środa, 22 lipca 2015

Will Grayson, Will Grayson, John Green, David Levithan


Nie czytam powieści Johna Greena w kolejności ich wydania, mimo to odnoszę wrażenie, że mają one tendencję spadkową. Bo Willa Graysona, Willa Graysona (pozwolicie, że tytuł ten w dalszej części skrócę do jednego Willa) ratuje część rozdziałów napisana przez drugiego autora, Davida Levithana. Green zaś tworzy to, co zawsze: przeciętnego głównego bohatera, jego szalonego, nienormalnego przyjaciela i dziwną dziewczynę z cechami charakterystycznymi, która potem będzie z wyżej wspomnianym przeciętnym. Okazjonalnie napatoczy się znajomy czy dwóch. Ale zaraz to wszystko rozwinę.


Zacznijmy od Greena. Nieważne, jak często używa się schematu i tego samego motywu do napisana powieści, ważne, jak się ją napisze (a wiem to od niedawna). Można temat ugryźć od innej strony, wywrócić go do góry nogami albo po prostu wpaść na świetny pomysł i cudownie go opisać. A Green jest nadal Greenem. W pierwszym akapicie przedstawiłam jego książki. Nie Willa Graysona, nie tylko - Szukając Alaski, Papierowe miasta... To też były dobre książki. Jednak ile razy można powtarzać dokładnie to samo? I jeszcze w taki sposób!

Nie wiem, czy jesteście świadomi, ale jednym z najważniejszych wątków Willa Graysona jest homoseksualizm. Byłam zachwycona, kiedy się dowiedziałam: może wreszcie ktoś, kogo uwielbia młodzież za tak mądrą i piękną powieść jak Gwiazd naszych wina, pokaże, że homoseksualiści to zwyczajni ludzie i nie ma się czego bać. Tymczasem Green tworzy Kruchego jako wielkiego, niezbyt przystojnego chłopaka, który zakochuje się co godzinę, jego związki nie trwają dłużej niż tydzień i jest tak zafiksowany na swoim punkcie, że tworzy musical o swoim życiu. I większość szkoły raczej go unika. Dzięki, Green.

Nie podoba mi się to spojrzenie Greena na homoseksualistów. Bo pokazuje ich (a w szkole Willa nr 1 jest ich paru) jako grupkę raczej odseparowaną od reszty szkoły, mającą swoje spotkania pozalekcyjne i rozmawiającą tylko w swoim gronie. Tylko że, a wiem z własnego życia, tak nie jest.

Dzięki Wielkiemu Bogu Pisarzy, że współautorem jest Levithan, którego powieści muszę koniecznie poznać, bo polubiłam go. Może wydać się dziwne, że swoje rozdziały napisał on małymi literami, jednak w rozmowie z Greenem umieszczonej na końcu powieści jest wyjaśnienie takiego zabiegu, który męczył oczy i moje małe, edytorskie serduszko, ale bardzo mi się spodobał. will grayson Levithana cierpi na depresję, co udało się pisarzowi fenomenalnie oddać. Zasługuje na ogromny szacunek za to, że przedstawił depresję nie jako użalanie się nad sobą. I również jego spojrzenie na homoseksualizm oczami willa jest dużo lepsze: to zwykli ludzie, którzy nie musza afiszować się ze swoją orientacją.

Trochę mniej lubię Greena, poznałam za to kogoś, kogo mogę umieścić na jego miejscu: Levithana. Sam pomysł, by stworzyć dwie różne postaci o takim samym nazwisku, był świetny. (W tym momencie pozdrawiam drugą Natalię Patorską, która ma śliczne profilowe na Facebooku.) Will Grayson jednak w ogólnym rozrachunku był powieścią całkiem wciągającą, przyjemną i nawet może czegoś nauczyć, ale nie w temacie orientacji seksualnej.

To trochę refleksyjna powieść dzięki Levithanowi, który pokazuje na przykładzie swojego willa, że możesz być inny, ale to nie umniejsza twojej wartości. Jeśli warto przeczytać Willa Graysona, Willa Graysona, to dla Levithana, który potrafi wejść w umysł osoby cierpiącej na depresję i bojącej się bycia innym. Bo żeby wiedzieć, co napisał Green, wystarczy przeczytać trzy dowolne jego książki (nie licząc GNW), i już wiecie, o czym mniej więcej część greenowa Willa Graysona będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...