sobota, 16 listopada 2013

Szukając Alaski | John Green



Alaska – stan USA w północno-zachodniej części Ameryki Północnej... Czy takiej właśnie tytułowej Alaski właśnie poszukuje Klucha, czyli Miles Halter? Absolutnie nie. Szukając Alaski to opowieść o młodych ludziach szukających własnego ja, własnego Wielkiego Być Może, które dla każdego z nich jest zupełnie inne. Na poszukiwania Klucha wyrusza w momencie, kiedy decyduje się o nauce w internacie w Alabamie, gdzie kiedyś uczęszczał jego ojciec. Dotychczas nieposiadającemu wielu przyjaciół – właściwie żadnych – chłopakowi nie udawało się nawiązać bliższych kontaktów z rówieśnikami, o dziewczynach nie wspominając. Internat to dla niego szansa. I faktycznie, wyjazd ten okazał się strzałem w dziesiątkę!

Szybko ochrzczony przezwiskiem Klucha poznaje swojego współlokatora, Chipa, zwanego przez wszystkich Pułkownikiem, a dzięki niemu udaje zaznajomić mu się z Alaską, Takumim i Larą. Ach tak, Alaska, centrum całego zamieszania w głowie Milesa... Szalona, rozbudzająca, pełna energii, mająca po sto pomysłów na sekundę, gwałtowna niczym burza – taka właśnie była Alaska. Razem z nimi mamy możliwość przeżyć... przeżyć ich własną młodość. Szukają odpowiedzi, miłości, intensywnych wrażeń, zabawy, przyjaźni... To zwykła opowieść o nastolatkach i ich nastoletnich problemach, ale przedstawiona w tak niezwykły sposób, że... po prostu trzeba samemu to przeczytać, by dowiedzieć się, czemu to dobra książka.

Ach, John Green. Czy raczej „ech, John Green”. To nazwisko, jak się przekonałam, wróży dobrą książkę. O ile Gwiazd naszych wina była powieścią dla mnie nietypową (nie czytam często takiej tematyki), ale genialną, o tyle, w porównaniu do niej, Szukając Alaski jest po prostu... niezłe. Wciąż czuć greenowy klimat, wciąż jest wesoło i smutno, lecz jakby... mniej. Wyraźnie widać, że w swoim debiucie pisarz dopiero wyrabiał swój styl.

Rozdziały podzielone są dość niecodziennie. (100 dni PRZED), (29 dni PRZED)... Przed czym? Podczas lektury każdy bardziej ciekawski Czytelnik z pewnością zastanawia się, co jest wydarzeniem, do którego autor odlicza czas. A PO tym wydarzeniu doszłam do wniosku, że chyba jednak nie chciałam wiedzieć. Nie popełniajcie mojego błędu; jako osoba nadzwyczaj ciekawska, która często czyta ostatnie strony kryminałów na samym początku, sprawdziłam, co jest wydarzeniem, które podzieliło książkę na dwa okresy: „przed” i „po”. To był jeden z najgorszych błędów w moim czytelniczym życiu, jakie popełniłam. Nie naśladujcie mnie, nie czytajcie ostatnich stron w książkach. Nigdy.

Jeszcze przed poznaniem twórczości Greena, nie miałam ani bladego, ani zielonego pojęcia, o co znowu z nim chodzi. Jest facet, napisał książkę – rozumiem. Co więcej, napisał młodzieżówkę – przyjęłam do wiadomości. I teraz, proszę państwa, paradoks Greena: młodzieżówkę, która ma pozytywne recenzje krytyków literackich. To się wydaje nieprawdopodobne w erze Zmierzchów, Greyów i mdłych romansów dla niewyżytych nastolatek (do których poniekąd sama się zaliczam, żeby nie było). Autor ten swoimi książkami zaczął mi przypominać, że powieść dla młodzieży to nie tylko akcja i romans, że taka powieść może mieć drugie dno, mieć głębię, jakieś przesłanie. Oczywiście w Szukając Alaski akcji i romansu nie zabraknie, co to, to nie!

Ostatnio zaczęłam zwracać większą uwagę na realizm postaci, zwłaszcza w romansach. Szukając Alaski co prawda nie jest romansem, ale wątek miłosny oczywiście posiada. W tym właśnie miejscu zaczęłam zauważać, jak sztuczne były zachowania nastolatków z innych książek, „obyczajówek”, czyli takich powieści, w których realizm postaci jest chyba najważniejszą lub jedną z najważniejszych rzeczy. Wiecie, drodzy Czytelnicy, jak to jest z tym zakochaniem w książkach: on zakochał się w niej, ona w nim, żyli długo i szczęśliwie. Tymczasem w prawdziwym życiu, opisywanym w takich właśnie powieściach, jest zupełnie inaczej, absolutnie nie tak! Tu nie ma wybuchu nagłej miłości, nie ma nagłego oświecenia, nagłej miłości. To jest, całkiem niedawno to zauważyłam, boleśnie prawdziwe.


Szukając Alaski jest debiutem Johna Greena, i jako debiut – jest świetna. Jednak w porównaniu do jego najpopularniejszej książki, Gwiazd naszych winy, jest zaledwie niezła. Nie porusza tak bardzo, chociaż może być to spowodowane tym, że nie mówi o chorobach, nie mówi o śmierci tak dosłownie. Zawiodła mnie. Tak po prostu. Oczekiwałam czegoś spektakularnego, czegoś, co pokazałoby cały talent Greena, ale nie wyszło – ten debiut to chyba najgorsza z jego książek, lecz nie zmienia to faktu, że Szukając Alaski jest całkiem dobra i wcale nie jest gniotem. Przygodę z Greenem polecałabym jednak zacząć od Gwiazd naszych winy czy Papierowych miast, gdyż Szukając Alaski może nie sprostać oczekiwaniom, że John Green = genialna książka.

10 komentarzy:

  1. Świetna recenzja i książka też się świetnie zapowiada c;

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę w końcu zapoznać się z tym autorem :).

    OdpowiedzUsuń
  3. "Gwiazd naszych wina" spodobała mi się, aczkolwiek nie porwała zanadto, ponieważ jestem już obeznana w takiej tematyce. Po "Szukając Alaski" sięgnę z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  4. I chyba zrobię właśnie tak, jak rekomendujesz - zacznę poznawać twórczość Greena od Gwiazd naszych winy :-) Facet naprawdę zbiera pozytywne opinię, nawet mnie zainteresował już jakiś czas temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też zainteresował jakiś czas temu - wyskoczył jak Filip z konopi ze swoimi książkami i nagle wszyscy go wielbią. :)

      Usuń
  5. Przeczytałam ''Papierowe Miasta'' i oceniłam je jako bardzo dobre, choć spodziewałam się lepszej powieści (przypuszczam, że to przez wszystkie pozytywne oceny, na które się natknęłam). Ale po pozostałe, dwie książki Pana Greena sięgnę z przyjemnością :)
    Pozdrawiam Serdecznie!

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a Papierowe Miasta to jedyna książka Greena, której jeszcze nie przeczytałam. (Jedyna wydana w Polsce oczywiście. :D)

      Usuń
  6. Nie miałam jeszcze do czynienia z żadną z książek pana Greena, ale w końcu po nie sięgnę - i tej nie ominę. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiedzmy, że książka jak na debiut ok, ale nie powala - natomiast Gwiazd Naszych Wina tego autora to jednak jest coś :D

    OdpowiedzUsuń
  8. od jakiegoś czasu bardzo chcę przeczytać, czekam tylko na okazję :))
    xo, A.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...