Byliśmy
łgarzami E. Lockhart było powieścią, która zaskoczyła
wielu, jednak nie mnie. Zwrot akcji w kulminacyjnym momencie historii
przewidziałam jakoś po ponad połowie powieści, sporo przed
kulminacją, styl autorki nie do końca mi pasował — ma w sobie
coś, co sprawia, że nie czyta mi się jej książek dobrze, mimo że
język teoretycznie jest lekki i przyjemny, to w połączeniu z
fabułą już niekoniecznie — i być może właśnie dlatego
Kłamczucha nie przypadła mi do gustu. Znając chwyty autorki
i jej sposób budowania fabuły, nie trudno było przewidzieć
wszystkie zaskoczenia tej książki. Tym razem jednak nawet sam
zamysł całkowicie mnie nie porwał.
Kłamczucha
opowiada historię nastoletniej Jule, jednak nietypowo, bo od samego
końca. Dlaczego dziewczyna ukrywa swoją tożsamość, kto chce ją
dopaść, jakie wydarzenia doprowadziły ją do ucieczki aż w
okolice Meksyku? Cofając się w czasie coraz bardziej, powoli
odkrywamy kolejne elementy tej skomplikowanej, chaotycznej układanki,
którą jest życie Jule. Najważniejsze jednak, to to, kim dla niej
była Imogen i jak wpłynęła na to, co się wydarzyło?
Lockhart
zastosowała chwyt znany już z Byliśmy łgarzami, czyli postawiła
na tzw. narratora niegodnego zaufania. Bo to Jule jest centrum
historii i to ona nam ją przedstawia ze swojej perspektywy, pomimo
narracji trzecioosobowej. Ten zabieg plus tytuł wskazują na to, że
Jule nie wolno ufać do końca i spodziewać się niespodziewanego.
Bo tak jest zawsze, kiedy narrator skupia się na jednej postaci i
nie daje nam całkowicie obiektywnego spojrzenia na całokształt
historii. Kolejny zabieg autorki, ciekawy i przyznaję, że bardzo
intrygujący, to przedstawienie tej historii od końca. Zamiast
zaczynać od początku fabuły, dostajemy prawie sam koniec i cofając
się stopniowo w czasie odkrywamy kolejne wydarzenia mające wpływ
na sytuację wyjściową, początkową. Znamy już skutki, a
przyczyny dopiero musimy odkryć w miarę kolejnych wydarzeń.
Dokładnie tak, jak w filmie Memento w reżyserii Christophera
Nolana, tam również rozpoczynamy od końca i cofamy się
wydarzeniami do samego początku.
Czytając
o tej książce i inspiracjach autorki, natknęłam się na opinię,
że jej inspiracja Utalentowanym panem Ripleyem Patricii Highsmith
balansuje na cienkiej granicy inspiracji i czegoś więcej, bowiem
fabularnie przypomina dokładnie historię przedstawioną w powieści
Highsmith, łącznie z rekwizytami używanymi przez bohaterów.
Na ile jest to zasadne stwierdzenie, nie wiem, zaciekawiło mnie
jednak do zapoznania się z Utalentowanym panem Ripleyem w
przyszłości. Ponadto Kłamczucha to powieść pełna odniesień do
przede wszystkim komiksów i filmów superbohaterskich; wspominki o
nich mają ważne miejsce w fabule, bardzo też wpływa to na Jule.
Znajdziemy też odniesienia do wiktoriańskich powieści, Wielkich
nadziei Dickensa i Targowiska próżności — za tak wiele odniesień
kulturalnych ogromny plus dla autorki. Widać wyraźnie, że książka
jest głęboko osadzona w tekstach kultury.
A
jednak odniesienia i inspiracje nie powstrzymają mnie od
stwierdzenia, że Kłamczucha to nie jest powieść dla mnie. Nieco
przekombinowana fabularnie i zdecydowanie nie będąca thrillerem
psychologicznym (chyba że dla bardzo wrażliwego czytelnika) nie
przypadła mi do gustu. Myślę, że to główny problem — nie
fascynuje mnie taka tematyka, obie główne bohaterki irytowały
wręcz nieziemsko, a styl autorki uznałam za zbyt silący się na
prostotę kontrastującą ze skomplikowanym splotem wydarzeń
składających się na sytuację wyjściową, w jakiej znajduje się
Jule. Nie polecam, jeżeli chcecie ciekawy motyw odwróconej
chronologii odsyłam do Memento w reżyserii Nolana, który
realizuje podobny motyw nawet fabularnie (wzbogacony o amnezję
głównego bohatera). Nie rozczarowałam się, bo znając autorkę z
Byliśmy łgarzami, przygotowałam się na to.
Recenzja we współpracy z wydawnictwem Czwarta Strona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz