Wszyscy
prędzej czy później skłamiemy — czy to w dobrej czy złej
wierze, z błahego lub z ważnego powodu. Mamy to w genach, tę chęć
naginania prawdy, koloryzowania czy zmieniania rzeczywistości swoimi
kłamstewkami. Nikt z nas nie jest idealny. Tak samo jak Piper i
Quinn, bohaterki Księgi kłamstw Teri Terry, z których jedna lubuje
się w mijaniu z prawdą, a druga za każde kłamstwo była karana.
Piper i Quinn są bliźniaczkami, jednak nie wiedziały o swoim
istnieniu do czasu pogrzebu ich matki, na którym się spotykają.
Dlaczego siostry rozdzielono i nie wychowywano ich razem? Czemu ich
matka jedną z nich wysłała pod opiekę apodyktycznej babki, a
drugiej zbudowała raj na ziemi? Co ma z tym wszystkim wspólnego
tajemnicze dziedzictwo i klątwa z przeszłości?
Powieść
Teri Terry jest bardzo nierównomierna — przez pierwsze ponad
dwieście stron miałam wrażenie stania w miejscu; nie działo się
kompletnie nic popychającego fabułę dalej, a chociaż kolejne
wydarzenia były opisywanie ciekawie, to nadal były to zwyczajne dni
z życia dwóch dziewcząt, które dowiedziały się o swoim
istnieniu. Przez to Księga kłamstw początkowo nuży i może
zniechęcać do dalszego zapoznania się z fabułą. Mimo tej
zwyczajności ponad połowy książki daje się w tych zdarzeniach,
epizodach z życia Piper i Quinn, dostrzec ziarnko niepokoju, coś
niedobrego kryjącego się między linijkami. Czytamy o zwykłych
sprawach i nagle czujemy, że coś jest zdecydowanie nie tak, co
rozwiązuje się w punkcie kulminacyjnym.
Zakończenie,
kulminacja wszystkich zdarzeń, w pewien sposób wynagradza nużącą
fabułę przez pierwsze rozdziały. Im więcej dowiadujemy się o
rodzinie Blackwoodów, im więcej poznajemy tajemnic z przeszłości,
tym lepiej. Końcówka jest jedną wielką akcją, której finału
nikt się nie spodziewał — nawet ja. Bo zazwyczaj, gdy bohaterka
podejmuje złe decyzje, to albo nie ma ich konsekwencji, albo są,
jednak znikome, albo wszyscy inni tak ją pocieszą, że o tych
decyzjach zapomni. O nie. Tutaj decyzja końcowa jest zła, to zwykłe
świństwo, i pomimo wydarzeń, które mogły być motywacją do
postąpienia tak, a nie inaczej, bohaterkę można z czystym
sumieniem potępić. Za tytułowe kłamstwo właśnie.
Jednocześnie
Księga kłamstw za główny motyw wybrała właśnie kłamstwa i
świetnie wyszło autorce to, że nawet my, Czytelnicy, nie zdajemy
sobie sprawy, kiedy bohater kłamie. Nabieramy się na gładkie
słówka tak, jak wszyscy inni bohaterowie, i tylko wspomniany
niepokój daje nam pewność, że coś jest nie tak.
Księga
kłamstw to opowieść o poszukiwanym dziedzictwie, o tajemnicach
rodzinnych i grzechach z przeszłości, o klątwie, która niszczy
rodzinę bliźniaczek od wieków. To niekoniecznie thriller (choć ma
swoje momenty, które mogą zmrozić krew w żyłach), a już na
pewno nie psychologiczny. Podszywana fantastyką historia jest raczej
niemożliwa do klasyfikacji, łączy bowiem i fantastykę, i szczyptę
thrillera, obyczajowość i mroczną przeszłość. Księgę kłamstw
mogę polecić wszelkim miłośnikom wiedźm i klątw, którzy lubią
czytać o rodzinnych tajemnicach i grzechach, którzy razem z
bohaterami uwielbiają poznawać ich przeszłość, mocno rzutującą
na ich własną teraźniejszość.
Recenzja
we współpracy z wydawnictwem Młody Book.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz