sobota, 17 maja 2014

Uczniowski odruch warunkowy


Jako uczennica pierwszej klasy liceum, po tylu latach edukacji, zauważyłam już dawno temu reakcję alergiczną na cokolwiek, co miałoby metkę lektury. Jakakolwiek by to nie była książka, nazwana lekturą natychmiast traci urok i jest unikana przez rzesze uczniów, którzy później szukają w Internecie streszczeń i opracowań. Co więcej, mając siostrę w drugiej klasie podstawówki, widzę również reakcję na lektury tych dziewięcioletnich dzieciaków – one się ich nie boją, ba!, podchodzą z ciekawością do takich książek. Jeszcze. Z wiekiem, jak zauważyłam, społeczność uczniowska wykształca sobie odruch warunkowy. :)

Nie jestem święta. Czytam jako jedna z nielicznych lektury, ale nawet ja mam pewne granice. Po pięćdziesięciu stronach Krzyżaków padłam i nie powstałam. Pieśń o Rolandzie była dla mnie jedną wielką pomyłką. A jestem na profilu humanistycznym.

Lektury dobrane są źle, szczególnie pod względem wieku. Sądzę, że za kilka lat Krzyżacy naprawdę mi się spodobają, bo historię lubię, ale w pierwszej czy drugiej klasie gimnazjum to była prawdziwa męczarnia, której nie zapomnę. To zraziło do innych lektur masę uczniów. Czy naprawdę trudno zaciekawić książką? Kłamczucha Musierowicz była ciekawa, Krew elfów Sapkowskiego (że też nie moja klasa to przerabiała, eh!) – genialna... Tylko że od kiedy jest lekturą, a przeczytanie książki staje się być obowiązkiem, nie jest tak kolorowo.

Naszło mnie na tego typu rozmyślania, bo niedawno w mojej bibliotece był kiermasz taniej książki. Cała półka książek po złotówce, dwa złote i pięć złoty. Nowiutkie i stare, idealne i zniszczone – do wyboru, do koloru. Obkupiłam się nie tylko w nowości, ale i lektury. Folwark zwierzęcy George'a Orwella. Przeczytałam. To świetna opowiastka. Króciutka i naprawdę szokująca. Straszna w swej prostocie. Przerabiać tę książkę powinnam za dwa lata. No, rok z kawałkiem – w trzeciej klasie. Tymczasem ja, przeczytawszy ją wcześniej, uniknęłam odruchu warunkowego uczniów. Bycie lekturą nie jest złe, to nie uśmierca książki. To jedynie zniechęca do czytania ludzi, i przez to omijają ich naprawdę świetne powieści.

To zabawne, że reakcja alergiczna na wszelkiego rodzaju lektury – nawet Wiedźmina, a tam są cycki, potwory i mordobicie, raj dla gimnazjalistów – jest tak jakby obowiązkowa. Jęk podczas zapowiadania kolejnej lektury przypomina owczy pęd. Lektura = źle. Automatycznie.

Czy jeśli tak... hm, znaną i chyba lubianą Pieśń Lodu i Ognia Martina zrobić lekturą, zostałaby znienawidzona? Albo Harry'ego Pottera? (Chociaż Harry to wyjątek potwierdzający regułę, w podstawówce nie słyszałam na niego narzekań.) Albo coś Tolkiena? Czy to kwestia doboru książek, czy samej etykietki lektury?

I dlaczego, do diabła, to jest już masowy odruch warunkowy?

Zdjęcie (edytowane przeze mnie): flickr.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...