Chociaż Zgubna trucizna to piąty tom serii, w której pierwsze skrzypce gra Jan Morawski, nie przeszkadza to w czytaniu jej jako osobnej powieści. A do lektury Zgubnej trucizny zachęca wiele: detektyw-amator, dwudziestowieczny Poznań, belle epoque, mroczne intrygi i wszechobecna etykieta. Uwielbiam klimatyczne kryminały rozgrywające się w minionych epokach, mam do nich słabość, dlatego powieść Katarzyny Kwiatkowskiej na starcie dostała ode mnie ulgę za umiejscowienie akcji w okresie równie dla mnie ciekawym, co dziewiętnastowieczny Londyn Sherlocka Holmesa.
Pobyt
Jana Morawskiego w Poznaniu rozpoczyna się dramatycznie — od
wybuchu, w którym ginie jego były współpracownik, Oskar Krause.
Wszystko zdaje się dotyczyć powodu przyjazdu Morawskiego do
Poznania, czyli fałszerstwa banknotów, ale o tym detektyw-amator
nie może rozpowiadać. I dlatego właśnie on staje się głównym
podejrzanym. W dodatku fałszerze są nadal nieuchwytni, a
Morawskiemu wszyscy utrudniają śledztwo: od niemieckiej policji po
swatki usilnie próbujące zachęcić go do małżeństwa.
Katarzyna
Kwiatkowska buduje świetnie oddany portret zarówno poznańskiej
śmietanki towarzyskiej, jak i osób z innych, mniej eleganckich
zakątków Poznania. Z jednej strony mamy szemrane zaułki i
nieciekawe okolice, z drugiej miejsca o wiele bardziej niebezpieczne
— sale balowe pełne swatek i dziewcząt liczących na
zamążpójście, najlepiej z Morawskim, w którym widzą dobrą
partię. Sama intryga jednak niknie w obszernych opisach miasta i
balów karnawałowych — to raczej pretekst do pokazania tamtejszych
czasów z wielu perspektyw. Jan Morawski, którego poczynania
śledzimy, to uważny obserwator rzeczywistości, dlatego tak
świetnie cała powieść przedstawia i Poznań, i ludzi go
zamieszkujących.
Widać
ogromne przygotowanie do stworzenia kryminału osadzonego w tak
konkretnym miejscu i czasie — autorka rzuca nazwiskami ludzi
naprawdę żyjących w tamtym okresie (z odpowiednimi przypisami) i
miejscami, które mieszkańcy Poznania z pewnością będą w stanie
rozpoznać. Taka drobiazgowość w budowaniu świata bardzo mi
odpowiadała i nadawała realizmu całej historii, która przecież
nie przypomina intryg z filmów akcji, ale raczej powolną dedukcję
Sherlocka Holmesa. Jednak wielu osobom taka powolność w budowaniu
akcji i skupienie się na detalach może nie odpowiadać. Sama
intryga rozwija się bardzo powolnie, momentami wręcz nużąco —
ciekawsze są rozmowy Morawskiego, niejednokrotnie zmieniające się
w przepychanki słowne, i kolejne postacie, które jest nam dane
poznawać na kartach powieści.
Zgubna
trucizna to lekki kryminał, bezkrwawy właściwie, godnie
reprezentujący gatunek cozy mysteries — gdzie najważniejsza
jest zagadka i rozwiązywanie jej niż akcja i mrożące krew w
żyłach sceny. To w połączeniu w karnawałem pełnym balów i
genialnym oddaniem klimatu belle epoque daje niezwykle
efektowną powieść. Zgubna trucizna to powieść dopracowana
w detalach, z misternie skonstruowaną intrygą, którą dość
trudno przewidzieć i porządną dawką historycznego Poznania wraz z
udanym oddaniem sytuacji Polaków poddanych działalności Hakaty.
Mam olbrzymią chęć na sięgnięcie po inne powieści o Janie
Morawskim — bo i bohaterowie, i specyficzny, historyczny klimat
ujęły mnie całkowicie.
Recenzja we współpracy z wydawnictwem Znak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz