czwartek, 9 lutego 2012

„Córka burzy”; Richelle Mead

Naprawdę burzliwa historia”

Richelle Mead – pisarka znana z romansów paranormalnych: bestsellerowej serii „Akademia Wampirów” i kilkuczęściowej sadze o sukubie, która również zyskała niemałą sławę. „Córka burzy” to moje pierwsze spotkanie z tą autorką i muszę przyznać, że było całkiem udane. Nie miałam żadnych obaw, bowiem opis przypominał mi trochę fabułę serialu „Supernatural” („Nie z tego świata”), a że serial jest jednym z moich ulubionych – nie mogłam się doczekać poznania Czarnej Łabędzicy i jej przygód. Cóż, treść okazała się być całkowicie inna, niż przypuszczałam. Ale to nie znaczy, że mi się nie podobało!
„Autorka Akademii wampirów i Sukuba.
Jest seksowna i niebezpieczna. Niepokonana w obliczu zła i bezradna wobec niepokojącej przepowiedni… i nieziemskiej namiętności. Eugenie Markham zarabia na życie wypędzaniem duchów i innych pozaziemskich szumowin nawiedzających świat śmiertelników.
Teraz musi odnaleźć nastolatkę uprowadzoną w zaświaty. I staje się celem najgroźniejszych paranormali. Wprawdzie posługuje się z równą wprawą różdżką jak pistoletem, ale potrzebuje sojuszników – i znajduje ich: w uwodzicielskim czarowniku i olśniewająco przystojnym zmiennokształtnym. Lecz żaden z nich nie ocali jej przed największym niebezpieczeństwem - jakie kryje się w samej Eugenie. I w mrocznych mocach, które budzą się w niej do życia…” – tak opisane są losy Czarnej Łabędzicy z tyłu okładki. Jednak ogromnym minusem jest tytuł, który zdradza najważniejszą rzecz!
Najbardziej spodobał mi się kitsune. Kiyo był... inny od dotychczasowych bohaterów romansów paranormalnych. Zaskakiwał mnie często swoim postępowaniem, i – co przynajmniej u mnie trochę zapunktowało – był w jakiejś setnej części Azjatą. Ponadto sam pomysł faceta zmieniającego się w lisa okazał się niesamowicie ciekawy i dotychczas nie spotkałam się z taką umiejętnością w żadnej książce. Ale podobała mi się jego natura, z kolei czyny i charakter już dużo mniej. Jeśli zaś chodzi o króla Kraju Dębów, to pomimo ukrytych zamiarów (bądźmy szczerzy, po wiadomości, kim jest Odylia, KAŻDY chciał jej zrobić dzieciaka, i Dorian nie był wyjątkiem), okazał się całkiem sympatyczny i pomocny. W końcu zgodził się uczyć Eugenie panowania nad magią, a że jego sposoby były co najmniej dziwne... przemilczę to.
Bardzo lubię książki, w których nieustannie coś się dzieje. „Córkę burzy” można zaliczyć do tej kategorii, aczkolwiek sam początek – nie licząc wykurzania ducha z buta – nieco mnie nudził, podobnie jak wszystkie sceny z Willem, który irytował mnie do granic możliwości. Pewnie gdyby zobaczył mnie piszącą te słowa, na poczekaniu mógłby wymyślić kilka teorii spiskowych. I uwierzyć w nie. Wracając do fabuły – skupia się ona na Eugenie i jej poczynaniach, od wypędzania duchów po układanie puzzli i walki ze szlachtą. Poza tym, autorka wprowadziła również niewolników naszej Eugenie! Między innymi był to Volusian, który przy każdej nadarzającej się okazji wspominał, jakim torturom podda swoją panią, kiedy się uwolni. Istne źródło czarnego humoru.
„Córkę burzy” zaliczam do naprawdę udanych książek, jednakże nie powaliła mnie na kolana. Ot, nic wielkiego. Miłośnicy twórczości Richelle Mead powinni bez wahania sięgnąć po tą pozycję, inni – niekoniecznie. To nie jest książka, która spodoba się każdemu, ale można w niej znaleźć wszystko: od układania puzzli, wypędzania duchów i walk ze szlachtą, po sceny seksu, masowe chęci gwałtu na głównej bohaterce i mnóstwo czarnego humoru (za który podziękujmy Volusianowi). Ja osobiście zapamiętam tę książkę i może kiedyś do niej wrócę, mimo że tytuł zdradza najważniejszą część fabuły, a królowa Kraju Wierzb jest nie do zniesienia.
To nie jest zwyczajny, schematyczny romans paranormalny. Mimo to polecać nie będę – może to nie zwyczajny romans, ale akcja jest dość przewidywalna, a niektórzy bohaterowie naprawdę irytują. Czasem miałam ochotę wejść do książki, potrząsnąć którąś z postaci, powiedzieć jej „Co ty do diabła wyprawiasz?”. Jednak czas spędzony na czytaniu nie był zmarnowany.
  „Córka burzy” to moje pierwsze spotkanie z Richelle Mead. I na pewno nie ostatnie.

2 komentarze:

  1. Panią Mead znam już z cyklu Akademia Wampirów. Autorka zauroczyła mnie swoim stylem. Prędzej czy później z pewnością sięgnę również i po ten tytuł

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy jeszcze nie czytałam nic tej autorki, a gdybym miała to zacznę raczej od "Melancholii sukuba", bo z opisu widzę, że "Córka burzy" to raczej nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...