...
jak go malują. Chociaż jeśli za tytułowego, frazeologicznego
diabła uznamy osobę czytającą książkę w jakimkolwiek
publicznym miejscu, to zastanawiam się, czemu jeszcze nie została
ona obficie oblana wodą święconą i wyegzorcyzmowana w każdy
możliwy sposób. Dobra, generalizuję, nie zawsze i nie każdy
na widok czytania czegoś, co ma więcej niż sto czterdzieści
znaków albo co nie jest krótkim pseudo-artykułem o kolejnym
dziecku jakiejś tam znanej celebrytki rzuca zdumione spojrzenia,
jakby osoba czytająca książkę – o mój Boże, o zgrozo,
i to bez obrazków! – była uciekinierem z psychiatryka. I to
nie z byle psychiatryka, tylko od razu z Bedlam.
Co
mnie cieszy, spotykam więcej takich świrów jak ja w autobusach.
Wyciąganie jednotomowego wydania Władcy pierścieni
Tolkiena w zatłoczonym środku komunikacji miejskiej to dość
zabawny widok, którego byłam świadkiem. A jeszcze
zabawniejsze są te spojrzenia na tak wielką, grubą cegiełkę
trzymaną w dłoniach Czytelnika – on przeczyta tyle literek, nie
do uwierzenia!
Dlaczego
ludzie reagują alergicznie na czytanie?
Powtarzam:
trochę generalizuję. Bo wiecie, są ludzie i ludzie, są
mole książkowi i... nie-mole książkowi, i chociaż ja
się skłaniam ku molom, to przecież nie-mole nie są gorsi. I nie
wszyscy reagują alergicznie. Jednak bycie obrzuconą niezliczoną
ilością dziwnych spojrzeń, bo siedziałam na murku i czytałam
Kąpiąc lwa Jonathana Carolla w oczekiwaniu na
spóźniający się autobus, nie było miłym przeżyciem. Nie
zrobiłam nic dziwnego, siedziałam tylko z nosem w książce,
a patrzono na mnie, jakbym była duchem lewitującym nad ziemią
(nie lewitowałam, sprawdziłam). Z książkami czytanymi publicznie
i przyznawaniem się do czytania takiej-a-takiej książki jest
trochę jak z disco polo – za Chiny Ludowe nie powiesz, że lubisz
Boys, ale jak przyjdzie co do czego, zaczniesz śpiewać niech
żyje wolnooość! Z niektórymi pozycjami strach wyjść do
ludzi, bo bądźmy szczerzy, już teraz jesteśmy biczowani za to, że
wyglądamy inaczej, zachowujemy się inaczej, jesteśmy inni. A teraz
weźcie 50 twarzy Greya i spróbujcie poczytać
w otoczeniu młodzieży gimnazjalnej. Gwarantuję niezapomniane
komentarze, kiedy zobaczą, co to za książka.
Smutno
się robi, bo takie sytuacje sprawiają, że potem już wolimy nie
ryzykować czytania wśród ludzi. A ja na przykład lubię
obserwować, kto co czyta, podglądać tytuł czy czytać przez
ramię. Kiedyś przez dziesięć minut z koleżanką czytałyśmy
pewną książkę o nieznanym nam jeszcze tytule przez ramię
może dwunastoletniego chłopaka. To była Ania z Zielonego Wzgórza
– chociaż czytałam, wtedy jakoś nie wpadła mi do głowy!
Kiedy np. widzę w szkole, jak ktoś czyta na korytarzu, to od razu idę podpatrzeć tytuł : )
OdpowiedzUsuńLudzie strasznie reagują na osobę, która czyta. Ale cóż, nie każdy może lubić książki :)
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Nie muszą lubić książek, wystarczy, że je szanują. :)
UsuńHmmm... Piszesz o zjawisku właściwie całkowicie mi obcym - również dość często widuję ludzi czytających np. w autobusie, sama nie rzadko czytam w miejscach publicznych (chociaż głównie na czytniku - nie chce mi się taszczyć wszędzie ze sobą grubych tomisk, a nawet w wypadku cienkich książeczek boję się, że się poniszczą), ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek ostracyzmem z tego powodu. Spojrzenia, jeśli się zdarzają, to raczej zaciekawione, nigdy nie potępiające albo sugerujące, że czytanie wśród ludzi czyni ze mnie lub innej czytającej osoby dziwaka. Może to kwestia miasta/regionu, że u mnie jest inaczej? Możliwe też, że trochę źle to interpretujesz - może te spojrzenia wcale nie są karcące, a właśnie pochodzą od innych moli książkowych, którzy są ciekawi co akurat czytasz albo zazdroszczą, bo im się książka nie zmieściła w torebce i teraz się nudzą, a też by poczytali, tak jak ty? ;)
OdpowiedzUsuńMożliwe. Zawsze mam problemy z interpretowaniem wierszy, a spojrzeń ludzkich tym bardziej. :) Nie mniej jednak typowo zdziwione od zaciekawionego odróżniam w stopniu... dość dobrym. Może to kwestia regionu, albo takiej a nie innej sytuacji, przypadek, los, fatum - kto wie? :D
UsuńUśmiałam się, dzięki za poprawę humoru. ;) W piątek wzięłam książkę do szkoły, bo mieliśmy jechać do Lublina na pokazy chemiczne, więc pomyślałam, że poczytam w busie. Ale że książka mnie zaciekawiła, to wyciągnęłam ją na korytarzu. Poczułam się dziwnie przez osoby obrzucające mnie zdumionymi spojrzeniami. Nie wiem tyko, czy robiły to dlatego, że jak odludek siedziałam i czytałam, zamiast gadać z przyjaciółmi (ale hej, akurat nie miałam ochoty), czy właśnie przez to, że w ogóle czytałam. Ja w każdym razie, kiedy widzę, że ktoś z moich znajomych czyta książkę, to od razu do niego przylatuję. A do chłopaka, który czytałby 'Wiedźmina" w autobusie zagadałabym na pewno. ;)
OdpowiedzUsuńA proszę bardzo :)
UsuńMiałam podejść, ale tłum ludzi ściśniętych niczym sardynki w puszce skutecznie mi to uniemożliwił. ;_;
Bardzo fajny tekst. Ja w miejscach publicznych czytam rzadko: autobusami jeżdżę zaledwie kilka razy w miesiącu, w aucie nie umiem, gdy na coś/kogoś czekam, to wolę wyciągnąć słuchawki, podpiąć je do telefonu i posłuchać muzyki, bo książkę mogę poczytać w domu. Często nie mam gdzie z nią usiąść, a zazwyczaj nawet gdzie włożyć - jeśli nie mam przy sobie szkolnego plecaka, to jest ciężko, bo nie lubię chodzić z reklamówkami lub po prostu nosić jej w ręce, zwłaszcza jak mam do odwiedzenia kilka sklepów lub miejsc. Ale jak już gdzieś biorę torbę na ramię, to wpakuję tam coś do czytania, a nuż widelec nadarzy się okazja do przewrócenia chociażby kilku stron. Tylko, jak pisałaś, to zależy od książki, którą aktualnie czytam - jeśli mogę narazić się na wyjątkowo dziwne spojrzenia lub posiniaczyć stopę, to wolę sobie odpuścić. Ale czytających ludzi bardzo lubię i zawsze ukradkiem staram się poznać tytuł lub autora - pytać jednak o czytane pozycje przestałem, odkąd 2 razy taka osoba pokazała mi okładkę "50 twarzy Greya"... Trochę niezręczne sytuacje, no wiesz. ^^ Raz było dość śmiesznie, bo w autobusie jakaś dziewczyna trzymała książkę, popatrzyła na kartkę chwilę, dwie i nagle, gwałtownie odwracała głowę i oglądała krajobraz/sufit/swoje nogi/innych ludzi, po czym wracała do "lektury" i znowu robiła przegląd otoczenia. Z kolegą płakaliśmy ze śmiechu. :D Ale to tylko taka pojedyncza sytuacja, ogólnie bardzo lubię, gdy ktoś czyta w miejscach publicznych - jak już mówiłem. :) Zawsze fajniej zobaczyć kogoś z książką w ręce (zwłaszcza w moim, młodym wieku) niż z papierosem - ból polega na tym, że książkę trzeba czytać, a papierosa wystarczy zapalić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
R
Ja uważam, że to super, że ludzie czytają w podróży - choć ostatnio nie widzę czytających zbyt często w komunikacji miejskiej.
OdpowiedzUsuń