niedziela, 22 marca 2015

O fanfiction, czyli piszemy opowiadania


Fan fiction (czasem używany skrót: ff) – tworzenie przez fanów (a niekiedy, przeciwnie, krytyków) istniejącego filmu, książki, serii komiksowej itp. opowiadań (zwanych fanfikami) nawiązujących do danego utworu, dotyczących dziejów postaci w wybranym przez autora czasie. Aby w pełni zrozumieć fanfik, trzeba znać pierwowzór. Tak właśnie definiuje pojęcie fanfiction niezastąpiona dla uczniów ciocia Wikipedia. Chciałabym wam jednak przybliżyć to zjawisko trochę bardziej i być może zachęcić do zapoznania się z fanfickami.

Fanfiction czytuję od dawna, od kiedy tylko poznałam Harry'ego Pottera, a potem odkryłam, że istnieją ludzie, którzy tak bardzo zżyli się z nastoletnim czarodziejem, że wciąż siedzą w Hogwarcie i tworzą opowiadania. Najprzeróżniejsze - od alternatywnych piątych, szóstych i siódmych tomów, przez niekanoniczne romanse, po rozwijające postaci drugo i trzecioplanowe. Nawet po tylu latach od publikacji Insygniów śmierci, Harry Potter wciąż żyje i wciąż budzi emocje. Fanfiction to swoiste przedłużenie życia powieści. 

Fanfiction, które najczęściej spotykamy na blogach, to romanse niekanoniczne - a to Harry i Hermiona (pozwolicie, że będę głównie potterowskie przykłady przywoływała - je znam najlepiej), a to Hermiona i Draco, a to Snape i jakaś nauczycielka/uczennica. Ewentualnie stworzona przez autora lub autorkę (częściej to drugie) od podstaw uczennica i jakiś kanoniczny bohater. Taka wymyślona postać często bywa Mary Sue.


Mary Sue to ciekawe pojęcie, którego możemy używać nawet przy książkach czy filmach. Taka postać (w wersji męskiej Gary Stu) jest idealna: piękna, mądra, inteligentna, lepsza od innych. Nierzeczywista. Ba!, są nawet różne typy Marysi Zuzanny - czego dowodzi chociażby Alfabet Mary Sue. Jeśli czytacie opowiadania zamieszczane na blogach, z pewnością natknęliście się na przynajmniej jedną Marysię. Ja nawet uświadomiłam sobie, że w niektórych czytanych przeze mnie książkach bohaterka czy bohater może nią być!

Wracając do tematu fanfiction - wspomniane przeze mnie opowiadania najczęściej są po prostu słabe. Zdarzają się dobre, ale bądźmy szczerzy, większość ludzi pisze je dlatego, że chce sparować swoją bohaterkę/alter ego z ulubioną postacią z serii. Też tak miałam kiedyś, wiem, jak to jest. I nie potępiam, bo można wyjść na ludzi. Jednak po czytaniu tylko takich opowiadań, można dojść do błędnego wniosku. Mianowicie, że wszystkie fanfiction są takie.

A nie są.

Nałogowo przeglądając forum Mirriel, kopalnię perełek, znalazłam wiele świetnych opowiadań dotyczących Pottera (z innych fandomów również są i również polecam!). Moim numerem jeden jest zdecydowanie długie, najurokliwsze, jakie kiedykolwiek czytałam kilkuczęściowe opowiadanie o Krukonach. Nie tylko pod względem fabuły, który skupia się na codziennych (nieco szalonych i dziwacznych) przygodach uczniów Ravenclawu, ale i pod względem językowym.

Cisza zdawała się tak wielka, że można by wręcz usłyszeć jak kurz osiada na grzbietach książek, a samotny kornik drąży dębowe drewno półek. Tak wielka, że słychać było jak korytarz biegnie do lochów, a płaszcz pani Pince zawieszony na kołku przy drzwiach wychodzi z mody.

Szafa Severusa Snape’a kipiała pełną gamą dwustu pięćdziesięciu sześciu odcieni czerni o różnym stopniu nasycenia, natężenia i połysku. Barwy grawitowały wdzięcznie w kierunku absolutnego mroku, osiągając po drodze wszelkie stadia pośrednie. Lśniący grafit, typowy dla ołówków. Kolor, który można dostrzec w chwili gdy ktoś znienacka zgasi światło. Czerń kruczych piór, zachwycająca ciemnobłękitnymi refleksami. Barwa godna czarnej dziury - dzięki niej szata wyglądała jak wyrwa w czasoprzestrzeni. Odcień, który mógłby ujrzeć człowiek, trafiony fortepianem spadającym z piątego piętra (miał w sobie głębokie, ukryte „brzdęk”). Tego szczególnego dnia Profesor Snape zdecydował się na zestaw, który pod względem kolorystyki osiągnął niemalże samo jądro ciemności. Wydawać by się mogło, że płaszcz pozostawi hebanowe smugi na wszystkich przedmiotach, o które się otrze. 



Krukoniada autorstwa Bastet składa się z kilku części: Skowronek Ravenclawu, Severusowi, w dniu urodzin, Robin, Woland i inne nieszczęścia Ravenclawu. Małe przypomnienie dla osób nieobeznanych z publikowaniem opowiadań na forum - rozdziały są postami, więc po przeczytaniu pierwszego, należy zjechać niżej w poszukiwaniu kolejnego - a jak go nie ma, to przejść na drugą stronę i powtórzyć proces. I powtórzyć. :)


Nawet polska pisarka fantasy, Ewa Białołęcka, pisuje takie fanfiction! I tworzy tego sporo, z wielu różnych fandomów, m.in. Pottera i Sherlocka (BBC!). Wielbię ją za Slytheriniadę o ciężkim losie Severusa, do którego uczepiło się małe, wredne, sprytne Ślizgoniątko. O zgrozo, o imieniu Siri. 

Część pierwszą możecie przeczytać tutaj, resztę znajdziecie na profilu Toroj.

Tego jest o wiele, wiele więcej. Cassandra Clare swego czasu popełniła fenomenalne pod względem humoru Draco Trilogy (spokojnie możecie znaleźć tłumaczenie w Internecie), ale do przeczytania są chyba tylko dwie części, trzeciej nikt nie przetłumaczył z powodu afery z plagiatem. Nie wnikałam w szczegóły, dostępny materiał, który dostałam, całkowicie mi wystarczył.

Fanfiction często biorą w obroty to, czego brakowało w książce. I tak można znaleźć opowiadania dotyczące wampirów w Potterze - bo w gruncie rzeczy, Rowling pominęła ten temat milczeniem. O Huncwotach, o postaciach drugo i trzecioplanowych, rozwijających ich charakter, o uzdrowicielach, aurorach, nauczycielach - o czym tylko chcecie. Warto je czytać, kiedy nie chce się rozstać z ukochaną serią, ale czytanie jej po raz kolejny nie brzmi kusząco, chociaż nie można jej wyrzucić z głowy. 

Osobiście, lubię je czytać, w większości jak widać są one potterowskie, ale nie ograniczam się. Pamiętam bardzo zabawne, idealnie podsumowujące relację Sama i Deana Winchesterów krótkie opowiadanko - W jak Winchesters. Pisanie i czytanie fanfiction to świetna sprawa. Warto się w to zagłębić, zwłaszcza jak nie ma w domu nic do czytania. :)

Szczególnie lubię w fanfiction to, że jakaś seria książek była w stanie tak mocno poruszyć kogoś, tak zainteresować i zaintrygować tematem, tak bardzo sprawić, że zżył się z bohaterami, że ma potrzebę napisać coś związanego z tą serią, wrzucić własne pomysły w rozległe uniwersa, jak na przykład czarodziejski świat Rowling czy riordanowską koncepcję mitologii. A Wy co myślicie o takim pisaniu? Czy warto wykorzystywać czyjeś światy i podstawy, czy lepiej pisać jedynie całkowicie swoje opowiadania?

(Bo według mnie, można praktykować tworząc historię w czyimś uniwersum - a potem już łatwiej jest stworzyć coś swojego.)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...