Zawsze
utożsamiałam zakończenia z efektownością, musiały być z
przytupem, takie, bym nie mogła się otrząsnąć. Z pewnością
znacie to uczucie zakończenia lektury pewnej serii, kiedy ostatni
tom pozostawia po sobie ślad w pamięci – to właściwie on
decyduje o wrażeniu, jakie pozostawi cała seria. Katie Alender
stworzyła całkiem dobrą serię dla młodzieży z elementami
horroru, ale w trzeciej, finałowej już części, niestety
przesadziła z kreacją Alexis Warren (swoją drogą, mam wrażenie,
że nazwisko Warren jest nieprzypadkowe) – po tylu problemach i
nadnaturalnych ekscesach powinna cokolwiek mieć w głowie. A nie ma,
co minimalnie rzutuje na odbiór całości.
Wszystko
zakończyło się dobrze, mogłoby się wydawać – jednak po
ostatniej... przygodzie, z której nie wszyscy wyszli cało, Alexis
została pamiątka w postaci wyczulenia zmysłów na istoty
nadprzyrodzone. Widzi duchy. Słyszy je. Świat jeszcze nigdy nie był
tak przerażający, a na dodatek duch Lydii, zmarłej dawnej znajomej
Alexis, nawiedza ją systematycznie, oskarżając o spowodowanie
swojej śmierci. Jakby tego było mało, coś nadprzyrodzonego sieje
zamęt – Lex jest pewna, że to Lydia mści się na dziewczynach,
kiedy pierwszy raz słyszy o zaginięciu. Jednak sprawa nie jest tak
prosta i nie chodzi tutaj po prostu o ducha pragnącego wendety...
Pierwsza
część rzeczywiście jeżyła włosy na rękach, druga – już
tylko straszyła z nazwy, bo sekta i opętanie nie były
przerażającymi elementami fabuły. Bardziej martwa być nie może
znajduje się gdzieś pośrodku; są momenty, w których wrażliwe
osoby mogą poczuć się, jak podczas czytania horroru z krwi i
kości, ale w poza tym trudno się przestraszyć. Katie Alender
zgrabnie wije akcję wokół sedna problemu, nie zdradzając od razu,
o co tak naprawdę chodzi. To wraz z Alexis dowiadujemy się, z jak
ogromnym niebezpieczeństwem ma do czynienia. Autorka po raz kolejny
wplotła ciekawy wątek nadprzyrodzony, nie powtarzając fabuły
poprzednich części, a więc nie uciekając w schematy. Każdy tom
to inna historia, której centrum zawsze jest Alexis Warren.
Jednak
to wciąż powieść młodzieżowa tylko z elementami horroru. Pomimo
że na pierwszym planie mamy wątek mściwej zjawy, to zaraz za nim
pojawiają się typowe nastoletnie elementy fabuły: problemy z
rodzicami czy chłopakiem i, przede wszystkim to, co zawodzi mnie za
każdym razem w tego typu powieściach, upór w rozwiązywaniu
problemów samemu.
Bardziej
martwa być nie może to ciekawa, acz typowa powieść
młodzieżowa, z nietypowymi elementami nadprzyrodzonymi. Myślę, że
oceniłabym finał lepiej, gdyby Alexis, wreszcie nauczona na swoich
błędach, w końcu poprosiła o pomoc w rozwiązaniu kolejnego
duchowego problemu (i jak niebezpiecznego nie tylko dla niej, ale i
dla innych!). Chociaż wtedy, jak przypuszczam, finał byłby mniej
widowiskowy, książka krótsza, a i nie polałaby się krew. Lekki
zawód tym elementem wcale jednak nie sprawił, że całkowicie
przekreślam serię – jest i miła i przyjemna pomimo tematyki,
jaką podejmuję, i z pewnością niejednej osobie przypadnie do
gustu. Wieczory w końcu długie, trzeba mieć pod ręką takie
proste i wciągające książki.
Recenzja
we współpracy z wydawnictwem Feeria
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz