Gdy masz naście lat i setki faktów w małym palcu, a jedyne, co być robiła, to czytała kolejne książki i kupowała podręczniki, zostanie nagle modelką może troooszkę zmienić twoje życie. Ale jeśli ten cały modeling pomoże ci przeżyć podróż życia do Japonii - Kraju Kwitnącej Wiśni, ojczyzny mang i sushi, mekki geeków - to nie może być taki zły, prawda? I nie jest zły, chyba że jesteś chodzącą katastrofą.
A
Harriet taką katastrofą jest. I to rudą. Z własnym, prywatnym,
licencjonowanym stalkerem. Moc przyciągania kłopotów nie opuszcza
jej nawet, gdy ląduje w Tokio, gdzie jest ma pozować w kolejnej
sesji Yuki Ito. Każdy dzień przynosi nowe przygody: martwe ryby,
ogromne karaluchy, byłego chłopaka, szpilki na ringu... Ale
przecież nikt nie powiedział, że życie modelki jest łatwe!
Geek
girl dla starszych czytelników może wydawać się
absurdalną lekturą - taką przeznaczoną wyłącznie dla młodszej młodzieży, o
przygodach piętnastolatki w wielkim świecie. Holly Smale bardzo
wyolbrzymia całą modelingową karierę Harriet. Autorka zna się na
rzeczy, sama będąc taką modelką z przypadku, ale Japońska
katastrofa to karykaturalne momentami przedstawienie bycia
modelką - trochę takie nierealne, a trochę wzięte z
rzeczywistości i pomnożone parę razy. Daje to bardzo zabawne
sytuacje, jednak gdy chwilę się pomyśli, to te sytuacje muszą być
zmorą wszystkich pracowników pracujących przy takich kampaniach.
Nastrój każe mi dalej snuć poważniejsze rozmyślania, ale to przecież książka napisana, by bawić, i rzeczywiście - bawi. Starcie świata mody z umysłem geeka jest sympatycznym wątkiem: z jednej strony Harriet dzielnie pozuje z pomalowaną na złoto twarzą, albo udaje zapaśnika sumo, albo siedzi w małym szklanych pudełku, a z drugiej strony wszystko widzi nie jak dziewczyna modą się interesująca. Mając sesję wśród automatów z grami, zachwyca się grami, a nie koronkową, różową, kawaii sukienką. Mieszkając z innymi młodymi modelkami, nie rozmawia o najlepszym balsamie do ciała i odżywkach, tylko zasypuje je niekoniecznie użytecznymi faktami dotyczącymi wszystkiego.
Całkowicie
rozumiem Harriet, zwłaszcza tę Harriet po wylądowaniu w Japonii.
Też byłabym zachwycona miejscami wcale niezwiązanymi z modą, i
pewnie z chęcią poszłabym na przykład do muzeum i fascynowała
się miejscem, gdzie powstało Studio Ghibli! Japonia staje się
jednym z bohaterów tej książki: sporo informacji o stolicy i
opisów tego, jak Harriet widzi to pełne ludzi miasto, a sama sesja
zdjęciowa, czyli główny watek powieści, ma na celu obalenie
stereotypów dotyczących Japończyków. Holly Smale połączyła
więc przyjemne z pożytecznym: zabawną komedię i całkiem
racjonalne spojrzenie na to, jak inni postrzegają japońską
kulturę.
Jeśli
masz piętnaście lat, pożerasz książki i odpowiednio często
odwiedzasz strony z bezużyteczną wiedzą, to z pewnością
utożsamisz się z Harriet. Będąc prawie pełnoletnią, raczej nie
zaliczam się do grupy docelowej - jednak Japońską
katastrofę naprawdę polubiłam. Czytałam z pobłażliwym
uśmiechem, będąc rozczulona wielkimi problemami Harriet -
karaluchami, szpilkami na ringu i nieciekawą sytuacją z chłopakiem.
Przesympatyczna - tak jednym słowem mogłabym określić Geek girl.
Dla
młodszych czytelników lektura perfekcyjna na wakacje. Z pewnością
wciągnie ich ta komedia omyłek pełna ciekawych - acz
bezużytecznych - faktów, a dla starszych czytelników, którzy
w Geek girl znajdą chwilę zapomnienia i naprawdę
lekką, sympatyczną lekturę - jest całkiem sporo nawiązań do
literatury, filmów i najważniejsze - to, jak małe,
piętnastoletnie, przestraszone rude coś widzi Tokio i straszny
świat mody.
I
nigdy nie wchodźcie w szpilkach na ring!
Za geekową przygodę dziękuję Jaguarowi! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz