[Now
you see me]
reżyseria:
Louis Leterrier
Lubię
iluzje. Mylą moje zmysły i często mnie denerwują tym, że źle
coś postrzegałam, ale dają mi wielką rozrywkę. Magików i
sztuczki, iluzjonistów i hipnotyzerów również lubię. Namiętnie
oglądałam programy Davida Copperfielda, Crissa Angela czy innych
magików/iluzjonistów; zresztą wciąż to robię. Zawsze podczas
seansu takich programów rozrywkowych głowię się, jak oni to
zrobili. Och, wielbię odkrywać tajemnice magii! Chociaż nie robię
tego tak... spektakularnie jak jeden z bohaterów Iluzji, Thaddeus
Bradley.
Mamy
czwórkę... magików? Nie, nie wszyscy są magikami. Mamy czwórkę
nieprzeciętnie uzdolnionych ludzi, i nie mówię tu o laserach w
oczach czy zmienianiu się w gigantycznego zielonego stwora (ale Hulk
też będzie, spokojnie). Jest iluzjonista Daniel Atlas, jego była
asystentka Henley, która teraz sama robi karierę swoimi mrożącymi
krew w żyłach magicznymi pokazami, dość arogancki i cwany
hipnotyzer Merritt McKiney (Woody Harrelson ♥) i... co tu dużo
mówić, oszust mający bardzo sprawne palce, Jack Wilder. Tajemna
organizacja Oko sprawia, że się spotykają i tworzą grupę
iluzjonistów zwaną Czterema Jeźdźcami, o której niedługo potem
robi się bardzo głośno. Na scenie, z milionową widownią...
rabują bank znajdujący się na innym kontynencie. Zamiast
skradzionych pieniędzy pracownicy banku znajdują bilet na ich
występ i podpisaną kartę, a kasa... leci widzom z nieba! Trudno,
żeby po tak spektakularnej sztuczce nie zrobiło się o nich gorąco.
Rabunek
to przestępstwo, więc Jeźdźcami zaczyna interesować się policja
i Interpol. Jak oni to zrobili? Jak ukradli trzy miliony dolarów z
drugiego końca świata? Odpowiedź na to znają tylko Czterej
Jeźdźcy i... Thaddeus Bradley (Morgan Freeman), który w swoim
programie obala wszystkie sztuczki magików. Tajemnicę tej również
zna. Z tym, że Dylan Rhodes (w te roli Mark Ruffalo, czyli Hulk),
któremu powierzono tę sprawę, nie chce z nim nawet gadać. Ale,
ale! Czterej Jeźdźcy mają kolejny numer. Tym razem pieniądze z
konta ich sponsora i... „opiekuna” przelewają na konta ludzi
siedzących na widowni. Wtedy Arthur Tressler daje kopa policji i
dopiero teraz zaczyna się prawdziwy pościg za iluzjonistami.
Kto
jest dobry, a kto zły? Kto za tym wszystkim stoi? JAK oni dokonali
tego rabunku? Te i wiele, wiele innych pytań nieustannie krążyło
mi po głowie podczas oglądania Iluzji. Jednak ani przez
chwilę nie byłam w stanie przystopować i na spokojnie pomyśleć,
bo ciągle się coś działo! Jest wiele filmów z szybką, rwącą
do przodu akcją, ale ten... ten przeszedł samego siebie. Nie dość,
że wszystko dzieje się w zastraszającym tempie, to jeszcze trzeba
ciągle być skupionym – wszystko, co widzisz, może być
ważne. Iluzja zmontowana jest gładko, a efekty nie
psują ogólnego wrażenia. Są dobre i, powiedziałabym, doskonałe.
Wpasowują się idealnie w tło. Nic nie przeładowano, idealnie to
wszystko sklejono, co nie zmienia faktu, że musiałam bardzo mocno
skupiać się podczas seansu i cieszę się, że nie oglądałam tego
w telewizji – takie dwudziestominutowe reklamy popsułyby mi ogólne
wrażenia.
Woody
Harrleson. Jak ja lubię tego gościa! Od kiedy zagrał Haymitcha w
ekranizacji Igrzysk Śmierci, podbił moje serce jako
aktor. W roli hipnotyzera-cwaniaczka sprawił się
znakomicie! Iluzję obejrzałabym nawet tylko dla
niego. Na szczęście film okazał się być świetny. Mark Rufallo,
czyli nasz Hulk, kolejny raz gra kota goniącego mysz czy też psa
gończego – jak zwał tak zwał. On naprawdę dobrze sprawdza się
w takich filmach w roli gliniarza. Choćby w Zodiaku!
Reszta jakoś specjalnie nie wyróżniała się swoimi aktorskimi
popisami, ale najlepsze zostawiłam na koniec: Morgan Freeman.
Wisienka na torcie. Nic więcej chyba nie muszę dodawać.
Są
aktorzy, ale skoro są oni, są i postacie przez nich odgrywane. Jak
już wyżej wspomniałam, taki Merritt McKiney był moim ulubieńcem.
Arogancki i zabawny, idealnie pasował do filmu. Trochę mniej
polubiłam magiczny duet Atlas & Henley. Gość wkurzał mnie
swoim pragnieniem ciągłego przywódctwa, a Henley była zbyt
zarozumiała. Jack Wilder, czwarty z nich, w odróżnieniu od duetu
dał się lubić. Taki cwany oszust, którego nie dało się nie
polubić, ale wydawało mi się, że pomimo wielu scen z nim,
odsunięto go na dalszy na plan. A szkoda. Postacie są tutaj
najważniejsze, bez nich cała fabuła nie byłaby tak intrygująca.
Nie chodzi mi tu o ich talenty, ale o sam charakterek – oj, a
charakterek to mieli wszyscy, cała czwórka Jeźdźców (Apokalipsy,
jak sądzę, w domyśle). Zazwyczaj kiedy polubię Tych Złych (tutaj
nie do końca złych), Ci Dobrzy już przestają być lubiani. Nic z
tych rzeczy, nie w Iluzji! Dylana Rhodesa i jego, piękną
oczywiście, partnerkę z Interpolu, da się lubić. Mimo bycia
czasem bardzo wkurzającymi glinami, dali czadu.
Jest
taki gatunek w filmach amerykańskich zwany heist movie –
czy filmy o wielkich napadach. Tak, Iluzję zdecydowanie
można wrzucić do worka z takimi filmami, z zastrzeżeniem, że
powinien on być na wierzchu. Nie jest może najlepszy w tej
tematyce, nie bez błędów (których ja nie zauważyłam, ale
krytykiem filmowym nie jestem), ale był bardzo ciekawy i wciągający.
To nie jest film wysokich lotów lecz bardzo dobra rozrywka. Trudno
nie bawić się, oglądając, jak kolejny raz gliniarze zostali
oszukani przez Jeźdźców i zamiast pieniędzy znaleźli balony albo
kiedy przykuto ich do stołu kajdankami. Dla rozrywki i relaksu, ale
także pragnienia dobrej, szybkiej akcji, polecam Iluzję.
Nic nie jest takie, jakie się wydaje – ale Iluzja wydaje
się i JEST dobra. :)
Hmmm... Może obejrzę ten film :)
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Zachęcam, zachęcam do tego bardzo :)
UsuńMam podobne odczucia po obejrzeniu tego filmu. Z chęcią jeszcze do niego powrócę:)
OdpowiedzUsuńO, miło to słyszeć. :)
UsuńFilm super! Byłam na nim w kinie z przyjaciółką i bardzo nam się podobało :) Z chęcią jeszcze raz do niego wrócę.
OdpowiedzUsuń