ŚWIATŁA
WRZEŚNIA, Carlos Ruiz Zafón
Jest rok 1936, Simone Sauvelle po śmierci męża zostaje praktycznie bez środków do życia. Dzięki pomocy sąsiada udaje jej się dostać pracę jako ochmistrzyni normandzkiej rezydencji Lazarusa Janna, wynalazcy i właściciela fabryki zabawek. Pani Sauvelle wraz z dziećmi: 14-letnią Irene i młodszym Dorianem wyjeżdża do Normandii. Podczas pierwszej wizyty u gospodarza rodzina Sauvelle zostaje oprowadzona po części domu pełnego przedziwnych mechanicznych zabawek. Dowiaduje się również o dziwnej chorobie żony Lazarusa. Po pewnym czasie Irene zaprzyjaźnia się z Hannah, kucharką wynalazcy, dzięki której poznaje Ismaela. Kiedy Hannah zostaje odnaleziona martwa, Irene i Ismael postanawiają zgłębić tajemnicę jej śmierci. Aby tego dokonać, będą musieli rozwiązać szereg zagadek związanych z Lazarusem i jego żoną.
„Doppelgänger”
Zaraz
po skończeniu lektury „Pałacu Północy” sięgnęłam po
„Światła września”, łaknąca kolejnych tajemnic i zagadek,
więcej niewyjaśnionych zdarzeń i duchów. Zafón oczywiście mnie
nie zawiódł!
Normandia.
Madame Sauvelle po śmierci męża przeprowadza się wraz z córką
Irene i synem Dorianem do Domu na Cyplu, by pracować jako
ochmistrzyni u Lazarusa Janna – fabrykanta i wynalazcy, lubującego
się w tworzeniu mechanicznych zabawek. Jego rezydencja Cravenmoore
to labirynt pełen mechanizmów i – jak się okazuje – demonów
przeszłości.
Kiedy
dochodzi do morderstwa, Irene i Ismael za wszelką cenę chcą
rozwikłać, kto jest mordercą. Nie wiedzą tylko, jak niebezpieczna
będzie ta misja – doppelgänger pragnie zemsty na Lazarusie Jannie
i jego żonie, a oni również mogą stać się ofiarą sobowtóra.
Powoli odkrywając elementy tajemnicy fabrykanta, przeżyją
przygodę, której nie zapomną – niekoniecznie w pozytywnym
sensie.
Carlos
Ruiz Zafón podbił moje serce „Pałacem Północy”, więc czym
prędzej sięgnęłam po „Światła września”, ciekawa kolejnych
tajemnic, jakie można wymyślić. Nie zawiodłam się, co więcej –
przekonałam ostatecznie do jego twórczości i kiedy tylko wpadnie
mi w łapki książka jego autorstwa, nie zawaham się jej
przeczytać. „Światła września” bardzo ciekawie przedstawiają
temat doppelgängera, cienia, prześladującego swojego właściciela.
To zły duch-bliźniak, czarny charakter, jakiego potrzebuje prawie
każda książka. W dodatku opowieści Lazarusa przedstawiające
historie jego i cienia – a były takie dwie lub trzy, choć nie do
końca zawsze zgodne z prawdą – niezwykle wciągały i pomagały
poukładać sobie pewne fakty.
Autor
oczywiście znów zachwyca swoim warsztatem. Pisze prosto i
zrozumiale, ale jednocześnie wspaniale opisuje miejsca i wydarzenia
i niesamowicie dawkuje napięcie. Fabuła co prawda czasem trochę
zgrzytała i czasem nawet można by powiedzieć „nudziła”, ale
każdy rozdział posiadał coś ciekawego. Starałam się
samodzielnie poukładać elementy zagadki i większość rzeczy
odgadłam, więc rozwój wydarzeń nie do końca mnie zaskoczył.
Mimo tego, czytanie „Świateł września” było przyjemnością.
Szczególnie ujął mnie klimat, jaki mają jego powieści –
nastrojowy i tajemniczy.
Ogromną
zaletą – znów – są bohaterowie. Przyjemni i sympatyczni,
dobrze zarysowani, w żadnym razie nie płascy i „żyjący”, że
tak to ujmę. Irene to dorastająca dziewczyna, która jest...
zwyczajna. Po prostu jest dziewczyną jakich wiele. Jej młodszy brat
Dorian zaś uwielbia rysować mapy i słuchać opowieści Lazarusa
Janna, które później pomogą w rozszyfrowaniu zagadki. To naprawdę
bystry dzieciak. Ismael jest zapalonym żeglarzem i uwielbia pływać
na swojej łodzi i pokazywać Irene uroki miejsca, w którym
zamieszkała. Opowiada „straszne” historie – o wraku pirackiego
statku i o światłach września – żeby zaimponować Irene. On i
ona odegrają ogromną rolę w fabule.
Minusem,
dla mnie, okazał się list na początku książki adresowany do
Irene, do którego musiałam wracać, aby sobie przypomnieć, o czym
pisał Ismael. Nie chciałam wracać na początek książki zaraz po
przeczytaniu ostatniej strony, ale żeby lepiej wszystko zrozumieć,
musiałam. Mały minus, ale jednak.
Urokowi
i magii „Świateł września” nie sposób się oprzeć. Już
okładka zachęca do przeczytania, a treść, jeśli już zacznie się
czytać, nie pozwala oderwać się od opisywanej historii. Carlos
Ruiz Zafón jest naprawdę znany i nie bez powodu, bowiem opisuje
ciekawe historie, które mogą spodobać się każdemu. Chciał, jak
pisał we wstępie, by mogli je czytać i młodzież i dorośli.
Potwierdzam, że mogą, gdyż „Światła września” wcześniej
czytała moja mama i ją również zachwyciły losy Irene, Ismaela i
tajemnica Lazarusa Janna. Naprawdę polecam, w szczególności
osobom, które cierpią na niedobór tajemnic i zagadek. I proszę
Was, uważniej patrzcie na swój cień. Kiedyś może się odczepić
i chcieć się na Was zemścić...
Od
tej chwili zaczynam zupełnie inaczej patrzeć na mój cień :)
Czytałam Pałac Północy i Książę Mgły, więc jest tylko kwestią czasu, jak przeczytam Światła Września. Po twojej recenzji nastąpi to szybko.:D
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki;) Będę musiał nadrobić zaległości i przeczytać powieści tego autora.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!;D
pomimo dobrej recenzji chyba się nie skusze, nie za bardzo lubię takie powieści,:) pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie zapoznałam się z żadną książką tego autora;(
OdpowiedzUsuńNiedługo zamierzam to zmienić;)
Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga!