Książka o książce — chyba to najbardziej przykuło moją uwagę. Bo który miłośnik książek nie chce poczytać o starych woluminach, o starodrukach i inkunabułach, o tym, jak książki wpływają na nasze i innych życia? Karmin jest debiutem literackim Agnieszki Meyer; debiutem ciekawym, niesztampowym, udanym, choć oczywiście nieidealnym.
Karmin
jest powieścią nietypową, nieosadzoną w jednym miejscu, bardzo
światową. Śledzimy czwórkę bohaterów, których losy są ze
sobą w różny sposób splecione, mimo że pochodzą oni z różnych
części świata. A w tle mamy tajemnicę i niedopowiedzenia, które
sprawiają, że można o fabule rozmyślać bez końca. Bo właściwie
powodem tych niedopowiedzeń i mgiełki tajemnicy jest postać Davida
— kim właściwie jest ten człowiek wpasowujący się w każdy
kraj, w każde miejsce? Skąd pochodzą jego rzadkie egzemplarze
starych książek?
Jako
osoba przewrażliwiona ostatnio na punkcie typografii, muszę
wspomnieć o fatalnym składzie książki, gdzie były literówki
(podwojenie literki nawet zwykły edytor tekstu wyłapie) i zwyczajne
niedopatrzenia — jak chociażby niewyjustowany jeden akapit, co
wygląda fatalnie i źle wpływa na odbiór całej książki, bo
pokazuje, że po prostu nie starano się przy jej wydaniu. Niemniej
jednak poza tymi elementami nic nie przeszkadza w czerpaniu
przyjemności z Karminu.
Agnieszka
Meyer stworzyła opowieść o wybaczaniu, o drugich szansach, o
miłości do książek i pasji. Karmin różni się o popularnej
beletrystyki wielowymiarowością i literackim językiem, i mnogością
niedopowiedzeń zmuszających czytelnika do samodzielnego
zdecydowania, która wersja jest prawdziwa — to przejawia się
głównie w wątku Davida, najciekawszym i najlepiej poprowadzonym,
osnutym tajemnicą. Choć jednak wciąż to historia, której zupełnie się nie spodziewałam po opisie, nie ma w sobie wartkiej akcji i fascynujących intryg, co jednak nie przeszkodziło mi — po pewnym czasie — czerpać z niej przyjemność.
Recenzja we współpracy z wydawnictwem MG.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz