W
Podzielonym Mieście rządzi dwoje ludzi. Flynn chce pokoju, jest
pacyfistą, ale ma świadomość, że wojna jest nieuchronna. Harker
rządzi twardą ręką swoją częścią miasta, jest bezduszny,
bezkompromisowy i pozwala potworom wałęsać się po swoim terenie,
a ludziom tam mieszkającym każe płacić za ochronę przed nimi. W
takim właśnie świecie przychodzi żyć Kate Harker i Augustowi
Flynnowi. Kate chce udowodnić ojcu, że jest jego godną
następczynią. August chce pomagać i robić cokolwiek prócz
siedzenia w ukryciu, dlatego zostaje wysłany do szkoły, do której
uczęszcza i Kate, z misją szpiegowania. Tylko że Kate zaczyna się
domyślać, że August skrywa jakąś mroczną tajemnicę, która
zaważyć może nad tymczasowym zawieszeniem broni między liderami…
Okrutna
pieśń zachwyciła mnie za to pomysłem autorki na stworzenie
postapokaliptycznego świata, w którym przemoc rodzi przemoc
– i jest to potraktowane dosłownie, bowiem potwory zagrażające
spokojnemu życiu ludzi zrodziły się właśnie z przemocy: z
morderstw, ze strzelanin czy nawet z ataków bombowych. Wszędzie
tam, gdzie przemoc, brutalność i śmierć, tam rodzi się potwór:
Malchaj, Corsaj lub Sunaj. Oczywiście, taka sytuacja w kraju
powoduje konflikty, a ludzie podzielili się między dwóch
przywódców, wierząc, że ci potrafią obronić ich przez
grasującymi wszędzie stworami żądnymi krwi. A kiedy mamy
konflikt, to wiadomym jest, że i wojna wisi w powietrzu.
Bardzo
ciekawe jest wprowadzenie przez V.E. Schwab do fabuły motywu muzyki,
który jest silnie związany z postaciami Sunajów (a tych jest
niewielu). Każdy Sunaj bowiem nie jest po prostu żądnym krwi
potworem, zabijają tylko grzeszników i robią to przy użyciu
muzyki właśnie. I ten wątek wydał mi się niesamowicie
intrygujący, łączący dwie bardzo kontrastowe rzeczy: muzykę
właśnie oraz morderstwo. Ten kontrast, ten rozdźwięk między
spokojnym Augustem grającym na skrzypcach, a tym, co w
rzeczywistości robił – odbierał życie – szalenie przypadł mi
do gustu.
Mankamentem
jest nierównomiernie poprowadzona akcja. Pierwsza połowa książki
to obyczajowa historia nieco dziwnych licealistów, niewiele się
dzieje, a i niewiele jest wyjaśniane, jeżeli chodzi o uniwersum
wykreowane przez Schwab. Czytelnik jest jak dziecko we mgle i nie do
końca rozumie wszystkie nazwy własne czy historię stojącą za
takim, a nie innym wyglądem świata przedstawionego czy charakterem
bohaterów. Druga połowa się rozkręca i dostajemy akcję, która
sprawia, że czyta się jednym tchem – chcąc dowiedzieć się
więcej jak najszybciej, i tak jest już do samego końca książki.
Nie brak tu zwrotów akcji i zaskoczeń, w pewnym momencie również
mechanika tego świata staje się lepiej przedstawiona i łatwiej
zrozumieć wszystkie pomysły Schwab.
Poza
redaktorsko-korektorskimi wpadkami Okrutna pieśń jest
pięknie napisaną historią, a konflikt między przywódcami –
Harkerem i Flynnem – przypomina mi trochę szekspirowskich
Montekich i Capulettich, gdzie rodziny się kłócą i robią swoje,
a ich dzieci… cóż, swoje, ale nie w taki sposób, jaki narzuca to
moje odniesienie. Po prostu Kate i August nie do końca słuchają
wskazówek swoich rodzin i robią to, co podpowiadają im serce i
rozum, i nie jest to zawsze zgodne ze wskazówkami starszych osób. I
często właśnie ta przekora i ignorowanie zaleceń ratuje życie
ich i ich bliskich. Okrutna pieśń to świetna, wciągająca
historia, pokazująca w tym postapokaliptycznym świecie, że przemoc
rodzi przemoc i nie ma od tego ucieczki. Zdecydowanie polecam lekturę
wszystkim zainteresowanym takimi klimatami!
Recenzja we współpracy z wydawnictwem Czwarta Strona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz