niedziela, 17 stycznia 2016

„Złe dziewczyny nie umierają” Katie Alender


Posiadanie pasji to coś, co nadaje życiu głębszy sens, co zajmuje czas wolny i sprawia ogromną przyjemność. Coś, o czym można mówić godzinami i się nie znudzić, a nawet nie zacząć jeszcze rozkręcać! Alexis, bohaterka powieści Katie Alender Złe dziewczyny nie umierają, kocha fotografię; posiada swoją ciemnię i za kieszonkowe kupuje drogi papier fotograficzny. Wymyka się z domu, by swoim wysłużonym aparatem robić kolejne artystyczne zdjęcia.

Jej młodsza siostra z kolei zbiera lalki – przerażające hobby, nieprawdaż? Po wejściu do pokoju Kasey w zabytkowej, starej rezydencji rzucają się w oczy tuziny lalek poupychanych na każdej możliwej powierzchni płaskiej. Ich małe, lśniące oczka śledzą każdy ruch. I to właśnie lalka jest zapalnikiem całej fabuły, początkiem przerażających wydarzeń, które mają dopiero nadejść...

Morderstwa, wnętrzności na wierzchu, litry krwi i szalony zabójca sukcesywnie zabijający kolejne ofiary – tego typu horrory nie robią na mnie żadnego wrażenia, na takie widoki i opisy jestem całkowicie odporna. Co innego jednak, gdy na scenę wkraczają moce nadprzyrodzone: duchy, zjawy, widma, widziadła, zła energia... To wywołuje we mnie niepokój. Dotychczas czytając bałam się jedynie przy lekturze powieści Stephena Kinga, nie bez powodu nazywanego Mistrzem Grozy; jeśli jednak jest coś, co może wywołać u mnie dreszcze, są to zdecydowanie zjawiska nadprzyrodzone.

Pomimo tego, co napisałam akapit wyżej, Złe dziewczyny nie umierają nie jest tak straszną powieścią, jak się może wydawać, choć dreszczyk niepokoju był obecny podczas lektury. Czytywałam straszniejsze i bardziej poruszające wyobraźnię horrory, a książka Katie Alender, przeznaczona de facto dla młodzieży, całkiem dobrze nadaje się na wprowadzenie w świat powieści grozy dla kogoś, kto boi się skoczyć na głęboką wodę przy swoim pierwszym podejściu do horroru.

Katie Alender wprowadza nas w świat opętań i złej energii, budując klimat niczym z filmowych horrorów pokroju Obecności czy Anabelle: mroczne, stare budynki z krwawą, brutalną historią, o której się nie mówi, niepokojące zdarzenia w rzeczonym domu i dziwne zachowanie młodszej siostry sprawiają, że serce może szybciej zabić, a gęsia skórka pojawić na ramionach.

Jednak nie tylko ten świat przybliża nam autorka – poznajemy również problemy, z jakimi boryka się nasza narratorka, Alexis; buntowniczy piętnastoletni umysł prawie na równi stawia opętanie, do jakiego dochodzi w jej domu, z problemami szkolnymi i miłosnymi, jedynie nieznacznie przeważają te pierwsze.

Złe dziewczyny nie umierają Katie Alender nazwałabym horrorem w wersji light, młodzieżową odmianą tego mrożącego krew w żyłach gatunku, przyjemnym i lekko napisanym, sprawiającym, że traci się poczucie czasu. Może nie przeraża tak bardzo jak normalny, pełnowymiarowy horror, a autorka nie kładzie nacisku na wątek opętania młodszej siostry, jednak lekturze towarzyszą dreszcze i nieustanne powtarzanie sobie, że to skrzypienie podłogi za drzwiami jest jedynie wytworem naszej wyobraźni.


Recenzja we współpracy z wydawnictwem Feeria.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...