Cholera,
nic nie pamiętam – tak zaczęła się moja lektura trzeciego,
wyczekiwanego przeze mnie przecież tomu Żniwiarza. Czas oczekiwania
zrobił swoje, fabuła drugiego tomu gdzieś się zapodziała, ale
dość szybko się odnalazłam w świecie stworzonym przez Paulinę
Hendel. Akcja zaczyna się w momencie zakończenia tomu drugiego i,
niestety, nie trzyma tak bardzo napięcia. Miałam wrażenie przez
niecałą połowę książki jakby bohaterowie zmierzali donikąd.
Taka sytuacja związana jest z ich aktualnym położeniem i
problemami, jednak to już-już zaczynało nużyć. Właśnie dlatego
moja pierwsza myśl o Trzynastym księżycu była taka, że akcja
rozłożona jest nierównomiernie; co prawda bohaterowie nieustannie
coś robią, jednak w pierwszej w większości to polowania
niezwiązane z głównymi wątkami Pierwszego i Nija, część tych
wydarzeń dla mnie była trochę zapychaczami, by potem… och, co
było potem.
Zaczynając
lekturę, bałam się, że będę musiała przyznać, jak łatwo było
mi odłożyć Trzynasty księżyc i zająć się czymś innych – a
takich sytuacji nie miałam przy dwóch pierwszych tomach, które
połykałam praktycznie na raz. Od pewnego momentu akcja tak ruszyła,
a wszystko zaczęło nabierać sensu, a czytelnik dodatkowo był
zaciekawiany co i rusz zapowiedziami dowiedzenia się prawdy o tym,
co się dzieje, o tym, kim tak naprawdę jest Magda i dodatkowo
zastanawianiem się, czy można zaufać Pierwszemu, że… nie mam
pojęcia, gdzie te dwieście stron zniknęło, ale zniknęło szybko
i za jednym posiedzeniem.
Trzynasty
księżyc to wciąż ci sami bohaterowie – Magda, Feliks (wciąż
go uwielbiam), Mateusz i, przede wszystkim według mnie, Pierwszy.
Jak ten bohater rozwija się od pierwszego pojawienia w tej serii!
Niesamowity character development całkowicie mnie kupił –
z nim jest trochę jak z Lokim z Avengers, bo wiemy, że jest
raczej zły, jednak gdzieś z tyłu głowy ciągle mamy „ale”.
Taki czarny charakter, którego nie można jednoznacznie nienawidzić,
jest trudną postacią do napisania, a w przypadku tej serii udało
się to wyśmienicie.
Trudno
mi natomiast określić dokładnie fabułę, czy spróbować ją
opisać na potrzeby tej opinii tak, by zrobić to bezspoilerowo –
cały Trzynasty księżyc to wiele drobniejszych wydarzeń, które co
prawda prowadzą do kulminacji i potem zaskakującego zakończenia,
jednak mało tam elementów wspólnych. Najprościej powiedzieć, że
trzeci tom kontynuuje historie Magdy, skupia się na naszej czwórce,
powiedzmy, głównych bohaterów, którzy muszą odkryć, co sprawia,
że na świecie jest więcej ataków nawich i ludzi je widzących.
Żniwiarz.
Trzynasty księżyc rzuca nowe światło na bohaterów, ma kilka
mocnych momentów i od połowy nie można się oderwać od lektury.
Nie brak tu humoru (bliźniaki!!!) czy chwil wytchnienia, nie brak
trochę głupich decyzji (Magdo, patrzę na ciebie… i na ciebie,
Mateuszu), ale też ciekawie zrobionych zwrotów akcji (Tosia i jej…
zajęcie) czy fenomenalnego rozwoju niektórych postaci. Zostawia
niedosyt i mimo że na początku byłam trochę sceptyczna, to to, co
się dzieje potem, ile się dzieje i jak niebezpieczne niektóre
wydarzenia są, sprawia, że nie mogę się doczekać czwartego tomu
i tego, co jeszcze czeka bohaterów. Cała seria jest naprawdę godna
polecenia, mimo lepszych i gorszych momentów w fabule warto się z
nią zapoznać, jeśli jesteście fanami mitologii słowiańskiej lub
jeśli chcecie wreszcie przeczytać coś na poziomie zagranicznych
powieści dla młodzieży i nie tylko, ale polskiego i w Polsce się
rozgrywającego. Bo nie wiem, jak wy, ale ja zaczęłam się oglądać
za zwidami i bezkostami… :)
Recenzja
we współpracy z wydawnictwem Czwarta Strona.