Pisząc
o Księdze Luster, czyli tomie otwierającym magiczną serię Adama
Fabera, uznałam, że to sympatyczna książka, ale jednak chyba
jestem na nią ciut za stara. Czuć było prostotę, infantylność
Kate i Fiona, pojawiło się poczucie, że jednak chyba już dorosłam
i nie jest to seria, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Na
szczęście postanowiłam kontynuować historię Kate i Fiona, i
jestem bardzo pozytywnie zaskoczona drogą, w którą postanowił iść
autor. Czarny amulet jest zdecydowanie ciekawszy, urozmaicony i w
końcu mogłam znaleźć elementy, które nie sprawiały, że czułam
zażenowanie zachowaniem Kate. Kate, która zdecydowanie rozwinęła
się od naszego ostatniego spotkania – a ja uwielbiam, kiedy
bohaterowie są dynamiczni!
Historia
zaczyna się jakiś czas po wydarzeniach z Księgi Luster. Kate
oswoiła się z magią, ciotka nieco mniej traktuje ją jak
kruchutkie jajko, a Fion jest w swoim żywiole – i jest zachwycony,
że może zgłębiać magię razem ze swoją czarownicą. Nawet jeśli
oznacza to wciskanie Kate notatek i rozkaz nauki w wakacje. Ciotka
postanawia pomóc Kate w nauce, zabierając ją na wyjazd do
nadmorskiego miasteczka, w którym magia jest na porządku dziennym i
magiczna społeczność często tam przebywa. Sądzi również, że
towarzystwo młodych czarodziejów i czarownic dobrze wpłynie na
dziewczynę. Nie wie, jak wiele ten wyjazd zmieni.
W
Czarnym amulecie pojawia się również wątek drugiego z bohaterów,
którego możemy już uznać za głównego. Otóż swoje pięć minut
dostaje Jonathan, i był to strzał w dziesiątkę. Urozmaicenie
narracji przeskakiwaniem między Kate i Jonathanem tylko po to, by na
koniec umiejętnie spleść ich losy, było świetnym zabiegiem.
Jednocześnie wraz z tym wątkiem Adam Faber wprowadza motywy
ciekawsze niż pierwsze zauroczenie; mamy tutaj relację matka –
syn, radzenie sobie ze stratą i zdradę, które dodają nieco więcej
powagi tej dość, przyznajmy, sympatycznej i miłej historii.
Kolejnym
elementem, który zaskakuje, jest magia sama w sobie. Świetnie się
czyta o magii, jednak w Księdze Luster Kate po prostu
zauroczyła się magią i nie traktowała jej z należytym
szacunkiem, widać było to w jej zachowaniu – po prostu nie
zgłębiała jej tajników. Tymczasem Czarny amulet rozbudowuje
magię, jej typy, jej odłamy, poznajemy magiczne miejsca i innych
czarodziejów, co bardzo pozytywnie wpływa na odbiór fabuły.
Lubię, kiedy system magiczny jest rozbudowany, i choć jeszcze nie
nazwałabym tego w Kronikach Jaaru takim, to jest na dobrej drodze,
dzięki chociażby poruszeniu wątku duchów, magicznej bibliotece i
voodoo.
Czarny
amulet to zdecydowany wzrost jakości i jedyne, co mogę powiedzieć,
to to, żebyście nie rezygnowali z lektury, myśląc, że Księga
Luster jest jednak dla dzieciaków. W Czarnym amulecie zupełnie nie
miałam takiego poczucia. Zupełnie tak, jak mam z Potterem czy
Opowieściami z Narnii – czyta się je po wielu latach, bo
nadal dają frajdę. I tutaj w końcu się to poczucie pojawia.
Zwłaszcza, że ostatnie sceny wskazują zupełnie inny kierunek niż
dotychczas i jestem ciekawa, w jaki sposób Adam Faber to rozegra. Bo
z tego, co się wydarzyło w lesie, może wyjść coś naprawdę
świetnego.
Recenzja
we współpracy z wydawnictwem Czwarta Strona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz