Nie
mam do młodego czarodziejka tak ogromnego sentymentu jak osoby,
które z Harrym dorastały i co roku czekały na empikowe premiery
kolejnych tomów o północy. Serię J.K. Rowling przeczytałam w
ciągu dwóch czy trzech tygodni, kiedy całość była już wydana,
ale mimo to wsiąknęłam na dobre w czarodziejski świat, tak
bardzo, że zapuściłam tam korzenie i nie mam w planach wycofania
się. Czytywałam w tamtym okresie dużo fanfiction, opowiadań
pisanych przez fanów Harry'ego, dlatego też, kiedy o „ósmym”
tomie mówiono jak o fanfiction (bynajmniej nie w pozytywnym sensie),
ja się cieszyłam: w końcu tyle świetnych historii wyszło spod
piór fanów, tyle opowiadań kontynuujących tę atmosferę magii i
nietypowy klimat... Nie mogło być tak źle, prawda?
I
rzeczywiście nie było. Harry Potter i przeklęte dziecko to
wydany scenariusz sztuki teatralnej wystawianej w Londynie od lipca
tego roku. Cały świat oszalał na wieść o powrocie ukochanego
czarodzieja, nieważne, w jakiej formie. Cała historia kręci się
wokół Albusa i jego ojca, Harry'ego – nie rozumieją się
najlepiej, ich relacja jest bardzo chłodna. Podczas gdy Albus trafia
do Hogwartu i musi zmierzyć się z popularnością swojego ojca i
zacząć dokonywać własnych wyborów, Harry podskórnie czuje, że
zbliża się coś bardzo złego. Coś, czego nie wyczuwał od prawie
dwudziestu lat. Cudem ocalony zmieniacz czasu tylko bardziej
komplikuję całą sytuację.
Zacznijmy
od pozytywnych akcentów: jestem szczęśliwa, że potterowy szał
ogarnął wszystkich. Ominął mnie kilka dobrych lat temu i w końcu
mogłam w tym szale uczestniczyć. To cudowne, ile radości może dać
jedna niepozorna książka. Harry Potter i przeklęte dziecko
to powrót do naszych ulubionych postaci, do znanych nam miejsc i
zakątków. Pomimo bycia zapisem dialogów ze znikomymi didaskaliami,
czyta się błyskawicznie, umysł sam podpowiada scenerię i wygląd
postaci (w większości przecież nam znanych) i po prostu ucisza tę
ciekawość dotyczącą losów bohaterów po epilogu siódmego tomu.
Pierwszy
problem miałam z postaciami i ich niekonsekwencją. W jednym z
wywiadów Rowling z dezaprobatą wyraziła się o fankach Draco
Malfoya, jako że miał on być postacią stricte negatywną. Nie
widać tego w Harrym Potterze i przeklętym dziecku, wręcz
przeciwnie – pokazano go jako biednego, zmagającego się z
przeszłością, dobrego ojca. Bardzo polubiłam to wyobrażenie, nie
zmienia to jednak faktu, że konsultacji z J.K. Rowling nie był
wiele. Podobna sytuacja ma się z Severusem Snapem, który – nie
wierzę, nie uwierzę! – nigdy nie wypowiedziałby podobnych słów.
Raczej zgryźliwy, wredny, chamski komentarz.
Z
trójką głównych bohaterów poprzednich siedmiu tomów nie
postarano się, choć doceniam chęć pokazania ich nie do końca
szczęśliwego zakończenia i tego, że mają zwyczajne, codzienne
problemy. Mam wrażenie, iż uznano, że przecież ich znamy, po co
więc bardziej ich pogłębić? Po macoszemu potraktowano Rona czy
Hermionę, skupiając się jedynie na Harry'm.
Fabuła
Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka pozostawia wiele do
życzenia – i tu nie obyło się bez wpadek. Marudzić będę, że
brakuje mi opisów, które wprowadzały najwięcej magii w
siedmioksięgu, ale to tylko moje narzekanie – ich brak jest
całkowicie zasadny, chociaż autorzy na potrzeby książkowej wersji
sztuki mogliby poprawić didaskalia, lepiej opisując miejsca,
których nie znamy z tej właściwej serii. Znieczulona wieloma
latami czytania setek fanfiction, dopiero po lekturze zrozumiałam,
że jest dla mnie za dużo wszystkiego – zupełnie jakby twórcy
chcieli wrzucić jak najwięcej motywów (izolacja, ostracyzm,
relacja ojciec – syn, powrót Voldemorta, przyjaźń z synem
„wroga”, podróże w czasie i efekt motyla), co rzutuje na odbiór
fabuły. Jest chaotyczna. Nagle całkowicie zmienia się wątek, mimo
że nie ma kolejnej sceny. I ciężko to wszystko w trakcie lektury
ogarnąć całościowo.
Narzekam
i narzekam, bo rzeczywiście Harry Potter i przeklęte dziecko to
mocno średnia książka. Jednak przyjemnie się ją czytało, bardzo
szybko z powodu samych właściwie dialogów, nie zwracając uwagi na
niektóre niespójności, które są w każdej książce o
podróżowaniu w czasie (a ja bardzo ten temat lubię). Może
znieczuliłam się wcześniejszym czytaniem fanfiction, że z tak
naciąganej fabuły wynoszę dużo przyjemności, ale to Harry
Potter. To kolejny odjazd Hogwart Expressu w kierunku Hogwartu. I tym
razem już ostatni.
Czy
polecam? Przeczytać, tak – każdemu fanowi młodego czarodzieja.
Bo coś wnosi, bo to kolejna wizja tego, co się działo po epilogu,
bo a nuż będzie się w Londynie i wybierze na sztukę do teatru.
Ale nie kupujcie – wypożyczcie z biblioteki, pożyczcie od
znajomych. Chyba nie warto wydawać tyle pieniędzy na wydane
fanfiction. Moje będzie stało na półce, bo mam sentyment, ale nie
wszyscy mają. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz