Zrozumiałam
fenomen po Sary J. Maas po lekturze Dworu cierni i róż – to była
ciekawa, wciągająca lektura, bawiąca się baśnią o Pięknej i
Bestii. Nie bez mankamentów, nie idealna, ale pochłonęła mnie
całkowicie. I można traktować ją jako jeden tom, jako zakończoną
historię. Zdecydowałam się jednak przeczytać drugi tom, który
wywołuje wśród czytelników tyle emocji, i całkowicie rozumiem
rozdrażnienie spowodowane czekaniem na trzeci tom, które i mnie się
udzieliło.
Wszystkie
baśnie kończą się słowami „i żyli długo i szczęśliwie”.
Ale życie Feyry nigdy nie było baśnią, a ona nie była
księżniczką. Nic więc dziwnego, że protestuje, gdy Tamlin nie
pozwala jej ruszyć się z pałacu Dworu Wiosny. Najlepiej żeby
siedziała wewnątrz, wyglądała przez okno albo spacerowała po
ogrodzie pod czujnym okiem strażników. Zakończenie mrożącej krew
w żyłach historii przypominało baśniowy epilog, jednak to nie
baśń i Feyra poznaje ciąg dalszy, gdzie długo i szczęśliwie to
fałsz i ułuda, gdzie świat okazuje się zupełnie inny, niż
sądziła, i gdzie wrogowie są tymi, którym może naprawdę zaufać.
Podstawą
Dworu mgieł i furii, co zostało przedstawione już w pierwszym
tomie, jest mit o Persefonie, która część roku spędzała z
matką, część z Hadesem. Tutaj Persefoną jest Feyra, zmuszona
zawszeć umowę z Rhysandem, według której tydzień każdego
miesiąca musi spędzić w Dworze Nocy, resztę zaś może spędzać
z Tamlinem. Tym razem autorka nie bawi się tak konwencją, nie rzuca
smaczków dotyczących podstawy fabuły, bo i podobieństwa do mitu
kończą się po stu czy dwustu stronach, by ustąpić fabule
całkowicie wymyślonej i naszpikowanej akcją. Nie brak jednak w
ogóle zabawy z baśniowymi motywami – bardziej skupiono się na
pokazaniu „i żyli długo i szczęśliwie”, które okazuje się
fałszywym obrazem, czymś, co okazuje się inne w baśniach,
a zupełnie inne w życiu.
Dwór
cierni i róż był raczej kameralny – bliżej poznaliśmy zaledwie
garstkę bohaterów. W Dworze mgieł i furii Sarah J. Maas nie
próżnowała; wprowadza więcej postaci, w dodatku niezwykle
różnorodnych, choć nadal jak na fae przystało, zabójczo
pięknych. I nie miałabym nic przeciwko tej świetnej kompanii,
która się zawiązała po przybyciu Feyry na Dwór Nocy, bo to
ciekawa, intrygująca grupka właściwie wyrzutków, ale irytowało
mnie dążenie autorki do sparowania ich wszystkich. Z główniejszych
postaci właściwie wszyscy podobierali się w pary: raz było to
rzucone wprost, raz wspominane, że właściwie nie mieliby nic
przeciwko związkowi, a raz zawoalowane – ale kilka scen daje
przeczucie, że w kolejnym tomie to się rozwinie. Nie mam nic
przeciwko miłości, bo lubię i romanse, i powieści z elementami
romantycznymi, ale sparować wszystkich znaczących coś w powieści
– to za dużo. Mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego jeden wielki
melodramat.
Dwór
mgieł i furii jest literaturą young adult, literaturą popularną –
nie nazwę go arcydziełem, nie nazwę ambitnym, ale... jak to się
dobrze czytało! Rzadko ma się do czynienia z tak wciągającymi
powieściami, tak chwytającymi w swoje macki, że ciężko jest
odejść bez dokończenia chociaż następnego rozdziału. Wciąga i
pochłania. Daje takie poczucie oderwania się od rzeczywistości i
powoduje nadmierną ekscytację każdą sceną, nadmierne emocje
związane z dramatycznymi zwrotami akcji. Sprawia, że przez kilka
godzin żyje się życiem Feyry, żyje się Dworem Nocy, żyje się
gwiazdami, mgłą i nocnym niebem.
Zapraszam również na kanał:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz