poniedziałek, 27 sierpnia 2018

„Moja Jane Eyre” Cynthia Hand, Jodi Meadows, Brodi Ashton


Choć Moja Jane Eyre to kontynuacja wydanej rok temu Mojej Lady Jane, szalonej opowieści z dużym stężeniem humoru, angielskiej arystokracji i żartów o koniach, to absolutnie nie trzeba zapoznawać się z pierwszym tomem – to osobna historia mająca swój koniec i początek, a do Jane, królowej Anglii, już nie wracamy, poza jednym krótkim momentem w fabule, który jest raczej puszczeniem oczka do osób, które poprzednią Jane znają, niż jakimkolwiek fabułotwórczym elementem. Akcja tym razem ma miejsce w dziewiętnastowiecznej Anglii, a to to, co ja – i wiele innych osób – lubię najbardziej.

Dziewiętnasty wiek w Anglii to tak wdzięczny moment na ustanowienie czasu akcji – piękne stroje, sztywna etykieta i konwenanse, fraki (panowie we frakach!!!), bale, małżeństwo jako jedyny cel w życiu młodych kobiet… Klimaty idealne dla fanek i fanów Dumy i uprzedzenia, Wichrowych wzgórz czy innych tego typu powieści. Jednak trio autorek już w dedykacji daje znać, że to, co zobaczymy, będzie… nietypowe, bowiem przepraszają one za to, co zaraz zrobią z angielską literaturą. Ale spokojnie, profanacji brak – bo i Moja Jane Eyre to powieść czysto rozrywkowa i dająca masę relaksu i odpoczynku, a także (jakże by inaczej przy tak szalonych kobietach przy klawiaturze) sporą dawkę humoru.

Jane Eyre, jak i jej przyjaciółka Charlotte Brontë, znajdują się na pensji. Nagle dyrektor umiera, a jego duch zaczyna nawiedzać dom… ale o tym nie wie każdy, bo nie każdy ma dar widzenia zmarłych dusz, które z jakiegoś powodu pozostały na ziemi. Takimi duszami zajmuje się powołane w tym celu Towarzystwo, z ramienia króla wysyłające je w zaświaty, tylko kiedy agenci Towarzystwa zaczynają się kręcić przy domu pełnym młodych dziewcząt, zaczyna być dla Jane niebezpiecznie. Bo agenci pozbywają się duchów. A tak się składa, że Jane ma jeszcze jedną przyjaciółkę, która… nie żyje.

To właśnie powód, dla którego Jane jak najszybciej chce się stamtąd wynieść – dość szybko odpowiada na ogłoszenie i zostaje guwernantką w Thornfield Hall, a jej pracodawcą jest… pan Rochester.

Moja Jane Eyre nie jest ani nadpisaniem biografii postaci historycznej, jak było to w przypadku pierwszego tomu (choć elementy biografii Charlotte występują), ani też re-tellingiem Dziwnych losów Jane Eyre. Czym więc jest? Jak dla mnie to pełna absurdalnego humoru, całkowicie zmyślona, choć sprytnie skonstruowana geneza powstania jedynej powieści Charlotte Brontë. Bo samo pisanie jest takim elementem fabuły, który przewija się od samego początku aż do końca. Nie ma prawidłowej odpowiedzi na to, czy Dziwne losy Jane Eyre przeczytać przed lekturą, po lekturze, czy może w ogóle – znajomość tej historii nie jest potrzebna w zrozumieniu czegokolwiek (jestem tego żywym przykładem), choć teraz mając za sobą połowę powieści Brontë mogę stwierdzić, że ciekawie jest widzieć, w jaki sposób autorki przetworzyły ten angielski klasyk.

Tak jak w przypadku Mojej Lady Jane mamy tu narrację trzecioosobową, choć wciąż podzieloną między trzech bohaterów – i znów mogę przypuszczać, że każda z autorek prowadziła swojego bohatera przez fabułę, co sprawia, że dużo trudniej dostrzec różnice, jakie są zazwyczaj w wypadku pisania jednej książki przez więcej osób. Zaskoczyło mnie, że to Jane była najbardziej nieciekawą z trójki głównych bohaterów, choć to może być związane z oryginalnym tytułem (My Plain Jane – Moja Nijaka Jane) i ciągłym pokazywaniem, jak zwykła jest; trochę z niej taka marionetka, która dopiero uczy się asertywności. Za to pozostałe rozdziały śledzące losy Charlotte Brontë i Alexandra Blackwooda to czyste złoto – kocham tych bohaterów, szybko się zżyłam i nie mogłam się doczekać, co też im się przytrafi.

Dziewiętnastowieczna Anglia, fabuła oparta na życiu Brontë i angielskim klasyku, a w dodatku fantastyka (czy też urban fantasy) – bowiem Anglia przeżywa niezwykłe stężenie duchów na swej ziemi – to jest taki klimat, taka atmosfera, która w większości powieści będzie mi się podobać. Mam sentyment do tak tworzonego świata, do tego okresu łączonego z paranormalnymi czy fantastycznymi zjawiskami, dlatego Moją Jane Eyre kupuję bez mrugnięcia okiem. Nastrój powieści, konstrukcja świata, humor, elementy nadnaturalne – to wszystko zachwyciło mnie tak, jak było w przypadku innych, podobnych powieści: Clovisa LaFay Anny Lange, serii Protektorat Parasola Gail Carriger czy, ku mojemu zaskoczeniu, Diabelskich maszyn Cassandry Clare (oczywiście uniwersum Clare jest dużo bardziej rozbudowane, więc mówię tu o samej tej serii, Instytucie Londyńskim i okolicach). Jeżeli jesteście fanami powyższym, warto byłoby zainteresować się Moją Jane Eyre.




Recenzja we współpracy z wydawnictwem SQN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...