Całkiem
niedawno zachwycałam się „Pieczęcią ognia” autorstwa
niemieckiej pisarki Gesy Schwartz. Chociaż „zachwycałam się”
to mało powiedziane! Zakochałam się w tej książce od pierwszego
wejrzenia. A że lubię robić wywiady z ludźmi, a także miałam
kilka pytań do Pani Schwartz – czemu by do niej nie napisać i nie
poprosić o wywiad? Mimo nauki niemieckiego przez dziewięć lat, nie
mam pojęcia jak skończyłam z czwórką na koniec gimnazjum, bowiem
w tym języku umiem jedynie śpiewać „Pszczółkę Maję” – to
był niemały problem, bo jak napisać do Niemki po niemiecku, nie
znając języka? Cóż, dziękuję serdecznie wspaniałym wynalazkom.
jakim są słowniki i translatory. Ba! Pani Schwartz nawet przyznała,
że całkiem nieźle idzie mi z niemieckim, co mnie bardzo
rozśmieszyło, biorąc pod uwagę fakt, że właściwie bez pomocy
napisałam tam jedno-dwa zdania.
Nie
czekałam długo na odpowiedź, co mnie niezmiernie ucieszyło. Kiedy
tylko zobaczyłam odpowiedź na mojego maila, zaczęłam skakać z
radości. Nic nie czyni szczęśliwszym niż coś, na co czekaliśmy.
Martwiłam się, że może pisarka ma zbyt dużo na głowie lub może
nie ma ochoty/możliwości na odpowiedzenie na te kilka zadanych
pytań, ale było inaczej: pani Schwartz nie dość, że
odpowiedziała, to dodatkowo odpowiedzi te są strasznie rozbudowane
i po raz chyba pierwszy aż przyjemnie mi będzie tłumaczyć coś z
niemieckiego. W dodatku autorka okazała się być niezwykle miłą
osobą, zaproponowała nawet autograf... Oj, chyba nie powstrzymam
się i wyślę jej mój adres. :)
Osoby,
które nie wiedzą, o jaką książkę chodzi, zapraszam do recenzji
„Pieczęci ognia”: LINK
Nadeine: Dlaczego
akurat Gargulce? Miałaś możliwość wyboru wielu innych stworzeń,
ale wybrałaś właśnie je. Co było tego powodem?
Gesa
Schwartz: Gargulce symbolizują dla mnie zagadkę w
codziennym życiu, zapomnieliśmy o nich i trzeba było nadać im
większe znaczenie, nadać im sens. Jak często mijamy Kościoły,
nie patrząc na gargulce, które mogą nas obserwować kamiennymi
oczami? Jednakże konpecja gargulców nie jest ograniczona do tych w
„Grimie”, nie chodzi tylko o gargulce, ale ogólnie o kamienne
istoty. Nie tylko gargulce otoczone są aurą tajemniczości i
nieprzystępności. Każdy, kto choć raz widział Apollo
Belwederskiego, Śpiącego Satyra (Faun Barberini) albo Umierającego
Galijczyka, czuje, że pod skórą posągów może być coś więcej
niż kamień. Jest dużo więcej tego udowodnionego w fantazji, w fantastycznej mimetycznej literaturze. Nie można przejść przez
cmentarz, nie mając uczucia bycia obserwowanym przez kamienne oczy,
nie można przejść obok Nike z Samotraki, nie słysząc delikatnego
szelestu skrzydeł. Myślę, że powinniśmy o nich pamiętać,
ponownie nadać im wartość w naszym świecie. Podobnie jak Michael
Ende jestem zdania, że nasz świat stał się pustynną cywilizacją.
Twierdził on, że nasz świat jest „dosłownie powstały z dobrych
duchów”: nazwał go opuszczonym pustkowiem ślepego racjonalizmu i
szalonego postępu, na dłuższą metę nikt nie przeżyje. Zgadzam
się z nim, nie na próżno mieszkam w cyrkowym wagonie – w jednym
kawałku cyrku na pustyni naszego świata.
N.: Skąd
pomysł na stworzenie Grima?
G.S.: Ideą
dla „Grima” był obraz, który zobaczyłam pewnego razu w nocy.
Widziałam wielką, kamienną figurę z ogromnymi, sięgającymi
ponad dachy paryskich domów skrzydłami. Kiedy zbliżyłam się do
sylwetki, mogłam ujrzeć jej twarz. To była twarz gargulca, może
anioła, może demona, a może po trochu tego wszystkiego. Spojrzał
na mnie swoimi oczami, z blizną nad jednym z nich, i z łagodnym
uśmiechem powiedział mi swoje imię. Tak właśnie poznałam Grima
i od tamtego momentu wiedziałam, że chcę opowiedzieć swoją i
jego historię. On był i zawsze jest w centrum tego wszystkiego, a
pozostałe postacie, tło, świat, w którym żyje – rozwijało się
wokół niego.
N.: Skąd
w ogóle pomysł na napisanie książki? Kto lub co było Twoją
inspiracją?
G.S.: Odkąd
tylko pamiętam, byłam narratorem, i kiedy tylko mogłam, pisałam
moje historie. Pisanie było i jest integralną częścią mnie,
życiową koniecznością, bez której nie wyobrażam sobie
istnienia. To piękny moment, kiedy postacie i świat budzą się do
życia i zabierają mnie na swoje przygody. I zdolność do tworzenia
światów za pomocą słów i myśli, sprawianie, że mogą mieszkać
tam ludzie – to jest wspaniałe!
N.: Stworzyłaś
Dolny Świat jedynie na podstawie niemieckiego folkloru, czy
czerpałaś również z innych znanych mitologii?
G.S.: Oprócz
integracji różnych mitologii w moich opowieściach, ważne było
także zbadanie naszej rzeczywistości. Przywiązuję dużą wagę do
tego, żeby wszystko w mojej historii było rzeczywiście możliwie.
Jeśli tylko jest to możliwe, odwiedzam wszystkie lokalizacje
osobiście. Czasem prowadzi to do stóp czarnych jak smoła po całym
dniu badań tylko w sandałach; całe dnie podczas letnich wyjazdów
do Rzymu pracuję, chodzę po wzgórzach Tara w trampkach z
zielonkawymi plamami kału tamtejszych owiec. Nie należy być
wrażliwym na takie rzeczy. Kiedy na przykład byłam informowana o
środkach nadzoru na paryskich cmentarzach, zostałam obrażona po
francusku: sprzedawca pamiątek podsłuchał moją rozmowę z dozorcą
i orzekł, że chciałam uczcić grób Jima Morrisona czarną mszą.
Niemniej jednak takie badania naukowe sprawiły, że byłam dobrze
przygotowana. To niezwykle fascynujące, wędrować w paryskich
katakumbach – ciągną się one kilkaset kilometrów pod miastem,
na głębokości nawet 35 metrów! Większa część sieci korytarzy
wciąż jest niezbadana, ale szacuje się, że znajdują się tam
szczątki aż sześciu milionów ludzi! Tam jest strasznie,
ekscytująco i bardzo ciemno – i prawie niemożliwym jest, by
chodząc po katakumbach, nie znaleźć inspiracji.
Nowym
i bardzo intensywnym doświadczeniem dla mnie było to, jak badania i
rozwój fabuły są ze sobą powiązane. Przykładem tego jest dom
Grima w Paryżu, wieża Saint Jacques. W jednej z pierwszych scen, w
fazie planowania historii, Grim zaznaczył, że mieszka na, względnie
pod, wieżą. Wtedy nie miałam pojęcia, gdzie mam go umieścić,
ale wiedziałam, że w domu, w Kościele – a wieża Saint Jacques
na pewno nie jest Kościołem. Zmarnowałam tygodnie, wędrując po
Paryżu w poszukiwaniu Kościołów (a w pisanych na bieżąco
scenach Grim wyśmiewał moje obolałe wieczorem nogi), dopóki nie
okazało się, że Saint Jacques kiedyś było Kościołem!
Mianowicie, Kościołem Saint-Jacques-la-Boucherie, który rzekomo
został zburzony w 1797 roku. Ledwie się o tym dowiedziałam,
wpadłam na pomysł, że Grim ma coś związanego z tą budowlą, coś
tajemniczego i smutnego, i że znalazł sposób na przeniesienie
budynku do jego podziemnego świata. Tak więc Grim rzeczywiście
osiedlił się tam, jednakże, razem z nim, gołębie. Kilka razy
odwiedzałam tę wieżę – i każdy, kto kiedykolwiek odwiedził
Paryż, wie, że jest tam pełno wszystkiego, zwłaszcza w zakresie
zabytków i Kościołów, a także, oczywiście, gołębi. Również
trawnik wokół wieży Grima został przez nie zasiedlony. Jednakże
żaden z nich nie odważył się usiąść na figurach na wieży,
kiedy odwiedziłam to miejsce. Być może było to było normalne
albo gołębie miała jakieś powodu do tego, by nie siadać na
posągach. Dla mnie było jasne, że Grim zawsze ma pazury w pogotowiu, bo nie jest zbyt wielkim przyjacielem gołębi. Pamiętam
jeszcze, jak wkrótce po pokazaniu w jednej scenie Saint Jacques jako
domu Grima, Grim w mojej głowie uniósł prawą brew i pogardliwie
zapytał, dlaczego nie słuchałam go, kiedy mówił, że ta wieża
to jego dom. Na mojej stronie można zobaczyć moje zdjęcia tych
lokalizacji, to jakby wejście za kulisy.
Dużą
część moich badań zrobiłam podczas całorocznej trasy po
Europie. I wciąż badam i podróżuję dla siebie. Nie na darmo
mieszkam w wozie cyrkowym – z takim domem można udać się
wszędzie.
N.: Oprócz
Grima, piszesz również inną serię, Kroniki Świata Cienia. Możesz
przybliżyć nam fabułę?
G.S.: Kroniki
Świata Cienia to trylogia. Pierwszy tom, „Nephilim”, jest już
wydany, drugi tom, „Angelos”, pojawi się w Niemczech we
wrześniu. Jest to opowieść o siedemnastoletnim Nando, który
mieszka w Rzymie ze swoją ciotką. Przez kilka tygodni jest dręczony
snami, w których przychodzą cienie i coś do niego mówią. Wkrótce
potem oczywiście dowiaduje się, że pewne istoty magiczne czyhają
na jego życie. Z pomocą bezdomnego, Antonio, Nando ucieka i
odkrywa, że także posiada magiczne zdolności. Niedługo potem
dowiaduje się, że Anioły i Demony od zawsze żyły w świecie
ludzi, ukryte, i że sam jest kimś bardzo szczególnym: Nephilim.
Nando jest synem Diabła i kluczem do jego wyzwolenia, z zamkniętego
przez Aniołów dziewiątego kręgu Piekła. Demony i Anioły polują
na chłopaka, by użyć go do swoich celów. Nando ma tylko jedną
szansę: musi zejść do podziemi Rzymu, i w Bantorym, mieście
Nephilów, nauczyć się używać swoich mocy i bronić się przed
atakami anielskich i piekielnych posłańców. Jednak oni depczą mu
po piętach. Na dodatek, Diabeł zaczyna mówić w myślach Nando i
przyciągać go do siebie. I każdy wie, że Diabeł to największy
kusiciel...
N.: Niemcy
leża niedaleko Polski – znasz jakiś Polaków czy raczej nie
utrzymujesz z nimi żadnego kontaktu?
G.S.: Niektórzy
z moich najbliższych przyjaciół są Polakami lub mają polskie
korzenie, tak więc w pewien sposób codziennie stykam się z Polską.
:) Generalnie, w Polsce spotkałam się z ciepłymi, przyjaznymi
ludźmi, którzy potrafią opowiadać wspaniałe historie. Bardzo
chciałabym spędzić trochę czasu w tym kraju, który posiada tak
wiele tajemnic i potencjał na wiele opowieści... I jestem pewna, że
któregoś dnia to zrobię! :)
***
No, moi kochani - nieźle się namęczyłam z tłumaczeniem! Nie było łatwo, przyznaję, ale zdecydowanie warto. Macie jakieś propozycje autorów, z którymi chcielibyście przeczytać wywiad? Tylko anglojęzycznych lub naszych rodzimych, proszę, bo naprawdę - o ile niemieckich pisarzy uwielbiam, o tyle tłumaczenie tego wszystkiego jest męczarnią. Myślałam o Leigh Bardugo - Cień i kość było książką świetną! Co o tym sądzicie? :)
Świetny wywiad! Naprawdę jestem pod wrażeniem, że przetłumaczyłaś to wszystkiego z niemieckiego! Sama uczę się tego języka 7 lat i chyba bym się na to nie zdobyła. :)
OdpowiedzUsuńGratuluję! :)
Dziękuję. Zwątpiłam, kiedy zobaczyłam te długie odpowiedzi, ale się udało! :)
UsuńCiekawy wywiad :). Jestem pod wrażeniem, że chciało Ci się to tłumaczyć. Ja bym wysiadła. No, ale ja w gimnazjum i podstawówce uczyłam się angielskiego i rosyjskiego. Z niemieckim będę miała styczność w liceum. I już się boję ;).
OdpowiedzUsuńA co to Twojego pytania, to prosiłabym o wywiad z Andrzejem Sapkowskim, z racji tego, że uwielbiam "Wiedźmina". A także George R. R. Martin i może Katarzyna Michalak.
Pozdrawiam :).
Żeby to było takie łatwe. :) Z mniej znanymi autorami, jak Gesa Schwartz, jest łatwiej, ale taki Martin... na pewno ciekawie byłoby z nim porozmawiać, ale czy się uda? :D Albo Sapkowski - niby mieszka w Łodzi, czyli niedaleko mojego miasta, ale spotkać go jest trudno, hah. No i chyba stroni od wywiadów, zwłaszcza z nieznanymi na całą Polskę blogerami. ^^ Ale jak kiedyś natrafi się jakaś szansa, nie przepuszczę jej. ^^
UsuńKurcze, zazdroszczę Ci, że potrafisz zwrócić się do autorów. Ja bym się nie odważyła :). Gdzie ty się nauczyłaś tak dobrze mówić po Niemiecku? Ja w szkole miałam paskudnych nauczycieli i jedyne co umiem, to liczyć do dziesięciu xD.
OdpowiedzUsuńJa ledwo się odważam, e-mailem jest dość łatwo, ale jakbym miała porozmawiać w cztery oczy... Brr! :) Dziewięć lat nauki niemieckiego nauczyło mnie tylko śpiewać "Pszczółkę Maję" w tymże języku. Translatory, słowniki i stare podręczniki, z których przerabiałam zdania - dzięki nim e-mail wyszedł jako tako poprawny. ^^
Usuń