Cykl
o kruczych chłopcach Maggie Stiefvater zdobył w Polsce ogromną
popularność — tak wiele osób polubiło historię o piątce
poszukiwaczy legendarnego króla Glendowera, że swego czasu kupienie
własnego egzemplarza było właściwie niemożliwe; nakład się
skończył. Król kruków, tom rozpoczynający tę magiczną
historię, zyskał moją sympatię, ale nie zapadł w pamięć na
tyle, bym wyczekiwała kontynuacji. Za to rosnąca popularność
chłopców z Aglionby i Blue rozbudziła moją ciekawość i takim
oto sposobem w ostatnim czasie ponownie rozpoczęłam i tym razem
zakończyłam cały cykl.
Cała
historia zaczyna się śmiercią, kiedy Gansey zostaje użądlony
przez szerszenie, co w połączeniu z jego silną alergią na tego
typu jad powoduje jedno: właśnie śmierć. Jednak Gansey nie
umiera, ponieważ ktoś inny na linii mocy umiera, choć nie
powinien. Kilka lat później wspomnienie to, te słowa i imię
króla Glendowera, wciąż rozbrzmiewają w jego głowie. Cały swój
czas spędza na poszukiwaniu legendarnego króla, co przeradza się
niemal w obsesję. Oczywiście nie jest sam — w większym lub
mniejszym stopniu pomagają mu w tym Adam, Ronan i Noah, przyjaciele
ze szkoły.
Blue
z kolei całe życie spędziła w jednym miejscu, w domu przy Fox Way
300, gdzie jest jedyną osobą niemającą zdolności proroczych.
Podczas gdy jej matka i reszta kobiet mieszkających tam zarabiają
wróżąc, przewidując i jasnowidząc, Blue jest tylko wzmacniaczem
sygnału, który zwiększa ich umiejętności. Dzięki wychowaniu w
takim otoczeniu, wierzy w każde słowo o linii mocy. Dlatego właśnie
kiedy drogi Blue i kruczych chłopców się krzyżują, dziewczyna
nie lekceważy poszukiwań. Zresztą, drogi Blue i Ganseya przecięły
się już wcześniej, kiedy dziewczyna zobaczyła jego ducha — co
zwiastuje jedno: w ciągu roku Gansey na pewno umrze.
Kruczy
Cykl wywołał fenomen i zaskarbił sympatię mnóstwa czytelników.
Należę do osób, którym historia ta w rzeczywistości dała sporo
przyjemności i których zaciekawiła, jednak nie jestem do końca
przekonana z powodu kilku mankamentów psujących mi lekturę.
Największym moim zarzutem są wątki „tych złych” — w każdym
z tomów, pomimo że wątkiem wiodącym są poszukiwania legendarnego
Glendowera, mamy również drugi wątek dotyczący osób pragnących
czegoś złego: a to władzy, a to pieniędzy, a to mocy. O ile
jeszcze Król kruków był w tej materii zaskakujący (w końcu
pierwszy tom), o tyle w każdym kolejnym schemat się powtarzał. Z
jednej strony poszukiwania, z drugiej jakieś niebezpieczeństwo.
Wyłamał się z tego nieco drugi tom, Złodzieje snów, w którym
poznajemy Szarego Mężczyznę, chyba najciekawszy charakter w całej
serii. Dzięki niemu autorka zagrała na nosie czytelnikowi i bardzo
mi się to podobało.
Natomiast
wątek ciągnący się od tomu trzeciego do samego końca, w którym
mamy Greenmantlów, Laumoniera i ich powiązania z rodziną Lynchów
jest zdecydowanie najsłabszym ogniwem serii i zabiera mnóstwo
stron, w wyniku czego i Wiedźma z lustra, i Przebudzenie króla po
prostu... nudzą. Nudzą w momentach, kiedy akcja od Ganseya i reszty
przemyka do Piper, która nie jest ani ciekawa, ani jej motywacje w
żaden sposób oryginalne czy po prostu intrygujące. Nie jest to
wątek zbędny, ponieważ rzuca nowe światło na Ronana i jego
rodzinę, co momentami rzeczywiście zaskakiwało, ale były to
nieliczne sytuacje.
Kruczy
Cykl nadrabia za to bohaterami. Bo nie można ukryć, że Gansey jest
charyzmatyczny, sympatyczny i łatwo się z nim utożsamić, podobnie
jak z Blue Sargent. To takie postaci, które są bardzo łatwe w
lubieniu i czytelnik kibicuje ich dążeniom do celu przez całą
powieść. Ciekawi są również Adam i Ronan. Oni najbardziej mnie
zaintrygowali ze względu na to, że są bardzo dynamicznymi
charakterami. Przez cztery tomy obserowować można powolne zmiany w
nich zachodzące, to, jak stopniowo zaczynają rozumieć więcej.
Adam nabiera odwagi i staje się silniejszy dzięki przyjaciołom,
którzy go wspierają. Ronan odwrotnie — pomimo dalszego bycia
Ronanem, spuszcza nieco z tonu i otwiera się. Uwielbiam obserwować
takie przemiany, uwielbiam, że bohaterowie nie są statyczni i
wydarzenia w jakiś sposób na nich wpływają.
Choć
przyznać muszę, że na płaszczyźnie bohaterów drugoplanowych
jest równie dobrze. Zaskoczyło mnie, jak dużą rolę odgrywa
Maura, matka Blue, oraz inne jasnowidzki z Fox Way 300. Bardzo
spodobał mi się sposób opisywania magicznego lasu Cabeswater.
Cabeswater było nie tylko miejscem, ale i bohaterem tej historii,
brało w niej czynny udział i miało, po prostu, charakter — a to
zdecydowanie coś, co lubię. Pozytywnym zaskoczeniem była również
postać Szarego Mężczyzny. Jestem zaintrygowana i zachwycona tym, w
jaki sposób się pojawił, jaki się okazał i... chciałabym dodać
też, że to, w jaki sposób zakończyła się jego historia. Ale nie
wiem. Ponieważ pojawił się inny problem...
Przebudzenie
króla to zwieńczenie cyklu. Pomimo planów na dalsze losy
bohaterów, które jednak skupiać się będą na Ronanie, to wciąż
w pewien sposób zamknięta historia. Nietrudno było przewidzieć
zakończenie, które mimo prób bycia dramatycznym, okazało się
banalne do odgadnięcia przynajmniej w jednej kwestii (bo zwroty
akcji rzeczywiście zaskakujące czytelnika, a dotyczące bohaterów,
miały miejsce wcześniej). Mam też ogromny problem z pominięciem
części bohaterów. Maggie Stiefvater dała znać, co z Ganseyem,
Blue, Noah, Ronanem, Adamem i jeszcze jedną postacią (której
obecność jest spoilerem), a cała reszta: Maura, Calla, Szary
Mężczyzna... została po prostu przemilczana.
Nie
zrozumcie mnie źle — Kruczy Cykl jest ciekawą historią pełną
przygód i magii. To historia o przyjaźni i o tym, jak można kochać
na wiele różnych sposobów. Nie brakuje tu walki z przeciwnościami
losu, walki z samym sobą, dążenia do celów i spełniania marzeń.
Jest też próba oszukania przeznaczenia. Maggie Stiefvater przy
tworzeniu swojego świata sięgała do legend i podań o Glendowerze,
stworzyła cały system magii i w niezwykle ciekawy sposób połączyła
magię z naturą. Natura odgrywa tu olbrzymią rolę. I jest to seria
dająca rozrywkę, ciekawa i, jak wspominałam, idealna do
kibicowania bohaterom. Nie jest jednak idealna. Choć miło spędziłam
czas i nie żałuję lektury, daleko mi do wychwalania jej pod
niebiosa. Ot, kolejna ciekawa seria, do której być może kiedyś
jeszcze wrócę. Bo może i nie wszystko mnie oczarowało — ale
Cabeswater na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz