niedziela, 27 października 2013

Iluzja | 2013

[Now you see me]
reżyseria: Louis Leterrier




Lubię iluzje. Mylą moje zmysły i często mnie denerwują tym, że źle coś postrzegałam, ale dają mi wielką rozrywkę. Magików i sztuczki, iluzjonistów i hipnotyzerów również lubię. Namiętnie oglądałam programy Davida Copperfielda, Crissa Angela czy innych magików/iluzjonistów; zresztą wciąż to robię. Zawsze podczas seansu takich programów rozrywkowych głowię się, jak oni to zrobili. Och, wielbię odkrywać tajemnice magii! Chociaż nie robię tego tak... spektakularnie jak jeden z bohaterów Iluzji, Thaddeus Bradley.


Mamy czwórkę... magików? Nie, nie wszyscy są magikami. Mamy czwórkę nieprzeciętnie uzdolnionych ludzi, i nie mówię tu o laserach w oczach czy zmienianiu się w gigantycznego zielonego stwora (ale Hulk też będzie, spokojnie). Jest iluzjonista Daniel Atlas, jego była asystentka Henley, która teraz sama robi karierę swoimi mrożącymi krew w żyłach magicznymi pokazami, dość arogancki i cwany hipnotyzer Merritt McKiney (Woody Harrelson ♥) i... co tu dużo mówić, oszust mający bardzo sprawne palce, Jack Wilder. Tajemna organizacja Oko sprawia, że się spotykają i tworzą grupę iluzjonistów zwaną Czterema Jeźdźcami, o której niedługo potem robi się bardzo głośno. Na scenie, z milionową widownią... rabują bank znajdujący się na innym kontynencie. Zamiast skradzionych pieniędzy pracownicy banku znajdują bilet na ich występ i podpisaną kartę, a kasa... leci widzom z nieba! Trudno, żeby po tak spektakularnej sztuczce nie zrobiło się o nich gorąco.

Rabunek to przestępstwo, więc Jeźdźcami zaczyna interesować się policja i Interpol. Jak oni to zrobili? Jak ukradli trzy miliony dolarów z drugiego końca świata? Odpowiedź na to znają tylko Czterej Jeźdźcy i... Thaddeus Bradley (Morgan Freeman), który w swoim programie obala wszystkie sztuczki magików. Tajemnicę tej również zna. Z tym, że Dylan Rhodes (w te roli Mark Ruffalo, czyli Hulk), któremu powierzono tę sprawę, nie chce z nim nawet gadać. Ale, ale! Czterej Jeźdźcy mają kolejny numer. Tym razem pieniądze z konta ich sponsora i... „opiekuna” przelewają na konta ludzi siedzących na widowni. Wtedy Arthur Tressler daje kopa policji i dopiero teraz zaczyna się prawdziwy pościg za iluzjonistami.

Kto jest dobry, a kto zły? Kto za tym wszystkim stoi? JAK oni dokonali tego rabunku? Te i wiele, wiele innych pytań nieustannie krążyło mi po głowie podczas oglądania Iluzji. Jednak ani przez chwilę nie byłam w stanie przystopować i na spokojnie pomyśleć, bo ciągle się coś działo! Jest wiele filmów z szybką, rwącą do przodu akcją, ale ten... ten przeszedł samego siebie. Nie dość, że wszystko dzieje się w zastraszającym tempie, to jeszcze trzeba ciągle być skupionym – wszystko, co widzisz, może być ważne. Iluzja zmontowana jest gładko, a efekty nie psują ogólnego wrażenia. Są dobre i, powiedziałabym, doskonałe. Wpasowują się idealnie w tło. Nic nie przeładowano, idealnie to wszystko sklejono, co nie zmienia faktu, że musiałam bardzo mocno skupiać się podczas seansu i cieszę się, że nie oglądałam tego w telewizji – takie dwudziestominutowe reklamy popsułyby mi ogólne wrażenia.

Woody Harrleson. Jak ja lubię tego gościa! Od kiedy zagrał Haymitcha w ekranizacji Igrzysk Śmierci, podbił moje serce jako aktor. W roli hipnotyzera-cwaniaczka sprawił się znakomicie! Iluzję obejrzałabym nawet tylko dla niego. Na szczęście film okazał się być świetny. Mark Rufallo, czyli nasz Hulk, kolejny raz gra kota goniącego mysz czy też psa gończego – jak zwał tak zwał. On naprawdę dobrze sprawdza się w takich filmach w roli gliniarza. Choćby w Zodiaku! Reszta jakoś specjalnie nie wyróżniała się swoimi aktorskimi popisami, ale najlepsze zostawiłam na koniec: Morgan Freeman. Wisienka na torcie. Nic więcej chyba nie muszę dodawać.

Są aktorzy, ale skoro są oni, są i postacie przez nich odgrywane. Jak już wyżej wspomniałam, taki Merritt McKiney był moim ulubieńcem. Arogancki i zabawny, idealnie pasował do filmu. Trochę mniej polubiłam magiczny duet Atlas & Henley. Gość wkurzał mnie swoim pragnieniem ciągłego przywódctwa, a Henley była zbyt zarozumiała. Jack Wilder, czwarty z nich, w odróżnieniu od duetu dał się lubić. Taki cwany oszust, którego nie dało się nie polubić, ale wydawało mi się, że pomimo wielu scen z nim, odsunięto go na dalszy na plan. A szkoda. Postacie są tutaj najważniejsze, bez nich cała fabuła nie byłaby tak intrygująca. Nie chodzi mi tu o ich talenty, ale o sam charakterek – oj, a charakterek to mieli wszyscy, cała czwórka Jeźdźców (Apokalipsy, jak sądzę, w domyśle). Zazwyczaj kiedy polubię Tych Złych (tutaj nie do końca złych), Ci Dobrzy już przestają być lubiani. Nic z tych rzeczy, nie w Iluzji! Dylana Rhodesa i jego, piękną oczywiście, partnerkę z Interpolu, da się lubić. Mimo bycia czasem bardzo wkurzającymi glinami, dali czadu.


Jest taki gatunek w filmach amerykańskich zwany heist movie – czy filmy o wielkich napadach. Tak, Iluzję zdecydowanie można wrzucić do worka z takimi filmami, z zastrzeżeniem, że powinien on być na wierzchu. Nie jest może najlepszy w tej tematyce, nie bez błędów (których ja nie zauważyłam, ale krytykiem filmowym nie jestem), ale był bardzo ciekawy i wciągający. To nie jest film wysokich lotów lecz bardzo dobra rozrywka. Trudno nie bawić się, oglądając, jak kolejny raz gliniarze zostali oszukani przez Jeźdźców i zamiast pieniędzy znaleźli balony albo kiedy przykuto ich do stołu kajdankami. Dla rozrywki i relaksu, ale także pragnienia dobrej, szybkiej akcji, polecam Iluzję. Nic nie jest takie, jakie się wydaje – ale Iluzja wydaje się i JEST dobra. :)

5 komentarzy:

  1. Hmmm... Może obejrzę ten film :)

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobne odczucia po obejrzeniu tego filmu. Z chęcią jeszcze do niego powrócę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Film super! Byłam na nim w kinie z przyjaciółką i bardzo nam się podobało :) Z chęcią jeszcze raz do niego wrócę.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...