sobota, 4 marca 2017

Green i Collins lepsi od Prusa, czyli dlaczego całkowita zmiana kanonu lektur jest bez sensu


Zacznijmy od tego, że lektury szkolne są znienawidzone przez rzesze uczniów zmuszanych do czytania nudnych, przepełnionych archaizmami historii, które w żaden sposób ich nie ciekawią. Nie znam wielu osób, które czytają większość lektur, a jeszcze mniej jest tych, którzy otwarcie mówią, że je lubią – w większym bądź mniejszym stopniu. Na wspomnienie Prusa czy Sienkiewicza uczniowie się wzdrygają, mimo że zazwyczaj nawet nie zaczną czytać, tylko od razu sięgają po streszczenia.

Zniechęcają do lektury też szczegółowe kartkówki i szkolne omawianie tekstów na zasadzie Słowacki wielkim poetą był, chociaż to akurat zmienia się na lepsze. Zewsząd słychać głosy, że kanon lektur jest zły, niedobry, niedostosowany do ucznia i to nie jest to, co oni chcieliby czytać. Problem jest jednak taki, że to nigdy nie będzie to, co uczeń chce czytać.

Kanonu lektur nie można zmienić, zastępując Sienkiewicza Cherezińską, a Prusa dowolnym nieszczęśliwym romansem (New Adult?). Abstrahując od edukacji wczesnoszkolnej, gdzie rzeczywiście chętnie bym widziała lektury, które dzieciaki będą chciały czytać, nawet bez żadnego drugiego dna, głębszego sensu – ot, po to, by czytały, czerpały z tego przyjemność i poszerzały zasób słownictwa. Zastanówmy się, w jaki sposób działa program nauczania języka polskiego – epokami. Trudno jest znaleźć coś łatwiejszego niż Król Edyp czy Antygona, a jednocześnie z epoki.

Oczywiście chodzi mi o nieistniejące zaraz gimnazja i przede wszystkim licea i technika, gdzie język polski składa się z gramatyki oraz literatury, przy czym literatura to w ogromnej mierze historia: konteksty historyczne, tła obyczajowe, dawne tradycje, style, motywy i język.

Kanon lektur nie jest dobry, ale niewiele można zrobić, by był lepszy. A już na pewno nie kazać czwartoklasiście siedzieć nad Panem Tadeuszem. Widzę problem w doborze lektur do wieku i lekturach edukacji wczesnoszkolnej, która to właśnie ma największy wpływ na to, czy do książek będziemy się przytulać, czy odskakiwać od nich z krzykiem.

Ale sam kanon, już z tym nieszczęsnym Sienkiewiczem, przeklinanym za Pana Tadeusza Mickiewiczem (ja tam lubię!) i znienawidzonym Prusem (kocham!), nie jest zły. I nigdy nie będzie tak, że wszystkie lektury się spodobają – nie mają się podobać. Mają nakreślić charakter epoki, zobrazować zmiany w literaturze danego okresu, i nawet jeśli pisane są topornie, a uczeń płacze nad idiotyzmem/głupotą danej powieści (jak ja nad Ludźmi bezdomnymi czy Granicą), to nie chodzi o to, by czerpać przyjemność, ale dostrzegać idee stojące za tymi dziełami, dostrzegać to, co je wyróżnia.

I ja to dostrzegam, i chociaż nigdy w życiu nie przeczytam już Ferdydurke, wiem, jak inna i ważna to pozycja, i chociaż teraz, będąc na studiach, mając za lekturę Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną najchętniej spaliłabym ją na stosie, to wiem, że jednak za coś ten Paszport „Polityki” dostała.



A Wy co o lekturach i kanonie lektur sądzicie? Macie jakieś ulubione lub znienawidzone lektury?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...