Kalkuta, 1932. Ben, wychowanek sierocińca St. Patrick, skończył już 16 lat - podobnie jak jego przyjaciele, będzie musiał opuścić dom dziecka i się usamodzielnić. W dniu pożegnalnej imprezy poznaje swoją rówieśniczkę Sheere i zabiera ją do Pałacu Północy na spotkanie tajnego stowarzyszenia, które założył wraz z przyjaciółmi. Gdy dziewczyna opowiada im tragiczną historię swojej rodziny, członkowie stowarzyszenia postanawiają jej pomóc w odnalezieniu legendarnego domu, który pojawia się w opowieści. Nie wiedzą, że właśnie natrafili na trop jednej z najpotworniejszych tajemnic Kalkuty. Płonący pociąg, dworzec widmo, ognista zjawa - to tylko niektóre elementy makabrycznej łamigłówki, którą przyjdzie im rozwiązać… Misja, która miała być niecodzienną przygodą, niebawem okazuje się śmiertelnie niebezpiecznym wyzwaniem.
„Ognisty
ptak”
Rozpoczynając
lekturę „Pałacu Północy” nie znałam „Mariny” ani
„Księcia mgły”, ani „Cienia wiatru”, ani nawet nie dane
było mi przeczytać „Gry anioła”, więc nie wiedziałam, czego
się spodziewać po znanym ostatnio Carlosie Ruizie Zafónie. Często
obijały mi się o uszy opinie o jego książkach – chyba nawet
były to same pozytywy. Nie miałam szczególnej chęci poznania
tajemnic Czarnego Miasta, ale nuda zrobiła swoje i kiedy tylko
zaczęłam czytać, Kalkuta i jej mieszkańcy sprawnie wciągnęli
mnie w wir pełen tajemnic i niedopowiedzeń.
W
sierocińcu w Kalkucie kilkoro wychowanków zakłada Chowbar Society.
Ben, Ian, Siraj, Seth, Michael, Roshan i Isobel przysięgają, że
zawsze będą sobie pomagać. Jednak ostatnie spotkanie
stowarzyszenia w rozpadającym się Pałacu Północy nie będzie
ostatnim – Ben poznaje tajemniczą Sheere i zabiera ją na
spotkanie. Warunkiem przyłączenia się do Chowbar Society jest
opowiedzenie historii; Sheere więc opowiada tragiczną historię
swojej rodziny i wspomina o domu swojego ojca, gdzieś tutaj, w
Kalkucie. Członkowie postanawiają przedłużyć działanie
stowarzyszenia, chcąc pomóc odnaleźć rodzinny dom Sheere.
Nagle
wokół Bena zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Płonący pociąg
pełen krzyczących dzieci, nagły wypadek dyrektora sierocińca St.
Patrick, mrożąca krew w żyłach historia stająca się
rzeczywistością. Ognista zjawa, która chce się zemścić. To
jedynie najważniejsze elementy układanki, która miała być
ostatnią przygodą Chowbar Society, a stała się niesamowicie
niebezpiecznym wyzwaniem.
Przede
wszystkim muszę przyznać, że brakowało mi takich przygodowych
książek, gdzie nie romans i nie stworzenia takie jak wampiry czy
wilkołaki są na pierwszym planie. „Pałac Północy” naprawdę
wciągnął mnie w swój pełen tajemnic świat, a Chowbar Society
ujęło różnorodnością członków. Każdy z nich miał swoją
„chwilę sławy”, Ben, Ian i Sheere nie zepchnęli reszty na
margines. Zagadka, którą mieli rozwiązać, również była
interesująca, choć jeśliby się trochę pomyślało, jej część
można by łatwo odszyfrować.
Styl
pisania Zafóna bardzo przypadł mi do gustu. Wszystko opisane było
lekko i zwięźle, ale z wspaniałymi opisami miasta, Pałacu Północy
czy domu inżyniera. Autor odpowiednio dawkował napięcie i
stopniowo odsłaniał rozwiązanie tajemnicy. Nagłe zwroty akcji nie
pozwalały przerwać czytania – ciągle działo się coś
ciekawego, ciągle pojawiały się nowe elementy układanki.
Autor
na początku umieścił notkę, że chciał napisać książkę
zarówno dla młodzieży, jak i dorosłych. „Pałac północy”
rzeczywiście może być przeznaczony dla starszych osób, chociaż
wydany jest w dziale literatury młodzieżowej. Kiedy ja piszę tę
recenzję, moja mama właśnie poznaje Bena i resztę i jest naprawdę
oczarowana – czyli rzeczywiście jest to książka dla każdego.
Śledzenie
przygód Bena i reszty było dla mnie czystą przyjemnością. Jednak
„Pałac Północy” nie stał się dla mnie książką, którą
zapamiętam na bardzo długo; to był jedynie miło spędzony czas na
świetnej, choć niebezpiecznej przygodzie Chowbar Society. Cóż,
może i nie będę pamiętała tej pozycji, ale już autora na pewno
– poluję na dzieła Carlosa Ruiza Zafóna w bibliotece i chce jak
najszybciej poznać kolejne przygody i tajemnice spod jego pióra.
Zachęcam wszystkich do jego twórczości, bo naprawdę warto i czas
przeznaczony na czytanie z pewnością nie będzie stracony!
Polecam
wszystkim poszukiwaczom przygód, a tymczasem ja zagłębiam się w
„Światła września” :)
Czytałam i podobało mi się, choć szału nie było jak np. przy "Marinie", czegoś mi zabrakło. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzytałam, ale przyznaję, że Książę Mgły bardziej mi się podobał.;D
OdpowiedzUsuńZa dużo Zafona wokół mnie. Przeczytałam dwie jego powieści, z czym tylko jedna w miarę mnie zadowoliła. Na pewno nie teraz, ale może w przyszłości zapoznam się z kolejnymi pozycjami sygnowanymi jego nazwiskiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tę książkę mam zamiar dopiero przeczytać. Niedawno skończyłam 'Marinę', która dostarczyła mi baaaardzo wiele pozytywnych emocji, ale opis 'Pałacu' też zachęca :) Zafon jest moim ukochanym pisarzem.
OdpowiedzUsuń