poniedziałek, 31 października 2016

„Cinder” Marissa Meyer

Każdy z nas zna tę baśń – dawno, dawno temu, za górami, za lasami, mieszkała na wsi zamożna wdowa, mająca dwie córki i pasierbicę. Historię Kopciuszka opowiadano już na tysiąc różnych sposobów, a we wszystkich wersjach przewija się ten sam, najważniejszy motyw: bycie dobrym i pracowitym popłaca, czeka na nas za to nagroda, choćby było bardzo źle. Nie dziwię się, czemu właśnie tę baśń Marissa Meyer wybrała jako podstawę swojej powieść – obok Śpiącej Królewny i Królewny Śnieżki, to jedna z najbardziej znanych i opowiadanych na nowo baśni.

Cinder mieszka w Pekinie, w świecie po IV wojnie światowej, świecie spustoszonym zabójczą, zakaźną chorobą, która swoje żniwo zbiera wśród wszystkich: zarówno zwykłych mieszkańców, jak i rządzących, nie oszczędzając nawet cesarza. Cinder nie jest zwykłą dziewczyną – jej ciało to również metal, a cyborgi uznawane są za obywateli drugiej kategorii. Pomiatana i zmuszona do bycia jedynym źródłem utrzymania swojej rodziny – macochy i dwóch sióstr, które, co ciekawe, nie są tak zapatrzone w siebie jak te baśniowe, pracuje na targu jako mechanik. A smykałkę do napraw ma od zawsze, mimo że nie pamięta swojej przeszłości. Pewnego dnia, jak zwykle to bywa, nic nie wskazywało na to, że jej stoisko odwiedzi następca cesarskiego tronu i poprosi o naprawę androida, tym samym wplątując Cinder w sam środek wielkiej intrygi, która zaważy o losach świata.

Nie brak też balu, który w baśni o Kopciuszku gra dużą rolę, oraz nieodłącznych problemów z obuwiem... a raczej stopą. Marissa Meyer w Cinder umieściła wiele detali będących odwołaniami do klasycznej baśni, ale tak je przeinaczyła, że to zupełnie inna, nieszablonowa powieść, choć trochę elementów zaskoczenia mi zabrakło. Bo mimo całej oryginalności historii i świeżego, ciekawego spojrzenia na historię Kopciuszka (Kopciuszek-cyborg!), to łatwo domyśliłam się pewnych rozwiązań fabularnych – i to dość ważnych, rzutujących na dalsze wydarzenia.

Pomimo to, Cinder czyta się błyskawicznie. Lekkie pióro Marissy Meyer sprawia, że trudno się oderwać i zwracać uwagę na to, kiedy się kończy, a kiedy zaczyna kolejny rozdział. Zachwyca też sam pomysł na połączenie toposu z baśni z dystopijnym, zniszczonym wojną i plagą światem, w którym rozgrywają się opisywane wydarzenia. To nie cukierkowa historyjka kończąca się ślubem i żyli długo i szczęśliwie – tej części z baśni Meyer nie zaczerpnęła, wskazują też na to kolejne tomy, które mam nadzieję będą niedługo wydane...


Pierwszy tom Sagi księżycowej odebrałam nad wyraz pozytywnie. Marrisa Meyer zadbała o detale, sprytnie manipulowała czytelnikiem i wreszcie stworzyła świat i postaci, które ciekawią od samego początku. Liczę na rozwinięcie wątku Lunarów i potencjalnego sojuszu z nimi w kolejnych tomach, bo tylko to wydało się słabo i raczej ogólnie nakreślone, zwłaszcza ich kultura, która ciekawi mnie najbardziej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...