środa, 3 stycznia 2018

„Kruczy Cykl” Maggie Stiefvater

Cykl o kruczych chłopcach Maggie Stiefvater zdobył w Polsce ogromną popularność — tak wiele osób polubiło historię o piątce poszukiwaczy legendarnego króla Glendowera, że swego czasu kupienie własnego egzemplarza było właściwie niemożliwe; nakład się skończył. Król kruków, tom rozpoczynający tę magiczną historię, zyskał moją sympatię, ale nie zapadł w pamięć na tyle, bym wyczekiwała kontynuacji. Za to rosnąca popularność chłopców z Aglionby i Blue rozbudziła moją ciekawość i takim oto sposobem w ostatnim czasie ponownie rozpoczęłam i tym razem zakończyłam cały cykl.

Cała historia zaczyna się śmiercią, kiedy Gansey zostaje użądlony przez szerszenie, co w połączeniu z jego silną alergią na tego typu jad powoduje jedno: właśnie śmierć. Jednak Gansey nie umiera, ponieważ ktoś inny na linii mocy umiera, choć nie powinien. Kilka lat później wspomnienie to, te słowa i imię króla Glendowera, wciąż rozbrzmiewają w jego głowie. Cały swój czas spędza na poszukiwaniu legendarnego króla, co przeradza się niemal w obsesję. Oczywiście nie jest sam — w większym lub mniejszym stopniu pomagają mu w tym Adam, Ronan i Noah, przyjaciele ze szkoły.

Blue z kolei całe życie spędziła w jednym miejscu, w domu przy Fox Way 300, gdzie jest jedyną osobą niemającą zdolności proroczych. Podczas gdy jej matka i reszta kobiet mieszkających tam zarabiają wróżąc, przewidując i jasnowidząc, Blue jest tylko wzmacniaczem sygnału, który zwiększa ich umiejętności. Dzięki wychowaniu w takim otoczeniu, wierzy w każde słowo o linii mocy. Dlatego właśnie kiedy drogi Blue i kruczych chłopców się krzyżują, dziewczyna nie lekceważy poszukiwań. Zresztą, drogi Blue i Ganseya przecięły się już wcześniej, kiedy dziewczyna zobaczyła jego ducha — co zwiastuje jedno: w ciągu roku Gansey na pewno umrze.

Kruczy Cykl wywołał fenomen i zaskarbił sympatię mnóstwa czytelników. Należę do osób, którym historia ta w rzeczywistości dała sporo przyjemności i których zaciekawiła, jednak nie jestem do końca przekonana z powodu kilku mankamentów psujących mi lekturę. Największym moim zarzutem są wątki „tych złych” — w każdym z tomów, pomimo że wątkiem wiodącym są poszukiwania legendarnego Glendowera, mamy również drugi wątek dotyczący osób pragnących czegoś złego: a to władzy, a to pieniędzy, a to mocy. O ile jeszcze Król kruków był w tej materii zaskakujący (w końcu pierwszy tom), o tyle w każdym kolejnym schemat się powtarzał. Z jednej strony poszukiwania, z drugiej jakieś niebezpieczeństwo. Wyłamał się z tego nieco drugi tom, Złodzieje snów, w którym poznajemy Szarego Mężczyznę, chyba najciekawszy charakter w całej serii. Dzięki niemu autorka zagrała na nosie czytelnikowi i bardzo mi się to podobało.

Natomiast wątek ciągnący się od tomu trzeciego do samego końca, w którym mamy Greenmantlów, Laumoniera i ich powiązania z rodziną Lynchów jest zdecydowanie najsłabszym ogniwem serii i zabiera mnóstwo stron, w wyniku czego i Wiedźma z lustra, i Przebudzenie króla po prostu... nudzą. Nudzą w momentach, kiedy akcja od Ganseya i reszty przemyka do Piper, która nie jest ani ciekawa, ani jej motywacje w żaden sposób oryginalne czy po prostu intrygujące. Nie jest to wątek zbędny, ponieważ rzuca nowe światło na Ronana i jego rodzinę, co momentami rzeczywiście zaskakiwało, ale były to nieliczne sytuacje.

Kruczy Cykl nadrabia za to bohaterami. Bo nie można ukryć, że Gansey jest charyzmatyczny, sympatyczny i łatwo się z nim utożsamić, podobnie jak z Blue Sargent. To takie postaci, które są bardzo łatwe w lubieniu i czytelnik kibicuje ich dążeniom do celu przez całą powieść. Ciekawi są również Adam i Ronan. Oni najbardziej mnie zaintrygowali ze względu na to, że są bardzo dynamicznymi charakterami. Przez cztery tomy obserowować można powolne zmiany w nich zachodzące, to, jak stopniowo zaczynają rozumieć więcej. Adam nabiera odwagi i staje się silniejszy dzięki przyjaciołom, którzy go wspierają. Ronan odwrotnie — pomimo dalszego bycia Ronanem, spuszcza nieco z tonu i otwiera się. Uwielbiam obserwować takie przemiany, uwielbiam, że bohaterowie nie są statyczni i wydarzenia w jakiś sposób na nich wpływają.

Choć przyznać muszę, że na płaszczyźnie bohaterów drugoplanowych jest równie dobrze. Zaskoczyło mnie, jak dużą rolę odgrywa Maura, matka Blue, oraz inne jasnowidzki z Fox Way 300. Bardzo spodobał mi się sposób opisywania magicznego lasu Cabeswater. Cabeswater było nie tylko miejscem, ale i bohaterem tej historii, brało w niej czynny udział i miało, po prostu, charakter — a to zdecydowanie coś, co lubię. Pozytywnym zaskoczeniem była również postać Szarego Mężczyzny. Jestem zaintrygowana i zachwycona tym, w jaki sposób się pojawił, jaki się okazał i... chciałabym dodać też, że to, w jaki sposób zakończyła się jego historia. Ale nie wiem. Ponieważ pojawił się inny problem...

Przebudzenie króla to zwieńczenie cyklu. Pomimo planów na dalsze losy bohaterów, które jednak skupiać się będą na Ronanie, to wciąż w pewien sposób zamknięta historia. Nietrudno było przewidzieć zakończenie, które mimo prób bycia dramatycznym, okazało się banalne do odgadnięcia przynajmniej w jednej kwestii (bo zwroty akcji rzeczywiście zaskakujące czytelnika, a dotyczące bohaterów, miały miejsce wcześniej). Mam też ogromny problem z pominięciem części bohaterów. Maggie Stiefvater dała znać, co z Ganseyem, Blue, Noah, Ronanem, Adamem i jeszcze jedną postacią (której obecność jest spoilerem), a cała reszta: Maura, Calla, Szary Mężczyzna... została po prostu przemilczana.

Nie zrozumcie mnie źle — Kruczy Cykl jest ciekawą historią pełną przygód i magii. To historia o przyjaźni i o tym, jak można kochać na wiele różnych sposobów. Nie brakuje tu walki z przeciwnościami losu, walki z samym sobą, dążenia do celów i spełniania marzeń. Jest też próba oszukania przeznaczenia. Maggie Stiefvater przy tworzeniu swojego świata sięgała do legend i podań o Glendowerze, stworzyła cały system magii i w niezwykle ciekawy sposób połączyła magię z naturą. Natura odgrywa tu olbrzymią rolę. I jest to seria dająca rozrywkę, ciekawa i, jak wspominałam, idealna do kibicowania bohaterom. Nie jest jednak idealna. Choć miło spędziłam czas i nie żałuję lektury, daleko mi do wychwalania jej pod niebiosa. Ot, kolejna ciekawa seria, do której być może kiedyś jeszcze wrócę. Bo może i nie wszystko mnie oczarowało — ale Cabeswater na pewno.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...