czwartek, 3 marca 2016

"Przeklęta laleczka" Ewa Rajter

Kiedyś oglądałam zabawne porównanie kina amerykańskiego i polskiego. Różnice były ogromne; nasze polskie realia po prostu nie wydają się ciekawe. Zupełnie jakby kraj, w którym rozgrywa się akcja, całkowicie pozbawiał powieść pewnej dozy klimatu. Co powiecie więc na wycieczkę na inny kontynent, do równie pięknego co groźnego Mexico City, gdzie twardą ręką rządzi mafia narkotykowa, a spokojne wakacje mogą z łatwością zmienić się w niebezpieczną przygodę?

Przeklęta laleczka to sensacyjno-romantyczna opowieść, która rozciera przed nami widok na wszystkie cechy Meksyku: piękne krajobrazy, biedę mieszającą się luksusem czy wszechobecne skorumpowanie. Urzędujące tam mafie narkotykowe stanowią podwalinę fabuły brzmiącej niczym trzymający w napięciu, pełen pościgów i strzelanin film akcji. Nie bez powodu powieść Ewy Rajter opisywana jest jako taką, którą się ogląda - bowiem jej konstrukcja przypomina film.

Zaczyna się od tajemniczego zaginięcia turystki. Potem sprawy tylko się komplikują, a trzy jeszcze nieznające siebie Polki zostaną wplątane w mafijne porachunki: jedna przypadkowo, dwie -- właściwie z własnej woli. Dziennikarka Agata pojawia się w Meksyku, by przeprowadzić ekskluzywny wywiad ze znanym biznesmenem Mario Rodiguezem; wyjazd do tego pięknego kraju dla malarki Ewy miał być odpoczynkiem i szansą na złapanie inspiracji; Zuzanna zaś uczestniczy w sympozjum związanym z kryminologią właśnie w Camino Real. Wszystkie trzy w taki czy inny sposób biorą udział w niebezpiecznej grze, gdzie stawką jest życie. Ich życie..

Filmowa budowa Przeklętej laleczki polega na umiejętnym opisywaniu całej akcji niczym filmowych kadrów. Czułam się zupełnie jakby ktoś w pisemny, plastyczny (opisy piękna Meksyku!) sposób streszczał mi film sensacyjny. Tak jak mówi blurb, oglądałam tę powieść. To sprawia również, że najważniejsza jest tu akcja, wydarzenia następujące zaraz po sobie bez ustanku.

Przeklętą laleczkę podzieliłabym na dwie części. Pierwszą, gdzie jest czas na spokojne zapoznanie z bohaterkami i bohaterami, na podziwianie plastycznych opisów meksykańskich widoków, na obdarzenie kogoś sympatią lub wręcz przeciwnie. A od mniej więcej połowy powieści akcja gna bez przystanku, bez chwili na odetchnięcie; ciągle coś się dzieje i przeskakujemy z miejsca na miejsce, z różnych perspektyw obserwując porachunki mafii narkotykowej z Mario Rodriguezem.

Nie można jednak ukryć, że pomimo sensacji i akcji z pościgami, wybuchami i strzelaniną, to jednak literatura typowo kobieca, z bohaterkami której z łatwością możemy się utożsamić (a do wyboru mamy trzy) i kibicować rozwijającym się związkom między nimi a przystojniakami pojawiającymi się na horyzoncie. Taki cudowny, egzotyczny klimat pociąga za sobą romans, który w przeciwieństwie do typowo romansowej literatury jest subtelny i dający cieszyć się akcją zamiast miłosnymi zawirowaniami między bohaterami. Wydaje się jedynie skutkiem całej historii trzech Polek i meksykańskiej mafii markotykowej, nie zaś przyczyną i wątkiem wiodącym Przeklętej laleczki.

Przeklętą laleczkę nazwałabym sensacyjną literaturą kobiecą. I chociaż sam pomysł jest prosty i niekomplikowany po drodze -- wszystko dąży do spotkania Rodrigueza z mafijnym bossem -- a parę spraw uroczo uproszczonych i stereotypowych (jak chociażby niewytłumaczony dostęp Zuzanny do bazy FBI i ubieranie przez nią peruki niczym w filmach szpiegowskich czy deus ex machina w postaci wybuchu pewnego domu), to lektura powieści Ewy Rajter sprawia olbrzymią przyjemność: jest miło i lekko, choć bardzo niebezpiecznie.

Zwątpiłam na chwilę w jedną rzecz podczas rozkoszowania się meksykańskimi klimatami -- w czysto językową sprawę, o której tylko ktoś naprawdę trzepnięty na punkcie poprawności rozwodziłby się... Jednak fakt, że Ewa Rajter jest absolwentką polonistyki, sprawił, że i o tym wspomnę. Kilkukrotnie pojawia się wyrażenie rok dwutysięczny trzynasty (lub jakikolwiek inny dwutysięczny nieoznaczający roku 2000), które jest błędne. Jesteśmy jednak ludźmi i popełniamy błędy, więc ku przestrodze: dwa tysiące trzynasty, nie dwutysięczny trzynasty. :)

Przeklęta laleczka Ewy Rajter to rzeczywiście powieść, którą się ogląda. Choć początek wydaje się leniwy, potrzebny jest do odpowiedniego zapoznania się z bohaterami -- mnie ciężko było wczuć się w sytuację i dać porwać fabule przez kilka rozdziałów, by potem przepaść do samego końca (a w konsekwencji nawet zarwać pół nocy). Kolejna powieść udowadnia, że polscy autorzy tworzą intrygi na poziomie tych zagranicznych i nie warto patrzeć na nazwisko autora i pochodzenie bohaterów, tylko czerpać przyjemność z lektury.

Recenzja we współpracy z wydawnictwem Jaguar

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...