poniedziałek, 12 marca 2018

„Twierdza Kimerydu” Magdalena Pioruńska



Anna Guiteerez ucieka. Ucieka przez pustynię, ocalała z rzezi, i poszukuje Twierdzy Kimerydu – miejsca, w którym mogłaby się schronić, ale paradoksalnie – ono też nie jest bezpieczne. Nic właściwie nie jest bezpieczne w świecie, w którym eksperymenty genetyczne na DNA człowieka i pradawnych stworzeń doprowadziły do ponownego pojawienia się na Ziemi dinozaurów. Przed byciem przekąską dla drapieżników ratuje ją (nie)sławny Tyrs Moliina, obiekt jej naukowych zainteresować, pół człowiek - pół raptor. W taki sposób Anna trafia w samo centrum Twierdzy, bo do willi burmistrza, i to początek kłopotów, jakie swoim przybyciem sprowadziła na mieszkańców.

Jestem absolutnie zafascynowana światem przedstawionym w Twierdzy Kimerydu. Wydawać by się mogło, że i Miasto Krokodyli, i sama tytułowa Twierdza Kimerydu to miejsca bardzo podobne nam znanym ośrodkom, natomiast gorący afrykański klimat, walki wolnościowe związane z konfliktem z cesarzem czy rozwinięta genetyka umożliwiające krzyżówki DNA ludzkiego z DNA dinozaurów sprawia, że to skrajnie niebezpieczne miejsca, w którym nikomu nie można ufać, co potwierdza sam powód znalezienia się Anny, jednej z głównych bohaterów, w tarapatach. To świat, który może być trudny w odbiorze dla osób młodych z uwagi na tematykę, jaka się pojawia – bo nie brak tu przemocy, seksu czy potępianych skłonności pedofilskich. Zdecydowanie Twierdza Kimerydu jest pozycją dla dojrzałego czytelnika.

Trochę drażni rozdźwięk w zachowaniu bohaterów. Bo oto z jednej strony mamy mężczyzn służących w Straży, potrafiących walczyć, w jednym przypadku nawet utrzymującym rodzinę, a z drugiej strony ci sami bohaterowie chodzą do szkoły, narzekają na nią i miewają mentalność nastolatków, takich robiących psikusy nielubianej nauczycielce. Skoro już przy tych drażniących momentach jesteśmy, to w żadnej książce, absolutnie nigdy, nie będę zachwycać się (czy nawet tylko lubić) wątkiem miłosnym, w którym pojawia się przemoc, nieważne jak tłumaczona. I nie uwierzę w żadną szczęśliwą miłość, w której jedna osoba wali głową drugiej o ścianę aż do nieprzytomności, nieważne z jak szlachetnymi intencjami (w tym wypadku jednak egoistycznymi). Uczucie może być, owszem, ale nie będzie to dla mnie „otp”, tylko zwykłe odchylenie od normy, delikatnie ujmując, które w żaden sposób mnie przekona mnie o czystości uczuć bohaterów.

Na szczęście te elementy nie przysłoniły mi przyjemności z lektury Twierdzy Kimerydu, bo jednak bardziej od wątków romansowych byłam zainteresowana całą resztą, mieszanką walki, nauki i polityki. To historia ze świetnie skrojonymi bohaterami, charyzmatycznymi i budzącymi silne emocje, z nietuzinkowym światem łączącym naukę i pradawne stworzenia gdzieś w Afryce i intrygującą fabułą – taką, w której ciągle coś się dzieje, gdzie na każdym kroku czuć niebezpieczeństwo wiszące nad bohaterami. Jednocześnie wśród tej przygodowo-awanturniczej fabuły mamy wątki związane z walką o wolność, z odrzuceniem przez społeczność, z byciem outsiderem, z akceptacją i jej brakiem, a także godzeniem się z przeszłością i życiem z chorobą psychiczną. Bo bohaterowie Twierdzy Kimerydu wiele przeszli w życiu pomimo młodego wieku. Nie mogę zapomnieć też o dobrze zaplanowanej akcji i mnóstwie momentów, kiedy zwroty w fabule zaskakują i zmuszają do szybszego przewracania stron.

Pozostaje mi polecić Wam tę książkę, jeżeli zainteresowała Was jej tematyka – to dobry debiut i do tego ciekawa polska fantastyka, z którą warto się zapoznać. Mnie pozostaje już tylko czekać na kontynuację.


Recenzja we współpracy z autorką, Magdaleną Pioruńską. Dziękuję :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...