Z
magią jestem za pan brat, z fantasy – jeszcze bardziej. Kończąc
pierwszy tom trylogii opowiadającej o dość specyficznych stróżach
prawa zwanych Psami osadzonych w fantastycznym uniwersum,
trudno mi było pogodzić się, że ta książka się skończyła.
Bądź co bądź, Klątwa opali nie była jedynie
wprowadzeniem i mogłaby funkcjonować jako zamknięta całość, ale
skoro można spędzić więcej czasu w Tortallu... Nie będę się
kłóciła. Chociaż fabuła pierwszego tomu nie zakończyła się w
kulminacyjnym momencie, a akcja poprowadzona została do końca i nie
pozostawiła bardzo niecierpliwego Czytelnika w stanie nerwicy, i tak
dalsze losy dzielnej Becci Cooper kusiły i intrygowały. Magia
złota wynagrodziła mi to czekanie
z nawiązką.
Becca
Cooper nie ma szczęścia do partnerów. Chociaż po brawurowej akcji
złapania morderców została pełnoprawnym Psem, członkiem Gwardii,
niezbyt cieszy ją to stanowisko. Stanie się Psem równoznaczne było
z odejściem od niesamowitych Goodwin i Tunstalla, z którymi
współpraca była przyjemnością pomimo wielu siniaków. Pierwszy,
drugi i trzeci partner Becci odszedł. Za każdym razem dziewczyna
tymczasowo przydzielana jest ponownie do swoich byłych Psów, i te
chwile są najlepsze w jej pracy. Niestety, szefostwo woli dwa dobre
duety niż jedno genialne trio.
Nie
ma jednak czasu na rozczulanie się nad sytuacją Cooper. W Corus
coraz większym problemem stają się fałszywe srebrniki. Żyto
częściowo jest zatrute. Zima nadchodzi. Ludzie zaczynają
panikować, a Psy próbują kontrolować zamieszki. Becca wraz z
Goodwin wyrusza do portu Coynn, skąd podobno pochodzą fałszywe
monety. Tam, w porcie pełnym handlarzy i hazardzistów, poznają
wiele różnych osobistości, którzy mogą pomóc im w pracy... albo
przeszkodzić.
Wykreować
całkowicie nowe uniwersum od samych podstaw, z nieszablonowymi
zasadami, rządzący się swoimi prawami, to ogromna sztuka. Stworzyć
własny świat tak, by był jednocześnie spójny i logiczny, to
jeszcze większa sztuka. Tamora Pierce z lekkością sięga do
doskonale nam znanego i rozbudowanego kanonu fantasy, by z
popularnych motywów utkać coś zupełnie nowego, coś, co jest w
stanie podbić serca Czytelników, a przy tym nie jest zbyt
oryginalne. Rzeczywistość kreowana, powiedzmy, na czasy
późnośredniowieczne, zero technologii, kapka magii – i mamy
Tortall. Nie, ten świat raczej nie grzeszy oryginalnością. Za to
postacie i stanowiska tam występujące już jak najbardziej. Pisarka
ma smykałkę do tworzenia nietypowych, ciekawych postaci, które w
większości są sympatyczne bez względu na to, jakie stanowiska
zajmują.
Becca
Cooper, jak już wspominałam przy okazji recenzji pierwszego tomu,
jest silną babką. W literaturze młodzieżowej pojawiają się
raczej romantyczki i marzycielki, a kiedy trzeba walnąć złodzieja
pałką i powalić go na ziemię, one z pewnością będą czekały
na ratunek ze strony swoich rycerzy na białych rumakach. W Tortallu
to Becca jest takim rycerzem. Mogłabym rozpisać się na kilka stron
o wadach i zaletach wszystkich bohaterów Magii złota (ale
głównie zaletach), ale nie o to chodzi w pisaniu recenzji. Postacie
występujące w powieści są skrajnie różne i nawet pomimo
dzielących ich różnic, są w stanie się przyjaźnić. Tamora
Pierce jednak nie postanowiła zaprzyjaźnić Becci, wzorowego Psa, z
nowym Łotrem Rosto i ludźmi z jego dworu ot tak, bo byłoby fajnie.
Becca jest Psem, a Łotr to druga, ciemniejsza strona medalu, i o tym
pisarka nie zapomniała wspomnieć. Taka przyjaźń nie jest łatwa.
Ponadto mamy szereg nowych postaci, głównie tych mieszkających w
porcie Coynn, gdzie wysłane są Cooper i Goodwin. Nie byli oni tak
rozbudowani jak Rosto czy pani Sabrine, ale mimo wszystko nie byli
również płascy. Nawet właścicielka domu, w którym zatrzymały
się Psy, chociaż jest postacią rzekłabym trzecioplanową,
ma drugie dno!
Magia
złota to kawał dobrego, choć nie ciężkiego fantasy,
który z pewnością spodoba się wielu różnym grupom Czytelników.
Ta książka zawiera wszystko, co fantasy powinno zawierać: magię,
brutalne walki, krew, nie brakuje również przygód i miłości dla
co bardziej romantycznych Czytelniczek. Trudno mi więc nie zauważyć,
że Magia złota może spodobać się wszystkim. Ze
swojej strony polecam serdecznie, bo losy Becci Cooper stały się
dla mnie jedną z ulubionych historii, a do książek o dzielnym
terrierze mam zamiar wrócić jeszcze nieraz. Kroniki
Tortallu są ciekawą wielowątkową historią, która nie
służy jedynie odmóżdżeniu się po ciężkim dniu.
Rozpieszczona
zostałam przez Jaguara – dziękuję ślicznie!
w takim razie muszę poszukać pierwszej części... :D
OdpowiedzUsuńPierwsza część już od premiery czeka na swoją chwilę... Jakoś nie mogę się za nią zabrać, no!
OdpowiedzUsuńO, to i ja ruszam na poszukiwania pierwszej części!
OdpowiedzUsuńW ferie zamierzam zabrać się za pierwszym tom i mam nadzieję, że spodoba mi się na tyle, by zabrać się za następny. :)
OdpowiedzUsuńKiedyś poleciły mi książki pani Pierce dziewczyny ze Stanów. Zachwalały, że są genialne, że po prostu muszę je poznać! I akurat usłyszałam o "Klątwie opali"... a nie miałam kasy, by kupić tę książkę. Twoja recenzja jest kolejną z rodzaju tych, które skłaniają mnie do odłożenia pieniędzy na tę książkę oddzielnie od innych :P
OdpowiedzUsuńPierwszy tom naprawdę mi się podobała i z niecierpliwością czekałam na kolejną porcję przygód Terriera :D Teraz tylko zasiąść w fotelu i cieszyć się interesującą lekturą :D
OdpowiedzUsuńTyle pozytywnych słów, więc i ja muszę się zapoznać z czymś tak świetnym!
OdpowiedzUsuńDo dzisiaj nie słyszałam o tej serii ;)