sobota, 22 sierpnia 2015

Skradzione morderstwo, James Oswald


Absolutnie kocham sytuacje, kiedy mogę dwojako patrzeć na powieść. Kiedy nie ma tej jedynej, prawdziwej wersji, kiedy ta sama książka dla dwóch różnych osób może być klasyfikowana jako kryminał albo... daleki krewny fantastyki. Miałam tak ze Skradzionym morderstwem Jamesa Oswalda, czyli kolejnym tomem spraw kryminalnych rozwiązywanych przez drugiego najsympatyczniejszego Szkota w literaturze. (Pierwszym jest Jamie Fraser.)

Tym razem fabuła składa się z wyciągania na światło dzienne zarówno smutnej jak i przerażającej przeszłości inspektora Iana McLeana. Dawne zbrodnie, które nieodwracalnie odcisnęły na nim piętno, ponownie zagoszczą w jego życiu. Tylko jakim cudem morderca z przeszłości może łapać, torturować, gwałcić i w końcu mordować swoje kolejne ofiary, skoro leży martwy, zakopany głęboko pod ziemią? McLean ma swoje powody, by zaciekle polować na Gwiazdkowego Zabójcę, jak nazwano mordercę przeszło dziesięć lat temu. Jednak czy racjonalny, twardo stąpający po ziemi mężczyzna pójdzie tropem... okultystycznej księgi?

Skradzione morderstwo byłoby zwyczajnym kryminałem, gdzie trup ściele się gęsto, a bohater wiodący z obowiązkowo traumatyczną przeszłością, zaciekle chce schwytać mordercę, tylko że jeden wątek nie pozwala wrzucić tej powieści do wielkiego wora z typowymi kryminałami. Wątek pewnej książki. Księgi dusz, według jednej z postaci pojawiających się w powieści, nie da się czytać - to ona czyta ciebie. Jeśli przejdziesz próbę, masz spokój. Jeśli nie, wydobędzie z ciebie to, co najgorsze, wszystkie zwierzęce instynkty, a tym samym staniesz się przez nią opętany i zaczniesz zabijać. W kontekście kryminału, to brzmi jak słaba wymówka winnego stojącego przed sądem, nieprawdaż? Jednak im dalej w las, tym trudniej nie zacząć wątpić i przestać zastanawiać się, czy aby na pewno Księga dusz jest zwykłą książką?

Odpowiedzieć musimy sobie sami. Twierdząca odpowiedź sprawi, że Skradzione morderstwo zostanie zwyczajnym, acz wciągającym i dobrze napisanym kryminałem z interesującymi bohaterami, których śledztwa - nie zawsze łatwe i nie zawsze idące jak po maśle - śledzi się z przyjemnością i niekłamanym zainteresowaniem. Przecząc jednak sprawimy, że powieść Oswalda nabierze wręcz metafizycznego wydźwięku, a nadnaturalne zjawiska nie pozwolą postawić jej na półce obok typowych kryminałów. Którąkolwiek z opcji Czytelnik wybierze, kolejne śledztwo, a właściwie śledztwa inspektora McLeana z pewnością go nie zawiodą.

Są trupy, jest tajemniczy seryjny morderca i książka, której moc trudno ogarnąć komuś stąpającemu twardo po ziemi. Oswald pisze w przystępny, acz typowo męski sposób, więc nie brak wulgaryzmów, jednak nie przesadzono z ich ilością. Świetną zabawę daje możliwość przeprowadzenia własnego śledztwa, bo chociaż przez większość powieści śledzimy kroki McLeana, to pojawiają się fragmenty z mordercą w roli głównej - kim jednak on jest, pozostaje tajemnicą. Co prawda rozwiązanie zagadki nie jest bardzo oczywiste, z łatwością jednak kilka rozdziałów zanim odkryto tożsamość psychopaty obstawiłam prawidłową osobę. Kryminał kończy się logicznie, watki są domknięte, a McLean ubiera kilt i w ostatniej scenie sprawia, że temat Księgi dusz powraca. I dalej się zastanawiam, czy zaprzeczyć, czy potwierdzić...



Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...