Po
sześciu latach, które na szczęście dla mnie były kilkoma
miesiącami, bohaterowie Dożywocia powracają w Sile niższej.
Wszyscy zawsze mówimy o sile wyższej, ale to ta niższa beztrosko
rozpanoszyła się wszędzie, chociaż nawet nie dostrzegamy, jak
wiąże nam sznurówki i pląta kabelek słuchawek w kieszeni. Ta
siła właśnie gra pierwsze skrzypce w kontynuacji Dożywocia.
Miałam
takie dzikie postanowienie, że napiszę ładną, merytoryczną
recenzję i nie dam głupawce polekturowej przejąć władzy. Miałam.
Z drugiej strony, Siła niższa miała być kochaną, przytulną
historią, którą tylko przeczytam i która tylko mnie rozbawi.
Tymczasem płakałam ze śmiechu, wzruszyłam się, spaliłam
bułeczki cynamonowe i zapomniałam nakarmić kota, co dogłębnie
(dokrwiście?) dał mi znać. A nazywa się Licho, ale uroku Licha z
Siły niższej nie ma w sobie za grosz.
Jakoś
nie widzi mi się analiza i rozbieranie na części pierwsze Siły
niższej, bo książka nie pasuje mi do tonu moich recenzji. Dlatego dzisiaj
inaczej. Przedstawiam Państwu plejadę najcudowniejszych bohaterów
pod słońcem i księżycem, wcale-nie-uciekinierów-z-psychiatryka,
najlepszych z najlepszych, którzy odpowiedzą na pytanie: dlaczego
warto sięgnąć po Siłę niższą już-teraz-natychmiast, a nie na
przykład jutro. Jutro dopuszczalne tylko wtedy, kiedy
już-teraz-natychmiast sięga się po pierwszy tom, Dożywocie.
Konrad
Romańczuk – główny bohater; dostaje spadek z dożywociem w
postaci zbyt wielu żywych i martwych istot. W Sile niższej wraz z
całą zwariowaną rodzinką (czyli aniołem, kotem, utopcami i
przedwiecznym) udaje się do nowej rezydencji w mieście, gdzie
wszystko sprzymierzy się, by oszalał i trafił do psychiatryka.
„Dlaczego warto przeczytać Siłę niższą? Bo to najlepsze ostrzeżenie przed przyjmowaniem spadku. Jeśli tylko gdziekolwiek usłyszycie o dożywociu, uciekajcie, jeśli wasze zdrowie psychiczne wam miłe.”
Licho
– aniołek z alergią na pierze. Najurokliwsze stworzenie na
świecie, sakralizujące chemię gospodarczą i sprzątające
wszystko, co się nawinie pod łapki. Chodzi w różowych bamboszach.
„Jeszcze nie przeczytałom, alleluja, ale na pewno warto. Apsik!”
Tsadkiel -- anioł stróż numer dwa, w żadnym calu nie podobny do cudownego Licha; lubi marudzić i wypominać reszcie domowników gluten.
„A po co? Żeby czytać, jak mnie upokarzano tym krojeniem w kosteczki trzy po trzy? Żeby czytać o tym, jak Konradowi na głowę spada kolejny niepotrzebny anioł stróż, tylko nie ma różowych bamboszków? Żeby popłakać się ze śmiechu i zasmarkać? Zarazki, fuj.”
Turu -- wiking z krwi i kości; jego hobby to rzeźbienie w drewnie (m.in. figurek, które potem sprzedaje przed cmentarzem). Ma czepek w kaczuszki, słabość do Licha i czasem za bardzo zezuje na Carmillę.
„Bo to dobra reklama mojego biznesu. Zapraszam serdecznie, tanio!, zafrasowane Jezuski, zezowate aniołki, grzechotki typu Mjølnir, kołyski w kształcie drakkarów; wszystko ręcznie rzeźbione w drewnie!…A, że o książce, tak?”
Zmora -- kot. Koci kot. Pojawia się i znika.
„Miau.”
Carmilla -- wydawca konradowych książek, reduktor przydawek, krytyk, armagedon i czterej jeźdźcy apokalipsy w jednej osobie.
„Bo to fantastyczna powieść przygodowa, z wachlarzem cudownych bohaterów (na czele ze mną), oczywiście pod znakomitą redakcją (tym razem nie mną); niby obyczajowa, o codziennym życiu, ale przysięgam, z tą gromadą pod jednym dachem nic nie jest normalne!
No i zredukowali przydawki, nie mogłam tego nie zauważyć!”
Krakers
– monstrualny przedwieczny, naczelny kucharz rodziny, chwilowo na
ulopie.
(podaje ciasteczka)
Czy warto sięgać po kontynuację? Jeśli poznaliście już Konrada i ferajnę, to wiecie, że tak; jeśli nie, a zaintrygowało was -- zapraszam do recenzji Dożywocia, czyli tomu pierwszego. W bardziej tradycyjnej formie.
Dyskretnie też przypominam,
że nadchodzą Święta i należałoby zdradzić Mikołajowi, co się
chce dostać. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz