poniedziałek, 30 grudnia 2013

Hobbit: Pustkowie Smauga | 2013

[Hobbit: The Desolation of Smaug]
reżyseria: Peter Jackson




Ponad rok po premierze pierwszej z trzech części adaptacji filmowej Hobbita przyszedł wreszcie czas na kolejną premierę, tym razem Pustkowia Smauga. W towarzystwie jednej osoby, a nie całej zgrai gimnazjalistów jak rok temu, niczym kompania krasnoludów wyruszyłam na podbój kina. A miejsca miałam świetne – ostatni rząd, idealny widok na cały ekran. Widownia zachowywała się prawie wzorowo, poza migającymi trochę wyświetlaczami telefonów nie przeszkadzali w nasycaniu się pięknem Hobbita. Tym razem już po przeczytaniu książki, z czystym sumieniem rozpoczęłam oglądanie filmu.

Było jedno pytanie, które sobie zadawałam przez cały seans. Jakim cudem Thorin Dębowa Tarcza może być aż tak majestatyczny cały ten czas?! Czy on brał jakieś lekcje majestatyczności? Odpowiedzi na te pytania nie znam, ale Richard Armitage w roli Thorina... Powiem inaczej – nie widziałabym nikogo innego do tej roli. Nie wiem, jak on to zrobił, ale był Thorinem. Takim prawdziwym królem pod górą. Są filmy, w których dobór aktorów jest okropny (ekhem, Annabeth Chase, ekhem), ale nigdy nie będzie można tego powiedzieć o Hobbicie. O nie. Peter Jackson jest genialny, jeśli o castingi chodzi. Nawet na smoka zatrudnił genialnego wprost aktora, i nie mówię tak tylko dlatego, że uwielbiam Benedicta Cumberbatcha. No może troszkę. Ale jako Smaug spisał się świetnie, trzeba przyznać. Zapamiętałam również Bombura, tego wielkiego z rudą brodą zaplecioną w warkocz. Co za słodziak! Naprawdę. W filmie są mrożące krew w żyłach sceny, walka z pająkami, a ja tylko patrzę na te wielkie przerażone oczy okrąglutkiego Bombura. :)

Z powodów niezależnych ode mnie (brak szofera, auta i najokropniejszy na świecie rozkład autobusów) byłam zmuszona iść na, o zgrozo!, dubbing. Właściwie prócz Harry'ego Pottera lecącego w telewizji nigdy nie oglądałam filmu z dubbingiem, więc byłam przerażona tym faktem. O ile w animacjach polski dubbing jest na naprawdę wysokim poziomie, w filmach, we wspomnianym już Potterze... Och, tylko nie to. „Nie chcem, ale muszem” było więc moją dewizą podczas wchodzenia na salę kinową. Okazało się jednak, że nie było się czego bać. Polacy dali radę zdubbingować Hobbita bardzo dobrze i nie było źle, głosy dopasowano odpowiednio, efekty dźwiękowe również były niezłe. Smutno tylko, że nie usłyszałam przerażonego głosu Bilbo, głębokiego głosu Thorina czy Smauga, który mówił głosem uwielbianego przeze mnie Benedicta Cumberbatcha. Z kolei utwór lecący podczas napisów końcowych – I see fire w wykonaniu Eda Sheerana – był strzałem w dziesiątkę. Nieco mniej krasnoludzki, powiedziałabym, troszkę zbyt delikatny głos, ale mimo wszystko piosenka była piękna, a tekst – idealny.

And if we should die tonight
We should all die together
Raise a glass of wine
For the last time
(Ten fragment szczególnie utknął mi w pamięci. Znam książkę. Wiem, co się stanie. I jeśli ktoś puści ten fragment w trzeciej części podczas... wiadomych wydarzeń... Paczka chusteczek higienicznych to będzie zbyt mało dla mnie.)

Ten film bardzo mnie zaskoczył, zwłaszcza postacią Tauriel. Jest bardzo kontrowersyjna i, cóż, jej wątek jest niekanoniczny i może to denerwować zwłaszcza fanów Hobbita jako książki. Ingerowanie w dzieło Tolkiena faktycznie okazało się być niespecjalnie miłe, ale Peter Jackson wybrnął z tego – wystarczy pójść na Hobbita: Pustkowie Smauga, żeby się przekonać. Może i Tauriel jest wciśnięta w fabułę, ale bardzo dobrze dopasowano ją do wydarzeń. Gdybym nie czytała książki ani nie śledziła newsów, nie odgadłabym, że tej postaci nie powinno tu być. O ile sama postać była w miarę dobra, o tyle dylematy miłosne... Ech, szkoda gadać. Czasem chciałabym zajrzeć do głowy Petera Jacksona i dowiedzieć się, jakie licho kazało mu dać trójkącik miłosny do bardzo przygodowego, nieromantycznego filmu.

Przeczytajcie książkę, powiadam Wam! Zakończenie tak wbija w fotel, tak zaskakuje i tak bardzo denerwuje – oczekiwaniem na kolejną część oczywiście – że lepiej wiedzieć, co będzie dalej już wcześniej. W sali kinowej, zaraz po pojawieniu się napisów końcowych na ekranie, kiedy popłynęły dźwięki cudownej piosenki I see fire Eda Sheerana, widzowie w większości wydawali okrzyki niezadowolenia (delikatnie mówiąc). Takiego cliffhangera nawet ja się nie spodziewałam, Peterze Jacksonie! Kiedy na widowni ciągle było słychać, jak bardzo wszyscy chcą się dowiedzieć, co będzie dalej, jak bardzo chcą trzecią część, chcą wiedzieć, czy Smaug dokończył swoje dzieło, czułam się dziwnie. Ja wiedziałam, co się stanie potem. Czy tak trudno przeczytać książkę? Chciałam to wykrzyknąć wtedy, ale się powstrzymałam.

Hobbit: Pustkowie Smauga wywołuje wiele emocji. Mroczna Puszcza, Samotna Góra czy Esgaroth zachwycały pięknem krajobrazów. Bardzo trudno było się przyzwyczaić ponownie do myśli, że tak piękne (i niebezpieczne) miejsca nie istnieją. Warto obejrzeć ten film nawet jedynie dla efektów specjalnych, których nie szczędzono, a finalnie wyszło... magicznie. Nie zawsze jest tak – postać Tauriel albo się kocha, albo nienawidzi (albo kogoś ani ziębi, ani grzeje), dla jednych może być miłym dodatkiem, dla innych – główną wadą filmu. Dla mnie to właśnie miły dodatek – nie była zła (tylko ten cholerny trójkąt!), nie tak jak młodszy, ale dużo starszy Legolas. Inaczej się nie dało, ja to wiem, jednak można było zrobić lepszą charakteryzację. Na Hobbita poszłabym jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, i za każdym razem odkrywałabym coś nowego – a to kolejny piękny widok, a to jakieś inne drobiazgi. I jeszcze raz, dla samego Smauga, który majestatycznością przewyższył nawet samego Thorina, który do tej pory wygrywał w tej konkurencji, z Thranduilem plasującym się na drugim miejscu. Bardzo polecam, film bawi, straszy i zaskakuje, dokładnie tak, jak dobry, fantastyczny film robić powinien. I jest wręcz magiczny – a to najważniejsze.


O, i Peterze Jacksonie – ogarnij się. Zero miłości w trzeciej części, okay?


[A teraz taki mały bonus]

Moja reakcja na Tauriel przed seansem. (Nożyczki to taka groźna broń!)

Moja reakcja na każdą scenę z Thorinem. :)

Po seansie: moja reakcja na i Thorina, i Tauriel. Fajna elfka z niej była nawet. Póki się nie zakochała.

4 komentarze:

  1. A ja jeszcze nie obejrzałam nawet pierwszej części. Wiem wstyd. Ale teraz będę mogła za jednym zamachem obejrzeć dwie :D. Książkę czytałam, podobała mi się, ale, że tak powiem, fajerwerków nie było. Do filmu podchodzę z dystansem, zobaczymy, jak będzie. Z kolei już teraz mogę powiedzieć, że cieszę się, że w "Pustkowiu Smauga" wystąpi Orlando Bloom. Legolas jest, zaraz po Aragornie, moją ulubioną postacią we "Władcy pierścienia". Ciekawe, czy "Hobbit" nie będzie gorszy od tej świetnej trylogii :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki wstyd, żaden wstyd! Ja wciąż Władcy Pierścieni nie przeczytałam (a próbowałam i będę próbować). Miłego oglądania, Orlando Bloom wygląda w Hobbicie dużo starzej, ale jednak to Legolas. :D

      Usuń
  2. Druga część podobała mi się bardziej niż pierwsza. Może ze względu na akcje, której drugiej części nie brakuje. Przepiękny film<3 Piosenka Eda jest cudowna i teraz słucham jej cały czas! A tekst świetny i trafiony na 100 %. Czekam na trzecią część!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od premiery I see fire słucham jej na okrągło. Wpada w ucho! :D
      Ja też nie mogę się doczekać trzeciej części, zwłaszcza po takim zakończeniu. ;w;

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...