Skandowie
nie są w większości zbyt trudnym to rozpracowania narodem;
najbardziej skomplikowanym planem ataku stworzonym przez ich
wojownika byłoby wszyscy-razem-na-trzy-cztery. Dlatego młodzi
ludzie pokroju Hala są wyjątkowo cenni, bo posiadają umiejętności
taktyczne, strategiczne i przywódcze. Jednak Hala stracili, podobnie
jak jego drużynę, a wszystko przez jeden okropny błąd. Błąd,
który Czaple – już nieistniejące w rządowych papierach –
zamierzają natychmiast naprawić.
Czaple
biorą Czaplę (zabawnie to brzmi) i Thorna (trzykrotnego Potężnego
o image'u menela/hipstera) i wyruszają w pościg za pirackim
Krukiem, który zwinął im sprzed nosa najważniejszy relikt ich
państwa. Załoga Kruka to około pięćdziesięciu wojowników,
którzy brali udział w wielu walkach, a załoga Czapli to...
dziewięć osób.
John
Flanagan to trochę taki australijski Rick Riordan, który swoim
bohaterom w dłonie wciska drewniane i nie-drewniane miecze, topory i
małe, szybkie łódki. Chociaż te ostatnie chyba nie zmieszczą się
w dłoniach. Aż tak małe nie są. Co prawda to wszystko robi
mniejsze wrażenie niż wielki okręt będący tak naprawdę smokiem,
gromada dzieciaków z paranormalnymi boskimi mocami i
miecze-długopisy, które serwuje Riordan w większości swoich
książek. Prawdą jednak jest też, że Flanagan w Drużynie,
a także w Zwiadowcach, czyli swojej pierwszej serii, stworzył
fabułę, która zapewnia przednią rozrywkę i znakomicie zaspokaja
głód przygód.
Najeźdźcy
są dobrą kontynuacją pierwszego tomu, ani lepszą, ani gorszą
jakościowo. John Flanagan ma lekki styl i nawet tysięczny opis tego
samego treningu młodych uciekinierów jest ciekawy, a kiedy
nareszcie zaczyna się robić niebezpiecznie, autor daje popis swoich
umiejętności w snuciu opowieści. Można się zachłysnąć akcją,
która gna na łeb, na szyję, można całym sobą przeżywać
wydarzenia i niczym na meczu kibicować Czaplom w pogoni za
złodziejami.
Można
też spokojnie przeczytać Najeźdźców, uśmiechnąć się z
rozczulenia nad tymi dzieciakami, dobrze bawić się podczas lektury
i odłożyć książkę na półkę. Ot tak. Najeźdźcy nie
są szczególnie wybitną opowieścią, o której będziemy mówić
latami, ale klimat i historia potrafią sprawić, że zapominamy o rzeczywistości i po prostu chwilowo – bo pomimo rozmiarów czyta
się ją dość szybko – żyjemy innym życiem. No i miło spędzamy
czas, jestem tego przykładem. I chyba o miłe spędzanie czasu
chodzi w czytaniu książek, a Drużyna i Najeźdźcy
dla miłośnika: walk, średniowieczna, wikingów i przygód będą do
tego idealne.
Podpisuję się rękami i nogami pod ostatnim akapitem. Muszę teraz kupić "Pościg" i "Niewolników z czegoś tam", bo tak nie mieć wszystkich wydanych części Drużyny na półce to słabo. :p
OdpowiedzUsuńNiewolnicy z Soccoro, nr 35 w top 40 empiku. :D Ja nie mam wszystkich Zwiadowców, TO jest słabe. Tom 1, a potem 8-12. ;_____; Ech te wymiany na fejsbukowych grupach.
UsuńRaczej nie przeczytam. Mam całe mnóstwo innych książek i żywię nadzieję, że są lepsze od tego czytadłą :-)
OdpowiedzUsuńO Flanaganie co nieco słyszałam, ale najwyraźniej zbytnio nie zapadł mi w pamięć. Klimaty takie jednak bardzo lubię, więc chętnie bym przeczytała. :)
OdpowiedzUsuńSkoro klimaty ci pasują, to jak najbardziej zachęcam do Flanagana, ale najpierw polecałabym Zwiadowców :)
Usuń