środa, 25 lipca 2018

Dlaczego kwestionuję sens napisania „Kirke”?


Załóżmy hipotetyczną sytuację – pewien utwór bardzo mi się spodobał, zainspirował mnie i postanowiłam na jego kanwie stworzyć coś swojego. Ostatnio oglądałam ekranizację, więc dajmy za przykład serię o Harrym Potterze. Postanowiłam jednak opisać całe siedem lat z życia Harry’ego inaczej niż J.K. Rowling, bo z narracji trzecioosobowej zrobiłam pierwszoosobową,  a narratorką uczyniłam… dajmy na to, Lunę Lovegood, która nie była świadkiem wszystkich wydarzeń i na pewno miała jakieś swoje przemyślenia, których Rowling w swoich książkach nie zamieściła.

Taki twór mógłby zostać nazwany co najwyżej fanfiction, w którym korzystam z tego, co zostało stworzone przez kogoś innego. W założonej sytuacji nie daję nic od siebie, nie zmieniam treści siedmioksięgu, nie zmieniam fabuły, tylko pokazuję ją od innej perspektywy. Gdybym oszalała i postanowiła wydać coś takiego, to za chwilę miałabym wizytę prawnika pani Rowling.

Dlatego właśnie sytuacja z Kirke Madeleine Miller tak bardzo mnie denerwuje. Bo autorka tej pięknie i bardzo starannie wydanej książki (która właśnie swoim wyglądem wzbudziła tyle zainteresowania w mediach społecznościowych) bierze żywcem mity greckie i eposy (Iliada, Odyseja, Telegonia), z których jak puzzle układa swoją historię. W tej opowieści pierwsze skrzypce gra tytułowa Kirke, ona jest narratorką całości i przedstawia swoje boskie życie, ale poza dwoma momentami (dzieciństwo i spotkanie z Prometeuszem, samo zakończenie) mamy tutaj przepisane współczesnym językiem wydarzenia już znane. Jeżeli ktoś interesuje się mitami, czytał Mitologię Parandowskiego czy po prostu w szkole miał dobrze omawiamy ten temat, zna ogólny zarys Odysei czy Iliady… gratulacje, macie zaspoilerowaną całą powieść.

Kiedy pojawił się Dedal i przedstawił swojego ukochanego syna Ikara, wiedziałam, jak to się skończy. Kiedy wspomniane jest, że na Krecie Pazyfae, żona Minosa, ma problem z porodem – tylko wyczekiwałam pojawienia się Minotaura. Kiedy wprowadzona jest postać Ariadny, która przedstawiana jest bardzo tajemniczo ze względu na miłość do brata – wiem, że i tak na koniec pomoże Tezeuszowi. Kiedy pojawia się w fabule Odyseusz, wiem, jakie decyzje podejmie, zanim on sam o nich pomyśli. Jedynym fragmentem, którego nie znałam, był wątek syna Kirke, Telegonosa. Po lekturze sprawdziłam, jak starożytni opisali jego historię… I tak, ponownie kropka w kropkę to ta sama historia.

Jakby tego było mało, bohaterka jest po prostu nudna. Jej życie składa się z czekania na wyspie pomiędzy kolejnym wprowadzeniem postaci mitologicznej (i odtworzeniu danego mitu bez zmian) i czytelnik boleśnie to odczuwa. Miller potrafi pisać, czego dowodem są dwie fenomenalne sceny, bardzo naturalistycznie przedstawione i obie to sceny porodów, które wywołują dreszcze. Potrafi też tworzyć postaci, bo Dedal pojawia się zaledwie w jednym rozdziale, a już kradnie moje serce i duszę, i chętnie czytałabym tylko i wyłącznie o nim. Dlatego właśnie nie jestem w stanie zrozumieć, czemu, mając przecież umiejętności, nie jest w stanie tchnąć ani trochę życia w bohaterkę, serwując czytelnikowi dokładnie to samo, co dostała Kirke w karze – nudę i dłużący się czas na samotnej wyspie.

Kirke skonstruowana jest bardzo epizodycznie. Pierwszym epizodem jest jej dzieciństwo, przemiana Glaukosa i Scylli, a po trafieniu na wyspę mamy okresy absolutnego nicnierobienia, tylko siedzenia na tej przeklętej wyspie, wymiennie z epizodami żywcem wziętymi z mitów. Przedstawia się to tak: nuda na wyspie – romans z Hermesem – nuda na wyspie – mit o Minotaurze, mit o Dedalu i Ikarze – nuda na wyspie – Odyseja – itd…

Jeżeli Wam Kirke przypadła do gustu, to absolutnie tego nie krytykuję i cieszę się, że przynajmniej Wy nie żałujecie wydanych pieniędzy tak, jak ja teraz. Dla mnie jest to książka, w której powstaniu nie widzę żadnego sensu, bo jaki jest cel w przepisaniu żywcem wszystkiego, co już znamy, bez żadnego przetworzenia tego, dodania od siebie jakichś elementów – Miller idzie na łatwiznę i zbiera w całość wszystko to, co zostało napisane. Kirke pokazuje, że żeby wydać książkę, nie musisz wcale wymyślać fabuły, wystarczy, że przepiszesz coś, co istnieje.

Nie polecam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...