„She's
got balls”
Być
magnesem na kłopoty musi być ciężko. Zwłaszcza kiedy Ci z góry,
archaniołowie od siedmiu boleści, oskarżają cię o nie wiadomo
co, a ty musisz jeszcze sporo załatwić przed swoim Sądem
Ostatecznym. Powstrzymać rebelię przeciw Lucyferowi w Piekle? Nie
ma sprawy. Pomóc Baalowi, Karmazynowemu Księciu, któremu nikt nie
ufa i wszyscy uważają go za dupka? Odhaczone. Zaopiekować się
pisklęciem podrzuconym przez Gabriela i Lucyfera? Da się zrobić.
Wybronić się z nieznanego oskarżenia archanioła Rafaela, który
cię nienawidzi? Oj, z tym będzie trudniej.
Dora
Wilk ma ręce pełne roboty, a jej rodzina cały czas się powiększa.
Najpierw Miron z kochającego diabełka zmienił się w zazdrosnego
demona, potem te straszne snowidzenia, a w dodatku musi wraz z Joshuą
i Mironem uciekać z Thornu, bo przepala linię magiczną. Kiedy
linia wygaśnie, Dora będzie miała ogromne kłopoty. Większe niż
teraz. W czasie kilku dni może zdarzyć się jeszcze wiele – bunt
w Piekle, fałszywe zlecenie na śmierć, herbatka z aniołem śmierci
Abaddonem, pościelowe spotkania z Baalem, odkrycie małego i dużego
sekretu Rafaela... Dora nie dostaje chwili spokoju, wokół niej
ciągle się coś dzieje!
A
Rafael oczywiście znów coś knuje!
Oj,
zacierałam moje lepkie i łase na każdy książkowy twór łapki,
kiedy tylko doszła mnie wieść, że koleżanka kupiła trzeci tom
przygód Dory Wilk. Nie jestem aż tak lękliwa, nie straszne mi
żadne spoilery, a kiedy owa koleżanka oznajmiła, że z pewnością,
na więcej niż sto procent, pokocham pewnego Karmazynowego Księcia,
tak jak ona, że będzie się działo, że zakończenie urywa się w
okropnym momencie – chciałam się dowiedzieć wszystkie o tej
książce, nawet bez czytania. Tak bardzo nie mogłam się doczekać
ponownego spotkania z naszą wiedź... właściwie, z naszym
nie-wiadomo-czym, bowiem Dora Wilk, jak przekonałam się po
lekturze Bogowie muszą być szaleni, jest właściwie
wszystkim i nie ma na to żadnej nazwy. Nie raz załamywałam ręce,
bo strasznie zgrzytało mi to, że Teodora ma cechy wampira,
wilkołaka, wiedźmy, a teraz jeszcze ma sowie skrzydła i naturę
prawdziwego piekielnika... Chociaż tę ostatnią miała od zawsze.
To w końcu Dora. Ona nawet anioła śmierci zaprosi na herbatkę,
porozmawia z nim i pożegna całusem w policzek.
W
tej chwili stukam palcami w klawiaturę, starając się wyjaśnić
jakoś fakt, iż ta książka mi umknęła. Bo to, że
umknęła, jest pewne, ale w jaki sposób – już mniej. Zaczęłam
czytać Zwycięzca bierze wszystko, skończyłam,
odłożyłam na półkę. Oczywiście w międzyczasie, jak to ja,
jęczałam trochę, śmiałam się co kilka stron, raz nawet tak
bardzo, że musiałam przerwać czytanie, wkurzałam się podczas
niektórych sytuacji i oczywiście jak tylko poznałam ostatnie
strony, obraziłam się śmiertelnie, bo czego jak czego,
ale cliffhangerów, czyli urywania książki w środku
akcji, nienawidzę. Chociaż są świetne, muszę przyznać. Czemu
więc czuję, że twór Anety Jadowskiej umknął mi, przelał się
jak woda między palcami? Nie jest to z pewnością wina fabuły –
ta jest sympatyczna i zdrowo walnięta, jak zawsze; bohaterów też
nie. Bohaterowie zresztą dla mnie są najlepszą częścią serii o
Dorze Wilk – tylu ich tam, a autorka nie pogubiła się i dała im
taką dawkę zajebistości, że nie sposób nie polubić większości
z nich. Zwycięzca bierze wszystko jednak nie zapadł
mi w pamięć, było-minęło. Ale to chyba tylko dlatego, że jak
Thorn wciągnął mnie w sam środek wiedźmowych kłopotów, to
wypuścił dopiero po przeczytaniu ostatniej strony. :)
Nie
miejcie, drodzy Czytelnicy, mylnego wrażenia, że Zwycięzca
bierze wszystko nie spodobał mi się. Gdyby pod
groźbą walki ze świrniętym Rafaelem kazano powiedzieć mi, że to
nudna i przewidywalna książka – dobyłabym miecza, którym nie
umiem się posługiwać, i walczyłabym, bo tego z pewnością nie
można powiedzieć o wszystkich książkach Anety Jadowskiej. A
że umarłabym? Mam nadzieję, że ciepło przyjęliby mnie w Piekle.
Dobra, dobra, przejdźmy do konkretów. Bohaterowie w tej części są
jeszcze bardziej ciekawi niż w poprzednich dwóch razem wziętych.
Jak to jest, zastanawiałam się, że ci z dołu, piekielnicy, są
dużo bardziej fajniejsi od tych z góry, aniołków? Lucek wraz ze
swoimi piekielnymi znajomymi, Miron, Baal – to oni są śmietanką
towarzyską. To oni sprawiają, że z każdą stroną uśmiech na
mojej twarzy poszerzał się. To oni nakręcają tę książkę i
sprawiają, że nie sposób się od niej oderwać. Chociaż to może
być też przez moje zafascynowanie demonami, no cóż. Jednak nie
wszystkie anioły chodzą z kijami w tyłkach jak Gabriel – oj,
słodki, słodki Joshua, którego wciąż uwielbiam... Powiem tak: ta
mała ptaszyna mieszka z buzującym seksem Mironem i Dorą (tu
dodawać niczego nie trzeba), ma okropnego, sztywnego dziadka i
przymusowy celibat, ale daje radę. To wszystko, postacie i
wydarzenia, czy też raczej kłopoty, które Dora przyciąga, są
istną mieszanką wybuchową. :)
Nie
lubię zbyt słodzić książkom. Zwycięzca bierze
wszystko jest świetny, ale nie idealny. Teodora Wilk,
będące wszystkim, co tylko możliwie w magicznym świecie,
denerwowała mnie. Nie charakterem, bo ten ma całkiem sympatyczny,
ale samym pochodzeniem, które nie jest przecież jej winą. Jest
wiedźmą – świetnie! Lubię wiedźmy. Ma triumwirat z diabłem i
aniołem, pierwszy taki międzyrasowy – ciekawe, ciekawe. Dostaje
prawdziwe (tylko że nie) sowie skrzydła, jest „matką” dwójki
wampirów i Alfą gdyńskich wilkołaków... Tego już trochę za
wiele. Co nie zmienia faktu, że jest to ciekawie przedstawione.
Pochodzenie Dory zaczęło mi zgrzytać dopiero po przeczytaniu – w
trakcie byłam raczej bardziej zainteresowana wszystkimi jej
kłopotami.
Zwycięzca
bierze wszystko to książka dobra do relaksu. Można się
odprężyć, czytając ją, nie raz uśmiechnąć czy zaśmiać pod
nosem. Można się trochę denerwować, przeżywając sytuacje z
codziennego życia niecodziennych postaci. Ale jednego nie można –
nudzić się.
***
Z
innej beczki - jak Wam się podoba nowy wygląd bloga? :)
Fajna książka, świetna recenzja i boski wygląd bloga (naprawdę cieszy oczka!) : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, obserwuje i zapraszam do siebie.
http://naszksiazkowir.blogspot.com/
O, dziękuję, jak miło to słyszeć/czytać. C:
UsuńDziękuję :) Chciałam, żeby recenzja trochę odzwierciedlała książkę, która jest napisana "z jajem". :3
OdpowiedzUsuńOstatnio często się na tę książkę natykam, ale jakoś wciąż nie mogę się przekonać do polskich autorów.
OdpowiedzUsuńŻeby przekonać się do polskich autorów trzeba czasu. Ja kiedyś też uważałam polskie książki za zło wcielone, a teraz, jak widać, nie były takie złe. :)
UsuńHeksalogia rządzi :))) Uwielbiam Dorę i Panią Anetę :)
OdpowiedzUsuńSzablonik ciekawy
Witaj ^^
OdpowiedzUsuńPragnę poinformować, że nominowałam Cię do zabawy "Nie niszcz książek - używaj zakładek!" :)
Szczegóły tu: http://mirror-of--soul.blogspot.com/2013/08/nie-niszcz-ksiazek-uzywaj-zakadek.html
Pozdrawiam :)