Niedawno minęły walentynki, okres różowy, pluszowy i pełen serduszek na każdym kroku – miłość rośnie wokół nas, można by zanucić, widząc tego jednego dnia urocze pary wybierające się na randkę. Na szczęście Dwoje do pary Andy'ego Jonesa nie traktuje o takiej prostej, radosnej miłości, pełnej jeszcze pierwszych wrażeń, motylków w brzuchu i spoconych dłoni. Jane Austen kończyła swoje książki zawsze zejściem się pary, ale nigdy nie pokazywała tego, co się dzieje potem – i to właśnie potem na warsztat wziął Andy Jones.
Dziewiętnaście
dni – tyle są ze sobą Fisher i Ivy. To dni spędzone w sypialni,
tylko w swoim towarzystwie, poświęcone poznawaniu wyłącznie
swoich ciał. Czują, że są dla siebie perfekcyjni, ale właściwie
nie znają się tak dobrze – to zbyt krótki okres, by poznać siebie całkowicie. Tymczasem pewne zdarzenie sprawia, że zamiast się rozstać przy pierwszej kłótni, muszą nauczyć się godzenia, kompromisów i wytrwałości w swoim uczuciu.
Brak
tu całusów, namiętności, gorącej miłości, zniecierpliwienia,
nierozłączności. Andy Jones, pisząc w narracji pierwszoosobowej
jako główny bohater, Fisher, pokazuje, jak bardzo ta długotrwała
miłość nie pojawia się ot tak, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki, tylko rodzi się powoli wśród dobrych i
złych momentów, podczas godzenia się i podczas kłótni. Wytrwanie
w uczuciu to bardzo skomplikowana, trudna rzecz, a Fisher i Ivy uczą
się na swoich błędach.
W
powieści nie brakuje dramatycznych elementów – pojawia się wątek
matki Fishera, choroby Huntingtona, obchodzenia się z osobą chorą
i godzenia z jej powolną śmiercią oraz chyba najbardziej
dramatyczny, który sami musicie poznać, bo zdradzenie go sprawi, że
nie docenicie lektury. Jednak to nie wątki wprowadzone tylko po to,
by wyciskać łzy, by współczuć bohaterom takiej, a nie innej
sytuacji życiowej – bardziej niż na nich pokazane jest radzenie
sobie z nimi, akceptowanie tych małych i wielkich dramatów i stopniowe
przechodzenie do porządku dziennego.
Dwoje
do pary to nie książka romantyczna – przedstawia za to coś,
o czym literatura, nawet obyczajowa, bardzo często zapomina: miłość
bardziej typową, codzienną, spotykaną częściej w życiu niż te,
które przedstawiane są z fajerwerkami i wyolbrzymianymi
romantycznymi gestami. Bo w Dwoje do pary nie jedzie się przez całe
miasto, by wyznać miłość przed odlotem samolotu ukochanej.
Wystarczy kwiatek, wystarczy gest, wystarczą dwa słowa powiedziane
w odpowiednim momencie, i dostajemy coś o wiele bardziej
poruszającego i zdecydowanie nie kliszowego.
Jeśli
macie dość tandetnych romansów, miłości od pierwszego wejrzenia,
pięknej, wiecznej, niekończącej się i bezproblemowej (bo przecież
jedna dusza w dwóch ciałach nie będzie się kłócić) –
zachęcam do zapoznania się powieścią Andy'ego Jonesa, który nie
dość, że pokazuje historię perspektywy mężczyzny, to jeszcze
bardzo demitologizuje magiczną otoczkę wokół miłości,
przedstawiając ją jako coś rozłożonego w czasie, rodzącego się
powoli. Zastrzegam
jednak, że nie jest to powieść, w której dużo się dzieje i
wielu osobom taka tematyka może nie przypaść do gustu ze względu na podejście do tematu lub fakt, że całość pisana jest w czasie teraźniejszym (a wiem, że wiele osób to drażni) – dlatego
decyzję pozostawiam Wam, a swoje pierwsze zetknięcie z prozą
Andy'ego Jonesa uważam za całkiem udane.
Recenzja
we współpracy z wydawnictwem Świat Książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz