czwartek, 14 stycznia 2016

Sherlock: Upiorna panna młoda (odcinek specjalny)


Arthur Conan Doyle nie stworzył pierwszego w historii literatury detektywa, ale z pewnością detektywa najpopularniejszego i najsławniejszego, którego zna każdy. Oparta na kanwie jego opowiadań i powieści współczesna wariacja na temat tego ekscentrycznego detektywa-konsultanta szybko zdobyła popularność. Dałam się wciągnąć w wir zagadek, gdzie zamiast magazynu The Strand jest blog, zamiast dorożek – taksówki, a Sherlock używa plastrów nikotynowych.

Jestem ogromną fanką serialu duetu Moffat & Gatiss i z dumą dołączyłam do fandomu, który czeka. A czeka wiecznie, jak wiadomo, czeka cały czas na kolejne sezony, by przez trzy tygodnie (lub jak w tym wypadku – jeden dzień) oglądać sobie sezon, a potem... znów czekać. Wydaje mi się, że twórcy doskonale wiedzą, jaki szał wywołał Sherlock i dlatego, by osłodzić smutne oczekiwanie na kolejny sezon, który wyjść na w styczniu 2017, wypuścili świąteczny odcinek specjalny. I rzeczywiście – osłodził mi czas wspaniale.



Upiorna panna młoda przenosi nas do XIX-wiecznego Londynu niczym z oryginalnych powieści o Sherlocku Holmesie. Jesteśmy świadkami ponownego poznania się detektywa i jego wiernego kronikarza, w podobnych okolicznościach, jedynie z ugładzonymi włosami, wielkimi wąsami i nieco elegantszym językiem. Zaraz potem fabuła przenosi się do momentu, w którym Watson i Holmes mają za sobą sporo spraw kryminalnych, Watson zdobył popularność w Strandzie i ożenił się z Mary. Sprawa, z którą przybywa do nich Lestrade, jest niezwykła, bo mamy i samobójstwo, i zmartwychwstanie, i wiele zabójstw. Sherlock Holmes nie wierzy w zmartwychwstania (oprócz swojego, oczywiście) i nie da sobie wmówić, że to robota ducha, więc rozpoczyna śledztwo.

Mam wiele do powiedzenia o tym odcinku i wprost rozpierają mnie emocje; zacznę od tego, co mi się nie podobało, żeby zakończyć pozytywnym akcentem. Wieloma pozytywnymi akcentami. Przede wszystkim sama sprawa kryminalna była odsunięta w cień niczym Mary. Teoretycznie cały odcinek skupia się na żądnej zemsty Ricoletti, która w sukni ślubnej zabija swego męża, a potem innych niewiernych, łajdackich mężczyzn, tymczasem nie o tym wydaje się ten odcinek. Skupia się raczej na relacji Holmes – Watson, na tym, jak inne postacie z współczesnego nam Sherlocka zostały zmienione na potrzeby XIX wieku i na Moriartym. Sprawę Sherlock jakby rozwiązywał obok, po drodze, jakby od niechcenia, rzucając wskazówką tu i tam, sam raczej cały czas w myślach mając Moriarty'ego i słowa swojego brata.

Przejdźmy więc do pozytywów. Upiorna panna młoda to pierwszy odcinek, który wreszcie porusza temat uzależnienia Sherlocka. Bądźmy szczerzy, Holmes, którego tak kochamy, ma wiele skaz i właśnie uzależnienie od narkotyków jest jedną z nich. Przy czym właśnie to narkotyki wydają się zapalnikiem całej fabuły. Dodatkowo pojawia się motyw listy, o którą nieraz wypytuje Mycroft, co wreszcie pokazuje relacje między braćmi nieco inną niż wcześniej – brak tu konkurencji i skakania sobie do gardeł, jest za to troska.

To najbardziej klimatyczny odcinek ze wszystkich, choć trochę drwiący sobie z gotyku i tych wszystkich mrocznych zagadek z duchami. XIX-wieczny Londyn jako tło akcji sprawdza się znakomicie, dla mnie to najlepsze czasy, uwielbiam oglądać mężczyzn we frakach i kobiety w pięknych sukniach. Dodatkowo, obowiązkowo pojawia się willa przypominająca gotycki pałacyk, w którym pojawia się rzekomy duch panny młodej, nie brak też wszechobecnej mgły w ciemną noc. Fakt racjonalnego wytłumaczenia tej sprawy nie zmienia tego, że Sherlock i Watson są stworzeni do takich klimatów, trochę poważniejszych, ale swoją powagą raczej bawiących.

Bawią się również twórcy serialu, na każdym kroku rzucając nawiązania do zwyczajnej serii, do współczesności (Sherlock we fraku mówiący o wirusie komputerowym!), do wcześniejszych spraw. Nie brak oczywiście mieszania widzom w głowach, bo Upiornej panny młodej nie można obejrzeć bez ciągłego rozmyślania o zakończeniu sezonu trzeciego i Moriartym, który kradnie każdą z niewielu scen, w których się pojawia. Wydaje się, że Moffat i Gatiss dają widzom szansę na samodzielne dedukowanie zagadki związanej z pojawieniem się Mortiaty'ego na wszystkich ekranach w Anglii, bo sama sprawa kryminalna z Upiorną panną młodą bardzo nawiązuje do sceny na dachu z Reichenbach Fall. Puszczanie oka do fanów opanowali do perfekcji, ale scena z wodospadem wydała się już trochę przedobrzeniem, chociaż biorąc pod uwagę całą konwencję odcinka – wypadła dość ciekawie.

Benedict Cumberbatch bez loczków nadal jest świetnym Sherlockiem, choć nieco bardziej dostojnym i mniej roztrzepanym. Wydaje się nieco poważniejszy. Za to Martin Freeman jako Wonson (ortografia celowa – ma wąsa, więc Wonson, nie Watson) jak zawsze przy boku ma swoje pięć minut jako najlepszy, najwierniejszy kompan Holmesa. Szkoda jedynie, że nie powiedziano wiele na temat jego relacji z żoną, bo Mary została odsunięta od wszystkiego, by na końcu nagle się pojawić. Wydawało się również, że ich małżeństwo nie wydaje się tak szczęśliwe, jak w regularnym serialu. Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej w tym wątku.

Najlepszym, co spotkało postaci przeniesione do XIX wieku, były zmiany wyglądu. Chociaż charakter pozostał ten sam, zmienił się nieco język i przede wszystkim ich aparycja – tak jak Sherlock pozbył się loczków na cześć ugładzonych włosów, a Wonson wrócił do wielkich wąsów, tak inne postaci dorobiły się kilku(dziesięciu) kilogramów nadwagi, dodatkowego owłosienia czy innej płci (teoretycznie). Upiorna panna młoda przypominała mi zabawę, w którą Moffat i Gatiss grali na zasadzie co by było, gdyby Sherlock był w XIX wieku...?

Upiorna panna młoda to wciąż Sherlock, którego kochamy, więc nie obyło się bez humorystycznych wstawek, które rzucają na kolana (I'm glad you liked my potato!). Trochę drwienia sobie z gotyckich klimatów, bawienia się nie tylko przeszłością i rokiem 1895, ale również współczesnością, wreszcie odpowiedzi na kilka nurtujących pytań, a zwłaszcza na jedno najważniejsze dla każdego fana. To dobry odcinek, choć niepozbawiony wad (którą jest niewątpliwie sama sprawa Ricoletti), powrót do korzeni nie sprawił, że Sherlock stał się inny, a wręcz przeciwnie – sprawił, że znając poprzednie sezony, i ten odcinek świetnie bawił nawiązaniami.

Upiorna panna młoda pretenduje do miana mojego ulubionego odcinka. Znakomicie osłodziła mi oczekiwanie na kolejny sezon i dodatkowo zaostrzyła apetyt zakończeniem, choć podejrzewam, kto będzie stać za sytuacją z zakończenia trzeciego sezonu – w końcu czytałam opowiadania Doyle'a. Ten odcinek specjalny jest dla mnie wprowadzeniem do sezonu czwartego, który pojawi się już w 2017 roku. Chociaż kocham Sherlocka całym sercem, mam nadzieję, że sezon czwarty ładnie zamknie wszystkie wątki, rozwikła sprawę zhakowania brytyjskich ekranów i da nam się godnie pożegnać z Sherlockiem.

Nie obawiajcie się przeniesienia w XIX wiek – Upiorna panna młoda pokazuje, że da się do zrobić świetnie i bez uszczerbku dla postaci. A bawić się można świetnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...