„Zakochaj
się we mnie znów”
Wzdłuż
ulicy ciągną się zbudowane ciasno przy sobie kamienice. Idziesz
prosto przed siebie, nie znając drogi. Nie masz pojęcia, gdzie się
znajdujesz. W którą stronę iść, w którą uliczkę skręcić.
Który most jest tym właściwym. Nie znasz współczesnego Paryża,
a co dopiero siedemnastowiecznego. Jednak to w końcu miasto miłości,
a dla nie tutaj przybyłeś. I jesteś gotów zrobić wszystko. Nawet
narazić się na śmierć.
Pamiętacie
kardynała Richelieu? Na pewno uczyliście się o nim na historii.
Anna spotyka go podczas swojej podróży do siedemnastowiecznego
Paryża, na specjalnej misji przydzielonej tylko jej – musi
uratować swojego ukochanego Sebastiana. W tamtych czasach jednak nie
jest zbyt wesoło – nieopodal toczy się wojna, a kardynał i
królowa nie są w najlepszych stosunkach. Intryga goni intrygę, a w
samym jej środku jest nie kto inny, tylko Anna. Wydawałoby się, że
gorzej być nie może, a jednak! Sebastian jest muszkieterem
kardynała i nie pamięta, kim jest jego ukochana. Jego amnezja może
przynieść opłakane skutki. Czy chłopak ponownie zakocha się w
Annie? Tylko tak można naprawić bieg tej historii...
Podróże
w czasie są mi tematem bliskim. Uwielbiam tę tematykę, interesuję
się takimi rzeczami od dawna: John Titor, wehikuły czasu,
multiwersum. W literaturze zaś podróże w czasie dają ogromne
możliwości, tyle wspaniałych rzeczy można wymyślić w oparciu o
to! Eva Völler miała ciekawą koncepcję Obrońców Czasu, którzy
kiedy zauważone są nieścisłości w historii, wysyłani są w
przeszłość w celu jej naprawienia i przywrócenia prawidłowego
biegu. Lubię rozmyślać nad paradoksami czasowymi, jest to zajęcie
naprawdę wesołe – gdyby wysłano Annę na misję uratowania
Sebastiana, gdyby ta się nie powiodła i Anna wróciłaby do
przyszłości, do momentu, w którym wyruszyła w przeszłość, ale
byłoby wiadomo, że potem znów skoczyła w przeszłość i misja
się udała, i dziewczyna powróciłaby do współczesności kilka
sekund po zniknięciu... To teoretycznie za pierwszym razem historia
powinna być już naprawiona, bo ta najbardziej przyszła Anna
naprawiła wszystko w przeszłości... Tak, wiem, jak bardzo takie
rozmyślanie może złamać mózg, dla mnie jednak to naprawdę
zabawne zajęcie. I nie, moi drodzy, nie jest to żaden spoiler, to
tylko i wyłącznie moje czysto hipotetyczne, nieco zawiłe myśli.
Szkoda, że Eva Völler nic o tych paradoksach nie wspomniała ani
nie zagłębiła się bardziej w to, jak działają te podróże w
czasie. Ale o tym dosłownie za chwilę.
Po
takim wprowadzeniu pewnie domyślacie się, że książka mnie się
podobała. Jednak moje oczekiwania a rzeczywistość okazały się
trochę różnić. Czasem więcej niż trochę. Bo wiecie, może
jestem trochę za bardzo w science-fiction, może naoglądałam się
za dużo Doctora Who, a może po prostu Złoty
most nie był tak dobry, ale chciałam czegoś więcej.
Pierwszemu tomowi wybaczyłam nie wspominanie o bardziej technicznych
sprawach dotyczących Obrońców Czasu, Anna dopiero poznawała ten
całkiem inny, wydawałoby się nierealny świat. Nie wspominałam o
tym, bo wszystko było pisane oczami protagonistki, która nie
wiedziała zbyt wiele w tym temacie. W drugim tomie jednak, chociaż
ponownie spotykamy się z Anną jako narratorem, powinno być trochę
napisane o tym, jak to działa. Dla mnie osobiście nie starczy
powiedzenie, że portal otwiera Starzec i budzisz się nagle w
przeszłości. Kim są Starcy? Dlaczego dają zadania Obrońcom
Czasu, zamiast samemu iść na misję (bo przecież w historii nie
może być aż tak wielu nieścisłości naraz, prawda?)? Czym są
zadania specjalne? Nie, moi drodzy, Złoty most nie
odpowie na te pytania, podobnie jak stary znajomy Anny i Sebastiana,
Jose.
Wydawałoby
się, że ten brak odpowiedzi nada pewną aurę tajemnicy, ale nic z
tych rzeczy. Według mnie było to irytujące! Kontynuując moje
wesołe narzekanie – romans. Ostatnio często marudziłam o
trójkątach, a tutaj nie ma żadnego, więc dla mnie ogromny plus za
stałą parę. Jednak nie ma tak łatwo, o nie. Wolałabym, żeby to
była książka, której głównym tematem są owe podróże w
przeszłość, oczywiście nie bez wątku miłosnego, ale wątek
główny a poboczny robi różnicę. Złoty most opiera
się na romansie. To jest najważniejszym tematem powieści, Anna i
Sebastian. O ile to samo w sobie niezbyt przypadło mi do gustu, bo w
typowych romansach nie gustuję, co nie znaczy, że nie lubię czasem
jakiegoś przeczytać – o tyle motyw, który wrzuciła Eva Völler,
był świetny. Możliwe, że to wina mojego dziwnego gustu, ale
pomysł z Anną muszącą ponownie rozkochać w sobie Sebastiana (nie
pamiętającego jej) był interesujący. Czy uda jej się? Czy
Sebastian ponownie wybierze ją? Często przyłapywałam się na
takim rozmyślaniu.
Eva
Völler w książce zaklęła sporo magii, cała opowieść snuta
przez nią jest magiczna. Nie jest najlepsza, nie wszystkim może się
spodobać, ale ważne, żeby była ciekawa. I jest. Trochę zbyt
często zgrzytało mi coś, żebym mogła powiedzieć, że bardzo mi
się podobało, ale sądzę, że osoby, które pokochały Magiczną
gondolę, pokochają również Złoty most.
Wiele o książce słyszałam- o tej i poprzedniej cześci. Mam na nie wielką ochotę :-)
OdpowiedzUsuńMusze niedługo przeczytać te książki, już od dłuższego czasu planuję, a jakoś nie mogę się za nie zabrać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkońcu wpadnie mi w ręce, bo bardzo chcę ją przeczytać ; D
OdpowiedzUsuńJa traktuję książki Evy jak ciekawą alternatywę - choć brakuje pewnych elementów, które stworzyłyby z tej historii opowieść prawdopodobną. Ale mimo to jest nieźle, ja miło spędziłam czas przy Złotym moście ;)
OdpowiedzUsuńNiedługo zaczynam pierwszą część tej serii :) Oby mi się spodobała... :)
OdpowiedzUsuń