i Rae zrobią wszystko, by odkryć prawdę - co tak naprawdę się stało po maturze?

Na samym końcu Co, jeśli... jest notka od autorki, w której prosi, by nie zdradzać plot twistu w recenzjach i nie spoilerować nikomu, o co tak naprawdę w tej powieści chodzi, więc wybaczcie mi ogólniki - nie chcę zdradzić, co się wydarzyło, ale musicie wiedzieć jedno: poruszyło mnie to. Bardzo. Tak dogłębnie i ostro, bo i niespodziewanie. Co, jeśli... wydawało się lekką powieścią o drugich szansach, a stało się czymś więcej: opowieścią o przyjaźni i stracie, o tym, jak trudno radzić sobie bez przyjaciół i kogoś, kto zawsze nas pociesza - chociażby lodami. O tym, że drugie szansy istnieją i mają się dobrze, i że trzeba je wykorzystać jak najlepiej. I że życie jak ptak w złotej klatce niszczy człowieka od środka.

W Oddechach polubiłam to, z jaką lekkością przychodzi Donovan kreowanie różnych charakterów. Zaobserwowałam to również i w tej powieści: Cal to zwykły chłopak, jak i również nasz narrator, którego bardzo łatwo polubić. Emma z Oddechów była częścią patologicznej rodziny, tutaj sytuacja jest odwrotna: Nicole i Bentleyowie to wzór, ideał amerykańskiej rodziny, którzy zawsze razem siadają do obiadu i nienagannie się ubierają. I wciąż nie są normalną rodziną, jak ta Cala czy Richelle, przyjaciółki Nicole. Lubię to, jak kreowana jest ich psychologia - nie jestem analitykiem, nie żądam stuprocentowego prawdopodobieństwa psychologicznego, wystarczy, że zachowanie postaci będzie logicznie uzasadnione: i nawet jeśli zdawać się może podczas lektury Co, jeśli... że do czynienia mamy z wariatką, to czytajcie do końca. Bo świetnie to wszystko rozegrano.

Wspominałam, że narratorem jest Cal, i nie jest to kłamstwo. Jednak rozdziały przeplatane są też fragmentami wspomnień Nicole i Richelle, opatrzone notką, kiedy miały miejsce. Mamy więc wgląd i w ich życie. W radosną, wesołą rodzinę Richelle i poważną, bojącą się dyktatorskiego ojca rodzinę Nicole. Rebecca Donovan lubi poruszać trudne tematy, a ich ujęcie świetnie nakreśla dany problem, jednocześnie łącząc się z przyjemną do czytania fabułą. Tym razem też nie zawiodła, a najwięcej miejsca poświęciła na wątek ptaka w złotej klatce i radzenia sobie z własną psychiką - która czasem zawodzi i trzeba radzić sobie w dość niekonwencjonalny sposób.

Co, jeśli... pochłonęłam w jeden dzień, delektując się każdym słowem. To piękna opowieść, zarówno poruszająca, jak i pełna zabawnych momentów. Warto ją poznać.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Feeria!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...