Kiedyś
oglądałam zabawne porównanie kina amerykańskiego i polskiego.
Różnice były ogromne; nasze polskie realia po prostu nie wydają
się ciekawe. Zupełnie jakby kraj, w którym rozgrywa się akcja,
całkowicie pozbawiał powieść pewnej dozy klimatu. Co powiecie
więc na wycieczkę na inny kontynent, do równie pięknego co
groźnego Mexico City, gdzie twardą ręką rządzi mafia
narkotykowa, a spokojne wakacje mogą z łatwością zmienić się w
niebezpieczną przygodę?
Przeklęta
laleczka to sensacyjno-romantyczna opowieść, która
rozciera przed nami widok na wszystkie cechy Meksyku: piękne
krajobrazy, biedę mieszającą się luksusem czy wszechobecne
skorumpowanie. Urzędujące tam mafie narkotykowe stanowią podwalinę
fabuły brzmiącej niczym trzymający w napięciu, pełen pościgów
i strzelanin film akcji. Nie bez powodu powieść Ewy Rajter
opisywana jest jako taką, którą się ogląda -
bowiem jej konstrukcja przypomina film.
Zaczyna
się od tajemniczego zaginięcia turystki. Potem sprawy tylko się
komplikują, a trzy jeszcze nieznające siebie Polki zostaną
wplątane w mafijne porachunki: jedna przypadkowo, dwie -- właściwie
z własnej woli. Dziennikarka Agata pojawia się w Meksyku, by
przeprowadzić ekskluzywny wywiad ze znanym biznesmenem Mario
Rodiguezem; wyjazd do tego pięknego kraju dla malarki Ewy miał być
odpoczynkiem i szansą na złapanie inspiracji; Zuzanna zaś
uczestniczy w sympozjum związanym z kryminologią właśnie w Camino
Real. Wszystkie trzy w taki czy inny sposób biorą udział w
niebezpiecznej grze, gdzie stawką jest życie. Ich życie..
Filmowa
budowa Przeklętej laleczki polega na umiejętnym opisywaniu całej
akcji niczym filmowych kadrów. Czułam się zupełnie jakby ktoś w
pisemny, plastyczny (opisy piękna Meksyku!) sposób streszczał mi
film sensacyjny. Tak jak mówi blurb, oglądałam tę powieść. To
sprawia również, że najważniejsza jest tu akcja, wydarzenia
następujące zaraz po sobie bez ustanku.
Przeklętą laleczkę
podzieliłabym na dwie części. Pierwszą, gdzie jest czas na
spokojne zapoznanie z bohaterkami i bohaterami, na podziwianie
plastycznych opisów meksykańskich widoków, na obdarzenie kogoś
sympatią lub wręcz przeciwnie. A od mniej więcej połowy powieści
akcja gna bez przystanku, bez chwili na odetchnięcie; ciągle coś
się dzieje i przeskakujemy z miejsca na miejsce, z różnych
perspektyw obserwując porachunki mafii narkotykowej z Mario
Rodriguezem.
Nie
można jednak ukryć, że pomimo sensacji i akcji z pościgami,
wybuchami i strzelaniną, to jednak literatura typowo kobieca, z
bohaterkami której z łatwością możemy się utożsamić (a do
wyboru mamy trzy) i kibicować rozwijającym się związkom między
nimi a przystojniakami pojawiającymi się na horyzoncie. Taki
cudowny, egzotyczny klimat pociąga za sobą romans, który w
przeciwieństwie do typowo romansowej literatury jest subtelny i
dający cieszyć się akcją zamiast miłosnymi zawirowaniami między
bohaterami. Wydaje się jedynie skutkiem całej historii trzech Polek
i meksykańskiej mafii markotykowej, nie zaś przyczyną i wątkiem
wiodącym Przeklętej laleczki.
Przeklętą
laleczkę nazwałabym sensacyjną literaturą kobiecą. I
chociaż sam pomysł jest prosty i niekomplikowany po drodze --
wszystko dąży do spotkania Rodrigueza z mafijnym bossem -- a parę
spraw uroczo uproszczonych i stereotypowych (jak chociażby
niewytłumaczony dostęp Zuzanny do bazy FBI i ubieranie przez nią
peruki niczym w filmach szpiegowskich czy deus ex machina w postaci
wybuchu pewnego domu), to lektura powieści Ewy Rajter sprawia
olbrzymią przyjemność: jest miło i lekko, choć bardzo
niebezpiecznie.
Zwątpiłam
na chwilę w jedną rzecz podczas rozkoszowania się meksykańskimi
klimatami -- w czysto językową sprawę, o której tylko ktoś
naprawdę trzepnięty na punkcie poprawności rozwodziłby się...
Jednak fakt, że Ewa Rajter jest absolwentką polonistyki, sprawił,
że i o tym wspomnę. Kilkukrotnie pojawia się wyrażenie rok
dwutysięczny trzynasty (lub jakikolwiek inny dwutysięczny
nieoznaczający roku 2000), które jest błędne. Jesteśmy jednak
ludźmi i popełniamy błędy, więc ku przestrodze: dwa tysiące
trzynasty, nie dwutysięczny trzynasty. :)
Przeklęta
laleczka Ewy Rajter to rzeczywiście powieść, którą się
ogląda. Choć początek wydaje się leniwy, potrzebny jest do
odpowiedniego zapoznania się z bohaterami -- mnie ciężko było
wczuć się w sytuację i dać porwać fabule przez kilka rozdziałów,
by potem przepaść do samego końca (a w konsekwencji nawet zarwać
pół nocy). Kolejna powieść udowadnia, że polscy autorzy tworzą
intrygi na poziomie tych zagranicznych i nie warto patrzeć na
nazwisko autora i pochodzenie bohaterów, tylko czerpać przyjemność
z lektury.
Recenzja we współpracy z wydawnictwem Jaguar
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz