poniedziałek, 7 listopada 2016

„Harry Potter i przeklęte dziecko” John Tiffany, Jack Thorne


Nie mam do młodego czarodziejka tak ogromnego sentymentu jak osoby, które z Harrym dorastały i co roku czekały na empikowe premiery kolejnych tomów o północy. Serię J.K. Rowling przeczytałam w ciągu dwóch czy trzech tygodni, kiedy całość była już wydana, ale mimo to wsiąknęłam na dobre w czarodziejski świat, tak bardzo, że zapuściłam tam korzenie i nie mam w planach wycofania się. Czytywałam w tamtym okresie dużo fanfiction, opowiadań pisanych przez fanów Harry'ego, dlatego też, kiedy o „ósmym” tomie mówiono jak o fanfiction (bynajmniej nie w pozytywnym sensie), ja się cieszyłam: w końcu tyle świetnych historii wyszło spod piór fanów, tyle opowiadań kontynuujących tę atmosferę magii i nietypowy klimat... Nie mogło być tak źle, prawda?

I rzeczywiście nie było. Harry Potter i przeklęte dziecko to wydany scenariusz sztuki teatralnej wystawianej w Londynie od lipca tego roku. Cały świat oszalał na wieść o powrocie ukochanego czarodzieja, nieważne, w jakiej formie. Cała historia kręci się wokół Albusa i jego ojca, Harry'ego – nie rozumieją się najlepiej, ich relacja jest bardzo chłodna. Podczas gdy Albus trafia do Hogwartu i musi zmierzyć się z popularnością swojego ojca i zacząć dokonywać własnych wyborów, Harry podskórnie czuje, że zbliża się coś bardzo złego. Coś, czego nie wyczuwał od prawie dwudziestu lat. Cudem ocalony zmieniacz czasu tylko bardziej komplikuję całą sytuację.

Zacznijmy od pozytywnych akcentów: jestem szczęśliwa, że potterowy szał ogarnął wszystkich. Ominął mnie kilka dobrych lat temu i w końcu mogłam w tym szale uczestniczyć. To cudowne, ile radości może dać jedna niepozorna książka. Harry Potter i przeklęte dziecko to powrót do naszych ulubionych postaci, do znanych nam miejsc i zakątków. Pomimo bycia zapisem dialogów ze znikomymi didaskaliami, czyta się błyskawicznie, umysł sam podpowiada scenerię i wygląd postaci (w większości przecież nam znanych) i po prostu ucisza tę ciekawość dotyczącą losów bohaterów po epilogu siódmego tomu.

Pierwszy problem miałam z postaciami i ich niekonsekwencją. W jednym z wywiadów Rowling z dezaprobatą wyraziła się o fankach Draco Malfoya, jako że miał on być postacią stricte negatywną. Nie widać tego w Harrym Potterze i przeklętym dziecku, wręcz przeciwnie – pokazano go jako biednego, zmagającego się z przeszłością, dobrego ojca. Bardzo polubiłam to wyobrażenie, nie zmienia to jednak faktu, że konsultacji z J.K. Rowling nie był wiele. Podobna sytuacja ma się z Severusem Snapem, który – nie wierzę, nie uwierzę! – nigdy nie wypowiedziałby podobnych słów. Raczej zgryźliwy, wredny, chamski komentarz.

Z trójką głównych bohaterów poprzednich siedmiu tomów nie postarano się, choć doceniam chęć pokazania ich nie do końca szczęśliwego zakończenia i tego, że mają zwyczajne, codzienne problemy. Mam wrażenie, iż uznano, że przecież ich znamy, po co więc bardziej ich pogłębić? Po macoszemu potraktowano Rona czy Hermionę, skupiając się jedynie na Harry'm.

Fabuła Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka pozostawia wiele do życzenia – i tu nie obyło się bez wpadek. Marudzić będę, że brakuje mi opisów, które wprowadzały najwięcej magii w siedmioksięgu, ale to tylko moje narzekanie – ich brak jest całkowicie zasadny, chociaż autorzy na potrzeby książkowej wersji sztuki mogliby poprawić didaskalia, lepiej opisując miejsca, których nie znamy z tej właściwej serii. Znieczulona wieloma latami czytania setek fanfiction, dopiero po lekturze zrozumiałam, że jest dla mnie za dużo wszystkiego – zupełnie jakby twórcy chcieli wrzucić jak najwięcej motywów (izolacja, ostracyzm, relacja ojciec – syn, powrót Voldemorta, przyjaźń z synem „wroga”, podróże w czasie i efekt motyla), co rzutuje na odbiór fabuły. Jest chaotyczna. Nagle całkowicie zmienia się wątek, mimo że nie ma kolejnej sceny. I ciężko to wszystko w trakcie lektury ogarnąć całościowo.

Narzekam i narzekam, bo rzeczywiście Harry Potter i przeklęte dziecko to mocno średnia książka. Jednak przyjemnie się ją czytało, bardzo szybko z powodu samych właściwie dialogów, nie zwracając uwagi na niektóre niespójności, które są w każdej książce o podróżowaniu w czasie (a ja bardzo ten temat lubię). Może znieczuliłam się wcześniejszym czytaniem fanfiction, że z tak naciąganej fabuły wynoszę dużo przyjemności, ale to Harry Potter. To kolejny odjazd Hogwart Expressu w kierunku Hogwartu. I tym razem już ostatni.

Czy polecam? Przeczytać, tak – każdemu fanowi młodego czarodzieja. Bo coś wnosi, bo to kolejna wizja tego, co się działo po epilogu, bo a nuż będzie się w Londynie i wybierze na sztukę do teatru. Ale nie kupujcie – wypożyczcie z biblioteki, pożyczcie od znajomych. Chyba nie warto wydawać tyle pieniędzy na wydane fanfiction. Moje będzie stało na półce, bo mam sentyment, ale nie wszyscy mają. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...