Kiedy
mówimy o nurcie Young Adult, w większości powieści mamy elementy
fantastyczne, charyzmatycznych bohaterów i — pierwszoplanowy lub
nie — wątek miłosny. I na tym bazuje cała fabuła. Susan
Dennard, owszem, nie odbiega od tego schematu tak bardzo, jednak w
centrum stawia przyjaźń łączącą dwie bohaterki, tytułową
prawdodziejkę Safiyę oraz jej nieodłączną towarzyszkę, Iseult.
I to wyróżnia właśnie serię o Czaroziemi, razem z ciekawym
pomysłem na istnienie magii w uniwersum, wszystko jednak ginie pod
fabułą, którą czytelnik choć trochę obeznany z gatunkiem
przewidzi bez większych problemów.
Safiya
i Iseult są nierozłączne, a więc i zazwyczaj razem wpadają w
tarapaty — a są podwójnym magnesem na kłopoty. Tak jest i tym
razem, nieudana akcja i nagle czarodziejki są ścigane i muszą się
ukrywać. Jakby tego było mało, o mocy Safi nikt nie powinien się
dowiedzieć; jest prawdodziejką, a wielu zabiłoby dla takiego daru.
Z kolei Iselut wyzwala w sobie moc, o której istnieniu nie miała
pojęcia. I tak, uciekając, sprowadzają na siebie większe kłopoty
i wplątują się w intrygi. W dodatku są ściganę przez
krwiodzieja, a ten nie poprzestanie, dopóki nie dopadnie
prawdodziejki.
Jak
wspominałam, Prawdodziejce nie udało się zaskoczyć wieloma
elementami. Mamy tutaj przyjaciółki na śmierć i życie, jedna za
drugą wskoczyłaby w ogień. Obie mają swoje sekrety, które kryją
przed światem. Oczywiście Safiya jest niezwykle rzadką
czarodziejką związaną z odróżnianiem prawdy od fałszu, a
Iseult, jak się okazuje, jest nie mniej wyjątkowa — włada magią
potężniejszą niż jej się wydaje. Również pojawienie się
wiatrodzieja, Merika, zaczęło prowadzić fabułę w jednym, znanym
wszystkim kierunku, jednak zwroty akcji nie pozwoliły, by wątek
miłosny się rozwinął. Prawdopodobnie jednak tak się stanie w
Wiatrodzieju, tomie drugim serii.
Były
jednak elementy, które pozytywnie mnie zaskoczyły. Przede wszystkim
oparcie fabuły na relacji między Safi a Iseult; bardzo ważna dla
nich jest przyjaźń i żałuję, że tak mało w literaturze YA jest
o przyjaźni i jej sile właśnie. Susan Dennard stworzyła dwie
charakterne bohaterki, choć wciąż dość typowe: jedna narwana,
niemyśląca przed podjęciem akcji, a druga rozważna i planująca
każdy krok. Przez to jednak świetnie się dopełniają. Kolejną
rzeczą była perspektywa krwiodzieja, polującego na Safi, który jest wrogiem numer
jeden dziewcząt. Perspektywa „Tego Złego”
zdarza się zbyt rzadko i ciekawie było w końcu zobaczyć całą
sytuację oczami nie prawych, pięknych, odważnych bohaterów, ale
właśnie obserwować wydarzenia z perspektywy tej drugiej strony, z
którą walczą.
Susan
Dennard stworzyła serię o sporym potencjale. Prawdodziejkę oceniam
jako typową fantastykę dla młodzieży, nie ma w sobie wiele, czym
mogłaby się wyróżnić z gąszcza podobnych historii o dzielnych
bohaterach walczących ze złem magią. Potencjał jest w systemie
magicznym, niezwykle różnorodnym (i bardzo podoba mi się
nazewnictwo), a i samo zakończenie wskazuje, że jest szansa, by
autorka nie podążała utartymi drogami. Ja na razie mam mieszane
uczucia, ale będę kontynuowała historię Safi i Iseult, by
dowiedzieć się, jakie pomysły wprowadzi w życie Susan Dennard.
Prawdodziejka to średniak, nie jest zła, ale daleko jej do czegoś
oryginalnego, jakkolwiek z pewnością przypadnie do gustu osobom,
które lubują się w fantastyce i lekkich powieściach przygodowych.
Recenzja
we współpracy z wydawnictwem SQN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz