niedziela, 27 kwietnia 2014

Droga do Woodbury | Robert Kirkman & Jay Bonansinga


Wiecie, jak to bywa – najpierw jest pomysł. Ktoś, kto lubi pisać, ten pomysł przelewa na papier, a jak ma szczęście albo pieniądze, wydaje swoją opowieść w formie książki. Trafia ona do księgarń i jeśli okaże się być dobra lub popularna (a to nie to samo) – kupowane są prawa do sfilmowania jej. W formie serialu albo filmu, zależy. I zazwyczaj jest to w takiej właśnie kolejności: najpierw bestsellerowa powieść, która podbija serca czytelników, a dopiero potem wysokobudżetowy, hollywoodzki film. Prawda? Nie zawsze. Droga do Woodbury to książka napisana przez Roberta Kirkmana i Jaya Bonansinga dopiero po powstaniu komiksu i serialu z uniwersum The Walking Dead, wydawałoby się, że w myśl powiedzenia „kuć żelazo póki gorące”. Skoro film i komiks zarobiły sporo pieniędzy, to czemu nie wydać książki i zgarnąć jeszcze więcej gotówki?

Lilly Caul przetrwała plagę zombie i teraz przemieszcza się wraz grupą takich jak ona ludzi – w pojedynkę bowiem trudno stawić czoła hordzie wygłodniałych umarlaków. Przedmieścia Atlanty nie są bezpiecznym miejscem, a ludzie powoli zamieniają się w potwory. I nie mam tu na myśli o przemianie w zombie. Lilly wraz z kilkorgiem przyjaciół wyrusza do otoczonego murem miasta Woodbury. Wydaje się ono istnym rajem: jeśli chcesz jedzenie, pracujesz na nie, dostajesz dach nad głową, a barykada wzniesiona wokół wioski jest na tyle mocna, że chroni przed atakami mniejszych stad zombie. Rządzi tam Phillip Blake, każący zwać się Gubernatorem. Wszyscy mieszkańcy zachowują się jak jego poddani. Lilly, chociaż tchórzliwa, odkrywa, że Woodbury wcale nie jest taką utopią, jaką się wydawało. Coś jest nie tak... jednak ucieczka okazuje się być nie tak łatwa.

Droga do Woodbury to wyjątkowo dynamiczna książka. Możliwe, że powodem tego jest praca obu autorów – pracując nad serialem czy komiksem nie można rozwlekać w nieskończoność scen, nie można również snuć wiele refleksji. Ważna jest akcja, a nie sercowe rozterki czy rozmyślania o przeszłości. W książce znajduje się dużo ciekawych, mrożących krew w żyłach wydarzeń, niezbyt często przerywanych refleksjami bohaterów czy ich wspomnieniami.

Dziwnym więc może wydać się, że tak naprawdę Droga do Woodbury wbrew pozorom nie opowiada o rozwalaniu hord umarlaków i ciągłych nawalankach (a przynajmniej nie jedynie o tym), tylko o ludziach i ich naturze. Przerażającej naturze, wypadałoby dodać. Bo to, co autorzy ukazali w swojej powieści, wydaje się być prawdziwe. Nie spotka nas apokalipsa zombie, by się przekonać, czy naprawdę zachowywalibyśmy się tak, jak zostało opisane, ale jeśli... jeśli koniec świata nadszedłby w taki sposób jak w The Walking Dead, zombie nie byłyby najgorszymi potworami. Robert Kirkman to najlepsza osoba do pisania o zombie. Twórca uniwersum Żywych trupów nie zawiedzie fanów przerażających, obrzydliwych umarlaków, serwując śmiałą i zdecydowanie przeznaczoną dla osób o mocnych nerwach opowieść. Nie pozbawioną jednak pewnej dozy niedorzeczności. Dobra, ujmę to krótko: główni bohaterowie są w pewnych sytuacjach całkowitymi idiotami.

Wyjątek potwierdza regułę – chyba każdy zna to powiedzenie. Droga do Woodbury jest więc tym wyjątkiem potwierdzającym regułę, że książka jest lepsza od ekranizacji. Oczywiście powieść ta jest dobra, jest dynamiczna i wciągająca, na swój sposób momentami refleksyjna, ale do komiksu i serialu się nie umywa. Pewne rzeczy lepiej widać na ekranie czy komiksowych kadrach. Mnie się podobała, ale mnie nie odrzucają flaki, hordy zombie i odcinanie głowy siekierą. I jestem przyzwyczajona do idiotycznych (nawet bardzo idiotycznych) zachowań bohaterów. Ale jeśli chcecie od książki czegoś więcej niż rozrywki – nie radzę czytać. Drogę do Woodbury nazwałabym takim... dodatkiem do uniwersum The Walking Dead. Trzymającym poziom dodatkiem, ale wciąż nie mogącym – w moim odczuciu – dosięgnąć meritum tego wszystkiego.

Recenzja dostępna również na:



2 komentarze:

  1. Czytam pierwszą część i trochę się zawiodłam. Słyszałam wiele dobrych recenzji, a tak naprawdę jest ona raczej przeciętna. No i monotonna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszej części nie czytałam, ale pewnie i dla mnie opis - jak wyczytałam z różnych recenzji - pięcia się do władzy jednego szalonego gościa nie należałby do ciekawych.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...